, White Stephen Program 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I wysłuchałem, cholera, twojego nagrania.To nie może czekać, aż skontaktujesz się ze mną ,jak najszybciej”.To naprawdę pilne.Sprawa życia i śmierci - powiedział Ron.- Więc usiądź w poczekalni.Daj mi kilka minut, żebym mógł zakoń­czyć.- Nie - rzekł Ron.Odwrócił się do pacjentki i w jego dłoni zmaterializo­wała się odznaka.- Proszę pani? Jestem ze Służby Marszali.To sprawa służbowa.Zechce pani opuścić na chwilę gabinet i poczekać na korytarzu? Dziękuję za współpracę.Zajmie się panią, gdy tylko skończy ze mną.Alan stanął oko w oko z Ronem i powiedział:- Nie.Ty wyjdziesz do poczekalni.Pani i ja szybko dojdziemy do etapu, na którym będziemy mogli przerwać sesję i zaraz do ciebie wyjdę.Kelli Wynton wstała i ruszyła w stronę drzwi.- Nie, nie, nie.Już sobie pójdę.Naprawdę, to dla mnie żaden problem.-Niemal wybiegła przez drzwi w kierunku poczekalni.Nawet nie zabrała ze sobą torebki i żakietu od jasnoniebieskiego kostiumu.Alan zauważył Dianę, która czekała na korytarzu przed jego gabine­tem z telefonem bezprzewodowym w ręku.Druga ręka wisiała nad przy­ciskiem alarmu zainstalowanym na ścianie.Podniósł rękę, żeby ją po­wstrzymać.- Ron, co ty do diabła wyprawiasz - oburzał się.- Żeby wdzierać się tutaj w ten sposób?- Nie ma jej.Peyton zniknęła.Nie możemy jej znaleźć.Alan natychmiast pomyślał o jej wczorajszym telefonie i przeczuciu, że ktoś ze Służby Marszali ją śledzi.Próbował pojąć wagę słów Rona.Najpierw odwrócił się do otwartych drzwi i powiedział:- Myślę, że wszystko w porządku, Dianę.Dzięki za pomoc.Zmarszczyła brwi, przekonana, że jej partner okazuje całkowity brak wyobraźni, i odeszła korytarzem, znikając mu z oczu.Alan nie słyszał, żeby Dianę zamknęła drzwi do swojego gabinetu i przypuszczał, że czai się gdzieś na korytarzu, nasłuchując.Alan stanął przed Ronem i zapytał:- Nie rozumiem.Jak to: Peyton zniknęła?- Przejeżdżałem dziś rano koło jej domu.Nie było jej.Mieszkanie jest w opłakanym stanie.Potłuczone szkło, powywracane meble.Taki rodzaj znik­nięcia miałem na myśli.- Jezu! - jęknął Alan.- No więc wiesz, gdzie ona teraz jest? - zażądał odpowiedzi Ron.Alan pokręcił głową, a potem wyjaśnił, co ten gest tak naprawdę znaczy,- Ron, współpracowałeś jakiś czas z Teri Grady przy innych sprawach.Na pewno wiesz, że nie mógłbym ci powiedzieć, nawet gdybym wiedział.I miał nadzieję, że Ron przetłumaczy jego słowa na: Nie, nie wiem, gdzie ona teraz jest.Ron skrzyżował ramiona i przechylił głowę na bok.- Powiesz mi, co wiesz.Alan pomyślał, że Ron wygląda teraz jak bramkarz.- Może najpierw ty mi powiesz, co wiesz.I nie groź mi, Ron.To na mnie nie działa.- Nie wymądrzaj się, doktorku.Może jej grozić poważne niebezpieczeń­stwo,- Już mi to powiedziałeś głośno i wyraźnie.Zrozum.Nawet jeśli tak jest, ja nic nie wiem.- Zastanowił się, czy to faktycznie prawda.Wczoraj Peyton powiedziała mu, że ktoś śledzi ją z aparatem fotograficznym.Była zaniepokojona.Wydawało się jej wtedy, że to ktoś z WITSEC.- Wiesz, dlaczego mogła uciec? - zapytał Ron.- Uciec? Dlaczego mówisz o ucieczce? Myślałem, że martwisz się, że mogła zostać uprowadzona lub zabita.Przecież włamano się do niej.- Jeśli została uprowadzona, to już nie żyje.Jeśli uciekła, wciąż mogej uratować jej żałosny tyłek.Alan przeszedł przez gabinet i zamknął drzwi.- Usiądź - powiedział, wskazując na sofę.Ron usadowił się na środku sofy i rozstawił nogi tak, że między jego kolanami było jakieś osiemdziesiąt centymetrów.Pochylił się i oparł na łokciach a wełniany krawat zwisał teraz między jego nogami jak wyjątkowo długi, uno­szący się w powietrzu wykrzyknik.Alan mówił powoli, ostrożnie.- Chyba nie wiem nic, co mogłoby ci pomóc ją znaleźć, Ron.- Pozwoli żeby jego słowa wybrzmiały.Ron podniósł głowę.Alanowi wydawało się, że wciąż próbuje wyglądać j groźnie.- Jak będzie trzeba, zdobędę nakaz sądowy, żeby zmusić cię do mówienia.W tych okolicznościach nie będę się cackał.Teraz są inne priorytety.Alan bił się z myślami.Nie był pewien, czy Peyton chciałaby, żeby powierzył Ronowi Kriciakowi więcej informacji.- Naprawdę? Przykro mi, ale to nie działa w ten sposób, Ron.Nie wiem,; czy już kiedyś przez to przechodziłeś, bo ja tak.Sąd może mnie wezwać, ale niej może mnie zmusić do mówienia.Nie wyjawię poufnych informacji zasłyszanych podczas sesji terapeutycznych z pacjentką.Mógłbym nadużyć jej zaufania tylko w jednym przypadku: gdyby była w niebezpieczeństwie, gdyby komuś groziła albo gdyby skrzywdziła dziecko.To wszystko.Ale w tych okolicznościach nawet to jest bez znaczenia, bo nie wiem nic, co ci pomoże ją znaleźć lub wyjaśnić, dlacze­go zaginęła.Chociaż chciałbym wiedzieć.- Nie wspominała o tym, że może jej coś grozić? Nic w tym stylu? Nie mówiła, gdzie mogłaby pojechać, gdyby coś ją przestraszyło?Alan odetchnął głośno i zanim się odezwał, wziął głęboki wdech.- Podczas wcześniejszych rozmów z tobą odniosłem wrażenie, że po­strzegasz Peyton jako osobę, która wciąż czuje się niepewnie i.nie ufa prawie nikomu, także ludziom z WITSEC.Nie mam powodów, żeby nie zga­dzać się z twoimi spostrzeżeniami.Wyrażam się dostatecznie jasno?Ron kiwnął głową, jakby wreszcie usłyszał.- Ale gdzie mogła pojechać, gdyby spanikowała? Nic o tym nie mó­wiła?- Nie wiem nic, co mogłoby ci pomóc.Nic.- Miała jakieś konkretne obawy co do nas? Służby Marszali? Oczy Alana mówiły: tak.- Cholera - zaklął Ron.Zaczął tupać lewą nogą [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl