, Tomasz Mann Czarodziejska góra 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Musiałem je odrzucić.Nie miało sensu, żebym się zmu-szał.Czy pan pali, jeżeli wolno zapytać? Nie? W takim razie nie może pan sobiewyobrazić, co to za przykrość i rozczarowanie dla kogoś, kto od wczesnej młodościpalił tak chętnie jak ja. Nie mam w tej dziedzinie żadnego doświadczenia  odparł Settembrini.Jestem jednak pod tym względem w dobrym towarzystwie.Wiele szlachetnychi trzezwych osobistości unikało tytoniu.Carducci także go nie używał.Ale naszRadamantys zrozumie pana dobrze.On także hołduje pańskiemu nałogowi. Ależ  nałogowi, proszę pana. Dlaczego nie? Rzeczy należy bez obawy nazywać po imieniu, to dodaje życiumocy i polotu.Ja także mam swoje nałogi. A więc radca Behrens jest znawcą cygar? Nadzwyczajnie miły człowiek. Tak pan sądzi? A więc już go pan poznał? Tak, zanim wyszliśmy z domu.To było coś w rodzaju konsultacji.Ale, wiepan, sine pecunia.Od razu zauważył, że jestem trochę anemiczny, i radził mi,- 61 - żebym prowadził tutaj ten sam tryb życia co mój kuzyn, a i mierzył sobie tempera-turę tak jak on i dużo leżał na balkonie. Czyżby?  zawołał Settembrini. Wspaniale  wołał odrzucając głowęw tył i śmiejąc się głośno. Jak to jest w operze waszego mistrza?  Jam ptasznikbiedny, dopiero z lasa przychodzę wesoły, hopsa sasa! * To bardzo zabawne a czy pan zastosuje się do jego rad? Ma się rozumieć, jakżeby inaczej.To wcielonydiabeł, ten Radamantys! I rzeczywiście, zawsze jest wesoły, chociaż czasami tawesołość jest nieco wymuszona.On jest skłonny do melancholii.Jego nałóg niewychodzi mu na dobre.Zresztą inaczej nie byłby nałogiem  tytoń przyprawia goo melancholię, toteż nasza zacna siostra przełożona trzyma jego zapasy w zamknię-ciu i wydaje mu codziennie niewielką porcję.Zdarza się podobno, że Behrensokrada ją czasem, i to przyprawia go o melancholię.Jednym słowem to człowiekniezrównoważony.Zna pan już także naszą siostrę przełożoną? Nie? A to szkoda!Bardzo zle pan robi, jeśli się pan nie stara jej poznać.Pochodzi ze słynnego roduvon Mylendonk, i różni się tym od medycejskiej Wenery, że w miejscu, gdzie boginima piersi, ona nosi krzyż. Cha, cha, to doskonałe!  śmiał się Hans Castorp. A na imię ma Adriatica. Jeszcze i to?  zawołał Hans Castorp. No wie pan  to jest szczególne!Von Mylendonk, a do tego Adriatica.To brzmi tak, jak gdyby już dawno nie żyła.To przypomina wprost średniowiecze. Tutaj, szanowny panie  odparł Settembrini  spotka pan wiele rzeczy,które robią wrażenie czegoś średniowiecznego, jak to pan raczył nazwać.Jestemprzekonany, że jedynie i wyłącznie artystyczne poczucie stylu kazało Radamanty-sowi uczynić to wykopalisko zarządczynią tego przybytku grozy.O, on jest artystą,nie wie pan? Maluje techniką olejną  cóż, to przecież wolno każdemu.PaniAdriatica opowiada to każdemu, kto tylko chce jej słuchać, a innym nadto, żew połowie XIII stulecia jedna z pań Mylendonk była ksienią klasztoru w Bonn nadRenem.Ona sama musiała niedługo potem ujrzeć światło dzienne. Cha, cha, cha! Ale z pana kpiarz. Kpiarz? Pan chce powiedzieć: złośliwiec.Tak, jestem trochę złośliwy, ale nanieszczęście muszę swoją złośliwość marnować na takie błahostki.Przypuszczam,że pan nie jest wrogiem złośliwości, inżynierze? Według mnie jest to najskutecz-niejsza broń rozsądku przeciwko mocom mroków i brzydoty.Złośliwość to duch* Jam ptasznik biedny. cyt.z libretta do opery Mozarta  Zaczarowany flet , w przekła-dzie z roku 1792.- 62 - krytyki, a krytyka rodzi postęp i uświadomienie. I bez przejścia zaczął mówićo Petrarce, którego nazwał  ojcem czasów nowożytnych. No, ale musimy iść werandować  powiedział Joachim rozsądnie.Przez cały czas swojej przemowy Settembrini nie przestawał gestykulować;teraz wskazał na Joachima i rzekł: Nasz oficer spieszy się na służbę.Chodzmy, idziemy tą samą drogą  w prawo niech idzie, kto dąży do państwa cienia mrocznego.O, Wergiliuszu,Wergiliuszu! Panowie, on jest niedościgniony.Wierzę w postęp, to prawda, aleWergiliusz miewa określenia, na jakie nie stać żadnego z poetów współczesnych.Ruszyli w kierunku domu; Settembrini deklamował po drodze łacińskie wierszewymawiając je z włoska, ale kiedy mijali jakąś młodą panienkę, widocznie auto-chtonkę i bynajmniej nie ładną, przerwał  i z uśmiechami godnymi lowelasazaczął nucić:  Tss, tss, aj, aj, aj  la, la, la! Ach, mój śliczny robaczku; czychcesz być moją?  Patrzcie, jak namiętnym blaskiem płonie jej spojrzenie  cyto-wał Bóg wie kogo i co i posłał ręką całusa zakłopotanym plecom dziewczyny.Cóż to za lekkoduch, pomyślał Hans Castorp i pozostał przy swoim zdaniu,kiedy Settembrini, po swej frywolnej zaczepce, znowu zaczął obmawiać bliznich.Przyczepił się szczególnie do radcy Behrensa, wyśmiewał jego olbrzymie nogi i iro-nizował na temat tytułu, który Behrens otrzymał podobno od jakiegoś księcia, cho-rego na gruzlicę mózgu.Jeszcze dzisiaj opowiadają sobie w okolicy o skandalicz-nym trybie życia tego księcia, ale Radamantys umiał przymrużyć jedno oko, nawetoboje oczu, jak przystało na prawdziwego radcę dworu.A czy panowie wiedzą, żeto on właśnie wynalazł letni sezon? Tak, tak, on, a nie kto inny, tę zasługę trzeba muprzyznać.Dawniej tylko najwierniejsi z wiernych wytrzymywali tu latem, ale  naszhumorysta , dzięki niezależności i bystrości swego umysłu, doszedł do wniosku, żeten fatalny stan rzeczy jest jedynie wynikiem przesądu.Wystąpił więc z teorią, żeletnia kuracja, przynajmniej jeśli chodzi o j e g o zakład, nie tylko nie jest mniejwskazana, ale przeciwnie, bardzo skuteczna, a nawet niezbędna.Twierdzenie topotrafił rozpowszechnić, pisał na ten temat popularne artykuły i umieszczał jew prasie.Od tego czasu zakład prosperuje latem tak samo jak zimą. Geniusz! zawołał Settembrini. In-tu-i-cja!  I zaczął nicować po kolei wszystkie innemiejscowe zakłady, wychwalając zjadliwie praktyczny zmysł ich właścicieli. Jesttu taki pan profesor Kafka.Co roku, kiedy nadchodzi krytyczny okres topnieniaśniegu i wielu pacjentów pragnie wyjechać, pan profesor musi w pilnych sprawachszybko wyjechać na tydzień i zawsze obiecuje po powrocie zwolnić swoich kuracju-szów, ale przebywa w podróży sześć tygodni, a ci nieszczęśni czekają, przy czym,- 63 - nawiasem mówiąc, rachunki ich rosną.Nawet do Fiume wzywają Kafkę, ale on niejedzie, póki mu nie zapewnią pięciu tysięcy dobrych szwajcarskich franków, naczym schodzą jakieś dwa tygodnie, a na drugi dzień po przyjezdzie naszego cele-brissimo chory umiera.Co się tyczy doktora Salzmanna, to utrzymuje on, że profe-sor Kafka używa brudnych strzykawek i przyprawia chorych o infekcję mieszaną.Mówią również, że Kafka jezdzi na gumach, żeby go jego zmarli nie słyszeli,a Kafka znowu twierdzi, że u Salzmanna zmuszają pacjentów do  rozkosznychdarów winogradu w takich ilościach  naturalnie również w celu zaokrągleniarachunków  że ci giną jak muchy, i bynajmniej nie na suchoty, ale na wątrobę,z powodu opilstwa [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl