, Agata Christie Tajemnica Wawrzynow (2) 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tuppence podniosła się z fotela przy kominku, wsadziła na głowę kapelusz - plastikowy, gdyż uznała, że może padać.Pojawił się Albert, by odprowadzić ją do wyjścia.- Nie pozwolę pani wychodzić z byle kim - szepnął jej w ucho.- Słuchaj, Albercie - wyszeptała Tuppence - czy naprawdę istnieje takie miejsce jak PKP?- Myślałem, że to ma coś wspólnego z kartami wizytowymi - odparł Albert, zawsze gotów, by udowod­nić swoje rozeznanie w zwyczajach towarzyskich.- Wie pani.zostawia się je znajomym przed wyjazdem lub po przyjeździe, nie jestem pewien, w którym przypadku.- To ma coś wspólnego z emerytami.- A tak, jest takie miejsce.Zbudowano je zaledwie dwa lub trzy lata temu, jak mi się wydaje.Musi pani minąć plebanię, skręcić w prawo - i już je widać.To brzydki bu­dynek, ale dobry dla starych ludzi, którzy chcą się tam spotykać.Mają swoje gry i rozrywki, a sporo pań przycho­dzi pomagać.Organizują koncerty, trochę jak.no wie pani.w Klubie Kobiet.Tylko to jest dla starszych ludzi.Są bardzo wiekowi i przeważnie głusi.- Tak mi mówiono.Albert otworzył frontowe drzwi.Na progu, z racji swojej intelektualnej wyższości, stała Janet.Za nią Clarence, a z tyłu wysoki, zezowaty chłopiec, który, jak przypominała sobie Tuppence, miał chyba na imię Bert.- Dzień dobry, pani Beresford - odezwała się Janet.- Wszyscy się cieszą, że pani przyjdzie.Lepiej niech pani weźmie parasolkę, prognoza pogody nie była zbyt dobra.- I tak muszę iść w tamtą stronę - wtrącił się Albert - więc odprowadzę panią kawałek.Oczywiście Albert jak zawsze starał się ją chronić, pomyślała Tuppence.Nie sądziła jednak, żeby Janet, Clarence czy Bert stanowili jakiekolwiek zagrożenie.Spacer zabrał im dwadzieścia minut.Dotarli do bramy czerwonego budynku.W drzwiach przyjęła ich tęga.siedemdziesięcioletnia kobieta.- Ach.mamy więc gości.Bardzo się cieszę, Że pani przyszła, kochanie - poklepała Tuppence po ramieniu.- Tak.Janet, bardzo ci dziękuję.Tędy, proszę.Wy, dzieci, nie musicie czekać, jeśli nie chcecie.- Myślę, że chłopcy byliby rozczarowani, gdyby nie usłyszeli, o co chodzi - odezwała się Janet.- No cóż, widzicie, nie ma nas tu zbyt dużo.Uznaliśmy, że w małej grupie będzie pani Beresford wygodniej, mniej krępująco.Janet, idź do kuchni i powiedz, Mollie, że jesteśmy gotowi do podwieczorku.Tuppence tak naprawdę nie przyszła na podwieczorek, ale nie mogła tego powiedzieć.Herbatę wniesiono bły­skawicznie.Była wyjątkowo słaba, a do niej podano biszkopty i kanapki z dość paskudną pastą o rybim sma­ku.Potem wszyscy rozsiedli się i wydawali się lekko skrępowani.Brodaty mężczyzna, który według Tuppence wyglądał na sto lat.podszedł i usiadł obok.- Będzie najlepiej, jeśli ja pierwszy zamienię z tobą słówko, moja damo - powiedział, podnosząc Tuppence do szlacheckiej godności.- Chyba jestem tu najstarszy i słyszałem więcej historii o dawnych dniach niż kto­kolwiek inny.Mnóstwo dotyczyło tego miejsca.Wiele tu się wydarzyło, lecz nie możemy mówić naraz o wszystkim, prawda? Choć, oczywiście, każdy z nas słyszał coś o tym, co tu się działo.- O ile wiem - wtrąciła pośpiesznie Tuppence, zanim starzec mógł poruszyć temat, który by ją wcale nie interesował - o ile wiem, sporo ciekawych rzeczy działo się tu nie tyle w czasie ostatniej wojny, ile podczas poprzedniej albo nawet wcześniej.Oczywiście, pana wspomnienia nie mogą sięgać tak daleko.Zastanawiałam się tylko, czy może słyszał pan coś od swoich starszych krewnych.- Tak, tak było - odparł starzec.- Wiele słyszałem od wuja Lena.To był wspaniały facet, ten mój wuj Len.Sporo wiedział.O tym, co się działo.Na przykład przed ostatnią wojną w domu nad zatoką.Bardzo złe rzeczy.Spotykali się tam fakiści.- Faszyści - poprawiła go jedna ze starszych pań, dość afektowana, z siwymi włosami i w podniszczonej koronkowej apaszce wokół szyi.- Niech będzie, że faszyści.Co to ma za znaczenie? On był jednym z nich.Taki sam jak ten facet we Włoszech.Mussolini, prawda? Albo równie podejrzane nazwisko.Muszla lub muszelka.W każdym razie, wy­rządził wiele szkód.Organizował spotkania.Podobno wszystko zaczął Mosley.- A w czasie pierwszej wojny mieszkała tu dziew­czyna nazwiskiem Mary Jordan, prawda? - wtrąciła Tuppence, zastanawiając się, czy był to rozsądny krok.- A tak.Ponoć była bardzo ładna.Wyciągała taje­mnice wojskowe od marynarzy i żołnierzy.Jakaś wiekowa staruszka zanuciła cienkim głosem:Nie służy w marynarce, nie służy w armiiAle to mężczyzna dla mnieNie w marynarce ani nie w armiiLecz w Królewskiej Artylerii!Staruszek zaczął śpiewać inną piosenkę:Daleka droga do Tipperary,daleka droga przed nami,Daleka droga do Tipperarya więcej nie wiem nic.- Wystarczy.Benny, to nam w zupełności wystarczy - przerwała stanowczo wyglądająca kobieta, która mogła być jego żoną albo córką.Kolejna staruszka zanuciła drżącym głosem:Wszystkie dziewczęta kochają żeglarzy,Wszystkie kochają marynarzy.Wszystkie dziewczęta kochają żeglarzy,A wiesz, jacy oni są.- Ucisz się, Maudie, mamy już dosyć tej piosenki.Po­zwólmy, żeby nasz gość wreszcie się czegoś dowiedział - powiedział wuj Ben.- Nasz gość przyszedł w konkretnym celu.Chce wiedzieć, gdzie ta rzecz, o którą było tyle za­mieszania.została schowana, prawda?- To brzmi bardzo interesująco - przytaknęła Tup­pence, rozjaśniając się.- Coś zostało schowane?- Tak, nie za moich czasów, ale co nieco słyszałem.Jeszcze przed tysiąc dziewięćset czternastym.Ludzie prze­kazywali sobie informacje.Nikt nie wiedział, o co dokładnie chodziło i dlaczego wywołało to tyle podniecenia.- To miało coś wspólnego z zawodami wioślarskimi - wtrąciła jedna ze staruszek.- Wie pani, między Oksfordem a Cambridge.Zostałam raz zaproszona.Wi­działam łodzie w Londynie, płynące pod mostami.To był cudowny dzień.Studenci z Oksfordu wygrali o długość łodzi.- Opowiadasz bzdury - rzuciła ponuro wyglądająca ko­bieta o stalowosiwych włosach.- Nic nie wiesz, nic.Wiem więcej niż ty, choć to zdarzyło się na długo przed moim urodzeniem.Opowiadała mi moja cioteczna babka Matylda.a jej opowiedziała ciocia Lou.To działo się dobre czter­dzieści lat przed nimi.Sporo gadano i wszyscy tego szukali.Niektórzy myśleli, że chodziło o kopalnię złota.Tak, o złote sztabki przywiezione z Australii.- Kompletny idiotyzm - stwierdził staruszek palący fajkę i traktujący wszystkich zebranych z niechęcią.- Pomyliło ci się ze złotymi rybkami.Ależ z ciebie ignorantka [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl