, Masterton Graham Wojownicy Nocy t.2 (2) 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tego nie rozumieli nawet Henry, Gil czy Lloyd.Tamtego dnia jej strach przekroczył wszelkie granice.Zrozumiała wtedy dokładnie, czym jest - garstką mięśni, ciała i kości, zrozumiała też, jak cienka jest linia między życiem a śmiercią.Ta świadomość zbliżyła ją do dziadków, tolerowała teraz nawet ich staroświecką wrażliwość.Oddaliła ją jednak od rówieśników, dla których myśl o śmierci była odległa o mile.Daffy miału rację.Niewiele pozostało w Susan radości życia.Była za to o wiele bardziej opiekuńcza i współczująca niż przedtem.Wiedziała, że gdy w końcu pokonają Yao-mauitla radość szybko wróci.Gdyby tylko mogła powie­dzieć Daffy, jak trudno jest śmiać się podczas wojny.Również i Gila nowe doświadczenia oddaliły od przyja­ciół.Ale w jego przypadku dotyczyło to także rodziców.Zupełnie niezależnie od kradzieży broni, która kosztowała go dwa tygodnie kieszonkowego i miesiąc porannej pracy w sklepie, stwierdził, że nie umie już dogadać się z ojcem i matką tak dobrze jak kiedyś.Phil Miller próbował z nim kilkakrotnie rozmawiać, chcąc dowiedzieć się, co jest nie w porządku.Lecz Gil nie potrafił podać ojcu żadnego wyjaśnienia, które oddawałoby jego uczucia choćby w przy­bliżeniu.Czuł się jak Tebulot, jak jednak miał wytłumaczyć to ojcu? Czuł się kimś mocnym, oddanym słusznej sprawie, kimś o filozoficznym podejściu do życia i świata.Czuł, że musi spełnić przeznaczoną mu, jako Wojownikowi Nocy, rolę, odnaleźć i zgładzić Yaomauitla, Śmiertelnego Wroga.Jak miał to ująć w słowa mieszczące się w świecie jego ojca, którego, owszem, bardzo kochał, lecz którego horyzonty myślowe ograniczone były cenami pieprzowego salami i pu­dełek z czekoladkami.Zmiany, które zaszły w życiu Lloyda były mniej zauwa­żalne.Zawsze był zamyślony, zawsze głęboko angażował się we wszystko, co robił.Niezależnie od tego, czy chodziło o sprawy szkolne, treningi czy nawiązywanie przyjaźni.Jego ojciec pełen był powagi.Miał w sobie tyle uczciwości, że na swój skromny sposób, można powiedzieć, był świętym.Lloyd odziedziczył po nim tę uczciwość, połączoną z właś­ciwym matce gorącym entuzjazmem; tak więc, gdy zaczął nieco unikać reszty rodziny, by w spokoju przemyśleć swoje doświadczenia Wojownika Nocy, nikt nie spostrzegł w tym niczego szczególnego.Tym razem Lloyd czuł, że pojawiło się w nim jakieś wielkie pragnienie spełnienia.Inne niż dotąd, niepodobne do chęci wygrania pięciusetmetrówki czy uzyskania najlep­szych ocen z języka angielskiego.Nie było to też podobne do pragnienia bycia czarnym dobrze radzącym sobie w świecie białych.Lloyd zaczął w otaczającej go atmosferze węszyć wielkość - ostry aromat, który ze zwyczajnych, przeciętnych ludzi robi bohaterów.Któregoś wieczoru, sześć tygodni po rozpoczęciu po­szukiwań Yaomauitla, do sypialni Lloyda wszedł jego ojciec.Stanął nad synem i trwał tak przez dłuższą chwilę z okularami w jednej, a złożoną płachtą wieczornej gazety w drugiej ręce.- Lloyd, chcę, byś mi powiedział prawdę - odezwał się w końcu.- Tak, tato?- Czy wąchasz coś, Lloyd? Powiedz mi prawdę, Lloyd uśmiechnął się ze zdumieniem.- Nie, tato - powiedział cicho, z twarzą skrytą w po­łowie w cieniu biurowej lampy.- Nie, niczego nie wącham.Nadszedł wreszcie trzeci poranek siódmego tygodnia poszukiwań.Niebo nad wybrzeżem południowej Kalifornii było szare i zamglone.Prognoza pogody przewidywała jednak, że przed dziesiątą słońce powinno przebić się przez mgły.Po prognozie przyszła kolej na lokalny serwis.Henry słuchał tego wszystkiego w swojej kuchni.Siedział właśnie nad coraz bardziej pustą miską muesli, gdy w wiadomościach padły słowa o znalezieniu w domu przy Prospect Street, w La Jolla, ciała młodej kobiety z rozległymi obrażeniami jamy brzusznej.Spiker czytał: „Policja nie potrafiła powiedzieć, czy ta śmierć jest dziełem psychopaty, mordującego zgodnie z wła­snym rytuałem, czy też spowodowana została jakimś nie­zrozumiałym wypadkiem”.Henry powoli odłożył łyżkę.Rozległe obrażenia jamy brzusznej.Zdaje się, że znalazł wreszcie klucz do zro­zumienia tak długiej ciszy wokół Yaomauitla.Zostawił śniadanie, przeszedł do salonu i przekartkował książkę telefoniczną.W końcu znalazł, czego szukał: biuro koronera w San Diego.Wybrał numer i przeczesując dłonią potargane włosy, czekał, aż ktoś odbierze.- Z panem Belli - zażądał, gdy w końcu uzyskał połączenie.Głos Johna Belli brzmiał niezbyt świeżo i nie dało się w nim wyczuć żadnej radości.- Kto mówi? - spytał, odchrząkując.- Tu Henry Watkins.Profesor Henry Watkins.Byłem jedną z tych osób, które odnalazły ciało Sylvii Stoner.- Tak? - odezwał się podejrzliwie John Belii.- Nie chciałbym pana niepokoić i z góry za to prze­praszam, lecz słyszałem właśnie informację o innej martwej dziewczynie.Tej z Prospect Street w La Jolla.- Tak.- Tym razem zabrzmiało to sucho, ostrożnie.- Czy mogę pana zapytać o jedną rzecz, która się z nią wiąże?- Spytać pan może.Ale nie mogę zagwarantować panu odpowiedzi.- No cóż.Nie musi pan odpowiadać „tak”, jeżeli rzecz się potwierdzi.Wystarczy, jeśli pan nie zaprzeczy.Chwila przerwy.- Proszę pytać.- Chciałbym wiedzieć, czy są jakieś dowody na to, że dziewczyna znaleziona w La Jolla zginęła w ten sarn sposób, co Sylvia Stoner?Długie milczenie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl