, 007 Błędny rycerz John Jackson Miller 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gwiazdy, pomóżcie nam! Na południu pierścienie Spirali Zmierci zbierałyobfite żniwo, prezentując pełen zakres swoich możliwości.- Strzelajcie dotej cholernej wieży, teraz! Auuuup, szczęk!Narsk położył po sobie spiczaste uszy i zakrył je dla pewności rękami.LudzieOdiona nie zawracali sobie głowy wyposażeniem go w hełm, ale w tej odległościod Spirali Zmierci Bothanin żałował, że nie ma chociaż zatyczek do uszu.- Właśnie tak! - darł się Lord Odion jak opętany, stojąc w otwartych wrotachzawieszonego tuż nad ziemią transportowca.Patrząc radośnie na plującą ogniemwieżę, przysunął swój cybernetycznie wszczepiony komunikator bliżej ust.-Tak!Jeszcze raz! Dalej!Kolejny przenikliwy, ogłuszający wizg z góry i na oczach Narska następnytransportowiec Industrial Heuristics stanął w ogniu.Usłane popiołem podłoże wpromieniu setek metrów, tuż przed tłumem dzieciaków, zrosił deszcz odłamków.Kiedy trzecia salwa zniszczyła kolejny, uwięzieni w pułapce uczniowie odwrócilisię znowu i pognali jak przyciągani magnesem do arxeum. Koniec wycieczki, dzieciaczki, pomyślał Narsk.Przykro mi.Stojąc we wrotach, przyglądał się, jak Odion wydaje donośny okrzyk bojowy iwyskakuje z pojazdu.Inni członkowie Straży Pioruna poszli w jego ślady -wkrótce na pokładzie został tylko on, Jelcho i załoga.- Tam! - krzyknął ktoś, wskazując horyzont.Kiedy Narsk odwrócił się w tę stronę, zobaczył rozbłyski wystrzałów zdziałek ukrytych daleko na wschodniej ścianie krateru! To nie byli żołnierzeDaimana - ci ostrzeliwali się zaciekle na północnym zboczu.Przypomniał sobienajemników, których mijał w drodze powrotnej z pałacu Daimana.Bez dwóch zdańbyli częścią zasadzki Sitha.Obserwując, jak kilka Piorunów wyprzedzającychOdiona zostaje zestrzelonych, Bothanin przerwał milczenie:- To szaleństwo! Wiedział, co tu zastanie! Dlaczego po prostu niezbombardowałkrateru z orbity?- Lord Odion chciał się upewnić o obecności Drażliwego, zanim wyśle go w niebyt- oznajmił flegmatycznie Jelcho.Givin dołączył do niego na rufietransportowca; zaciskał w podnieceniu kościste palce, a Narsk mógłbyprzysiąc, że widzi na jego bladej twarzy ślad rumieńców.No, prawie.Jego zdaniem Givinowie byli obleśni i obmierzli.Najgorliwsi wyznawcy kultuśmierci głoszonego przez Odiona wydawali się nie mieć w swoich bezskórychczaszkach nic poza pragnieniem dopełnienia własnego procesu rozkładu - raz nazawsze.- Mój lud wolałby oczywiście, żeby to nasz pan zakończył nasz żywot - ględziłJelcho.- Ale z radością przyjmiemy łaskę przejścia w pustkę dziękiwstawiennictwu brata Zmierci.Narsk spojrzał na niego z odrazą.- A co powiesz na łaskę z rąk futrzastego kumpla Zmierci? - Co takiego?- Nic.- Narsk żałował, że nie ma pod ręką czegoś, czym mógłby trzasnąć Jelchawpysk, chociażby po to, żeby nieco poprawić jego wygląd.Niestety, Odion naczas walki zrobił z obrzydliwca swoją niańkę; widmowe paskudztwo było kimśnajbardziej zbliżonym do definicji przybocznego Odiona, który nie zawracałsobie głowy tworzeniem w swoich szeregach hierarchii.Pod tym względem byłchyba najbardziej prymitywny spośród wszystkich panujących dotąd Sithów.Todlatego w jego wojsku brakowało porządku, który cechował siły zbrojneDaimana.W przeciwieństwie jednak do swojego brata, Odion był świadomistnienia innych i bał się ich.Uniemożliwiał potencjalnym rywalom dojście dowładzy, pilnując, żeby donosił mu dosłownie każdy.W praktyce efektem takiego procederu był chaos.Imperium Odjona pożerałoświaty niczym kosmiczny ślimak, nie dbając przy tym ani o finezję, ani o zdrowyrozsądek.Fachowcy byli neutralizowani albo paraliżowani, a ci najbliżej Odionanie troszczyli się specjalnie o własny los, bo mało komu z jego świty udawałosię przetrwać długo.Jako outsider, Narsk nie miał z tym jednak problemu.Dzięki temu, że trzymałsię na uboczu, mógł traktować podwładnych Odiona jak mu się tylko podobało, bożaden z nich nie miał nad nim władzy.No, pomijając fakt, że przyprawiali go omdłości.- Jelcho!  zawołał ze środka jeden z pilotów.- Mamy komunikat z  MieczaIeldisa".Flota Daimana wyskoczyła właśnie z nadprzestrzeni.Wiążą ogniemnasze siły! A więc o to chodziło, pomyślał Narsk.Zwabić tu Odiona i niepozwolić mu wrócić.Kąciki ust Jelcha uniosły się do góry w czymś na kształt uśmiechu, czyniącjego wiecznie skwaszoną minę jeszcze okropniejszą.Położył Bothaninowi dłoń naramieniu i uścisnął je z entuzjazmem.- A więc to naprawdę dziś jest tendzień! - ucieszył się [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl