, philip k. dick galaktyczny druciarz (3) 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- On wiedział.- podjął w końcu, a pozostali słuchali go w ciszy -.wiedział wszystko o moim życiu.Znał mnie od środka, jakby był tam i mógł przejrzeć mnie na wylot.- To telepata -- wyrwało się niewielkiemu człowieczkowi, a wszyscy inni skwitowali to zgodnym pomrukiem.- Mam coś więcej - dodał Joe.- Policja dysponuje sprzętem do działania telepatycznego i cały czas go używa.Względem mnie zrobili to wczoraj.Panna Yojez wtrąciła:- Ja także tego doświadczyłam.- Teraz mówiła do wszystkich: - Pan Fernwright ma rację.Glim-mung przeorał moje życie, przejrzał je na wylot, aż do tego momentu.I dostrzegł, ze straciło swój sens.Z wyjątkiem jego propozycji.- Ależ on konspirował z policją - zaczął siwowłosy, ale panna Yojez mu przerwała.- Nie mamy pewności.Myślę, że panikujemy.Sądzę, że Glimmung zaplanował to Przedsięwzięcie, aby nas ocalić.Widział nas wszystkich, widział pustkę i nieuchronny kres naszej egzystencji i kochał nas, ponieważ jesteśmy żywymi istotami.Zrobił co mógł, by nas ocalić.Podniesienie Heldscalli to tylko pretekst, prawdziwym celem jesteśmy my wszyscy, całe tysiące istnień.- Zrobiła krótką pauzę.- Trzy dni temu próbowałam popełnić samobójstwo.Połączyłam przewód odkurzacza z wydechem mojego pojazdu, a potem, włożywszy drugi koniec do środka, zamknęłam drzwi i uruchomiłam silnik.- I co, zmieniła pani zamiar? - zapytała dziewczyna o kukurydzianych włosach.- Nie - odparła panna Yojez.- Wydech spalin wypchnął przewód z rury.Całą godzinę przesiedziałam w zimnie na próżno.Joe zapytał:- Chciałaby pani znów spróbować?- Planowałam zrobić to dzisiaj - powiedziała.- Tym razem w taki sposób, by się udało.Mężczyzna o czerwonej twarzy i rudych włosach o-znajmił:- Słuchajcie tego, co chcę powiedzieć, bo warto.- Westchnął z bólem i rezygnacją.- Też zamierzałem się zabić.- A ja nie - podjął siwowłosy, który wyglądał na coraz bardziej zdenerwowanego.Joe wręcz czuł siłę jego gniewu.- Przybyłem tu ze względu na słone wynagrodzenie.Wiecie kim jestem? - rozejrzał się wokół.- Jestem psychokinetykiem.Najlepszym psychokine-tykiem na Ziemi.- Wyciągnął od niechcenia dłoń i zaraz wylądowała na niej walizka ze schowka.Złapał ją i mocno chwycił.Zupełnie tak jak chwycił mnie Glimmung, pomyślał Joe.- Glimmung jest tutaj - oznajmił Joe.- Jest między nami.- A do siwowłosego mężczyzny dodał: - Ty jesteś Glimmungiem, a jednak wmawiasz nam, byśmy mu nie wierzyli.Właśnie ty.Siwowłosy mężczyzna uśmiechnął się.- Nie, przyjacielu.Nie jestem Glimmungiem.Jestem Harper Baldwin, psychokinetyk i konsultant rządowy.Przynajmniej do wczoraj.- Ale Glimmung jest gdzieś tutaj - powiedziała pulchna kobieta z lokami, która do tej pory zajmowała się w milczeniu robótką.- Ten facet ma rację.- Panie Fernwright - zaoferowała stewardesa - może przedstawię państwa wzajemnie? Ta atrakcyjna dziewczyna obok pana Fernwrighta to panna Mali Yojez.A ten dżentelmen.- ciągnęła, ale Joe już jej nie słuchał.Nazwiska nie miały dla niego znaczenia, z wyjątkiem oczywiście siedzącej obok panienki.W ciągu ostatnich kilkudziesięciu minut coraz bardziej przyciągała go jej efemeryczna uroda, rzadko spotykane, jakby smutne piękno.Jest zupełnie niepodobna do Kate, pomyślał.Wręcz przeciwnie, jest prawdziwie kobieca; Ka-te to sfrustrowany facet.A taka postawa działa na mężczyzn gorzej niż kastracja.Po zakończeniu prezentacji odezwał się tubalnym głosem Harper Baldwin:- Myślę, że tak naprawdę narzucono nam status niewolników.Zatrzymajmy się na chwilę nad kwestią, jak tu się znaleźliśmy? Metodą kija i marchewki.Czyż nie mam racji? - spojrzał na boki, szukając aprobaty.- Planeta Plowmana - przemówiła panna Yo-jez - jest zdewastowana i zacofana.Wprawdzie jest tam aktywna i rozwijająca się cywilizacja o wysokim stopniu rozwoju, ale nie jest to cywilizacja w pełnym tego słowa znaczeniu.Są tam miasta.Istnieje prawo.Są sztuki piękne, począwszy od tańca, a na zmodyfikowanej formie czterowymiarowych szachów skończywszy.- To nieprawda! - zaprzeczył gniewnie Joe.Wszyscy zwrócili głowy w jego stronę, zdziwieni tonem, jakim przemówił.- Żyje tam tylko jedno wielkie stare stworzenie.Prawdopodobnie nieszkodliwe.Nic nie wiadomo o zaawansowanej cywilizacji miejskiej.- Chwileczkę - powiedział Harper Baldwin.- Co do nieszkodliwości Glimmunga mam zupełnie inne zdanie.Skąd takie informacje, Fernwright? Z rządowej encyklopedii?Joe niepewnie potwierdził:- Tak.I trochę z drugiej ręki.- Skoro encyklopedia opisuje Glimmunga jako nieszkodliwego - zastanawiała się panna Yojez - to chciałabym wiedzieć, co jeszcze o nim piszą.Jestem ciekawa, o ile nasza wiedza na temat planety Plowmana różni się od rzeczywistości.Z rosnącym zażenowaniem Joe odezwał się ponownie:- Glimmung jest uśpiony.Stary, a zatem zniedo-łężniały i nieszkodliwy.- Ale pojęcie nieszkodliwy jakoś i jemu nie pasowało do Glimmunga.Innym widocznie też nie.Wstając, Mali powiedziała:- Jeśli państwo wybaczycie, to udam się na odpoczynek.Może sobie coś poczytam - po czym wyszła z przedziału pasażerskiego.- Sądzę - oznajmiła kobieta z robótką, nie podnosząc znad niej wzroku - że pan Fernwright powinien pójść za panną Jakąś-tam i przeprosić ją.Z czerwonymi uszami, czując mrowienie na karku, Joe Fernwright podążył za Mali Yojez.Schodząc po trzech pokrytych dywanem schodkach, doznał dziwnego uczucia.Czuję się, jakbym szedł na szafot, pomyślał.A może jest to po raz pierwszy droga ku życiu? Proces narodzin?Pewnego dnia odpowie sobie na te pytania.Ale jeszcze nie teraz.Rozdział szóstyOdnalazł pannę Yojez, tak jak obiecywała, zatopioną w lekturze Ramparts, na jednej z wielkich i miękkich kanap.Nie patrzyła na niego, ale przyjął za pewnik, że wie o jego obecności.Zapytał więc:- Skąd pani tyle wie o planecie Plowmana, panno Yojez? Chodzi mi o to, że pani wiedza nie wzięła się z encyklopedii, tak jak moja.To oczywiste.Milczała i nadal czytała.Po krótkiej chwili Joe usadowił się obok niej.Wahał się; nie wiedział, co powiedzieć.Dlaczego jej stwierdzenia na temat planety Plowmana tak go zdenerwowały? Nie miał pojęcia.Było to dla niego równie irracjonalne jak dla reszty pasażerów.- Mamy nową grę - powiedział w końcu.Nadal czytała.- Przeczesuje się archiwa w poszukiwaniu najzabawniejszych nagłówków.Prześcigamy się w tym.- Wciąż milczała.- Zacytuję pani najzabawniejszy nagłówek, jaki słyszałem - oznajmił.- Trudno było go znaleźć.Musiałem cofnąć się do roku 1962.Panna Yojez uniosła głowę.Jej twarz nie wyrażała żadnych emocji.Była ledwie lekko zainteresowana; na tyle, na ile nakazywało jej dobre wychowanie.Nic więcej.- I jak brzmiał ten pański nagłówek, panie Fern-wright?- ELMO PLASKETT POGRĄŻA GIGANTÓW - powiedział Joe.- Kim był Elmo Plaskett?- I o to chodzi.To człowiek znikąd; nikt nigdy o nim nie słyszał.I to czyni całą sytuację zabawną.Ten Plaskett pojawił się pewnego dnia, dopadł bazy.- Koszykarz? - zapytała panna Yojez.- Baseballista.- Och, tak.Ta gra z lagą.- Była pani na planecie Plowmana - zmienił temat Joe.Przez moment nie odpowiadała, a potem stwierdziła po prostu:- Tak.Zauważył, że zwinęła magazyn w rurkę i trzymała go bardzo mocno obiema rękami.Na jej twarzy pojawiło się napięcie.- Więc wie pani z pierwszej ręki, jak tam jest.A może spotkała pani Glimmunga?- Tak naprawdę, to nie wiem.Nie zdawaliśmy sobie sprawy z jego obecności.nie wiem.Przepraszam.- odwróciła się.Joe zaczął mówić coś jeszcze.A potem dostrzegł kącikiem oka coś, co wyglądało na maszynę SSĄ.Wstał na równe nogi i podszedł ją obejrzeć.- Czy mogę w czymś pomóc, sir? - zapytała stewardesa [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl