, Tolkien J.R.R wyprawa 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Hobbici jechali naprzód, a tymczasemsłońce podnosiło się na niebie i grzało mocno.Na każdym nowym grzbiecie witał ichsłabszy niż na poprzednim powiew wiatru.Gdy popatrzyli z góry na zachód, wydało imsię, że daleki las dymi, jakby wczorajszy deszcz parował z liści, korzeni i mchów.Cieńzalegał teraz widnokrąg mrocznym wieńcem, nad którym kopuła nieba tkwiła nibybłękitna czapka, gorąca i ciężka.Około południa znalezli się na wzgórzu, którego wierzchołek był szeroki ispłaszczony, podobny do płytkiej miski o zielonych wypukłych brzegach.Powietrzestało tu nieruchome, a niebo wisiało jak gdyby tuż nad głowami.Wyjechali naprzeciwległą krawędz i spojrzeli ku północy.Otucha wstąpiła w ich serca, bo wydawałosię oczywiste, że przebyli już więcej drogi, niż się spodziewali.Co prawda dalszy widokbył teraz przymglony i zwodniczy, lecz niewątpliwie znajdowali się już blisko granicywydm.U ich stóp długa dolina ciągnęła się ku północy aż do bramy otwartej międzydwoma stromymi grzbietami.Za nią, jak się zdawało, nie było juz wzgórz.Patrzącwprost na północ dostrzegali niewyrazną czarną kreskę.- To musi być linia drzew - powiedział Merry - znacząca gościniec.Na wschód od mostudrzewa ciągną się wzdłuż drogi przez wiele mil.Podobno zasadzono je w dawnychczasach.- Wspaniale! - rzekł Frodo.- Jeżeli w ciągu popołudnia będziemy się posuwali równieszybko jak od rana, wyjedziemy poza wzgórza przed zachodem słońca i bez pośpiechuwyszukamy miejsce na nocleg.Lecz nim skończył mówić, zwrócił wzrok ku wschodowi i wtedy spostrzegł, że z tejstrony wyższe wzgórza piętrzą się nad nimi, a każde uwieńczone zielonym kopcem; zniektórych też głazy sterczą w niebo jak wyszczerbione zęby z zielonych dziąseł.Zaniepokoili się tym widokiem, więc odwrócili od niego oczy i zeszli z krawędzi zpowrotem w głąb miski.Tu na środku tkwił samotny wysoki głaz, a choć słońce świeciłowprost nad nim, o tej godzinie nie rzucał wcale cienia.Głaz był bezkształtny, a mimo towymowny jak znak graniczny, jak palec wskazujący, a może bardziej jeszcze - jakprzestroga.Wędrowcy wszakże byli głodni, a słońce w zenicie odpędzało wszelkiestrachy, siedli więc, oparli się plecami o wschodnią ścianę kamienia, wydobyli zapasy ipod gołym niebem zjedli obiad, który mógł zadowolić najwybredniejsze nawetpodniebienia.Jedzenie bowiem i napoje pochodziły z domu pod wzgórzem.Tomzaopatrzył ich sowicie w żywność na ten dzień.Kucyki rozjuczone błąkały się po trawie.azda przez wzgórza, pełne żołądki, gorące słońce i zapach trawy, trochę przydługiodpoczynek z wyciągniętymi nogami i z oczyma utkwionymi w niebo nad głową - otoJwystarczające chyba wyjaśnienie tego, co się stało.Bo stało się tak: ocknęli się nagle inieprzyjemnie ze snu, który nie wiedzieć kiedy i jak zmorzył ich wbrew woli.Kamieństerczący za ich plecami był zimny i rzucał długi, nikły cień w stronę wschodu.Słońce,108 blade, żółtawe, lśniło zza mgieł tuż nad zachodnią krawędzią zagłębienia, w którymleżeli.Od północy, południa i wschodu zza skraju miski podnosiła się gęsta, zimna białamgła.Powietrze było nieruchome, ciężkie i lodowate.Kucyki, zbite w gromadkę, stały zezwieszonymi łbami.Hobbici przerażeni zerwali się na równe nogi i pobiegli nawschodnią stronę wzgórza.Stwierdzili, że znajdują się na wyspie pośród mgły.W chwiligdy z rozpaczą zwrócili wzrok na zachód, ujrzeli, jak słońce zapada w mleczne morze;jednocześnie za ich plecami zimny, szary cień wypłynął na niebo od wschodu.Mgławspięła się nad brzeg zagłębienia, podniosła w górę i nad głowami hobbitów sklepiła sięjak dach.Znalezli się jakby w sali, której ściany i sufit stanowiła mgła, a sterczącypośrodku głaz był filarem podpierającym strop.Czuli się jak w pułapce, zamykającej się właśnie wokół nich; nie stracili jednakresztki nadziei.Nie zapomnieli bowiem obiecującego widoku, jaki im się przedtemukazał, i jeszcze pamiętali, w której stronie widzieli linię gościńca.W każdym zaś raziemiska otaczająca głaz na szczycie wzgórza budziła w nich teraz tak wielką odrazę, żemyśl o zatrzymaniu się tutaj dłużej nawet w głowie im nie postała.Spakowali rzeczy jakzdołali najszybciej skostniałymi palcami.Wkrótce już przeprowadzali kuce przezkrawędz wzgórza i zaczęli gęsiego schodzić północnym stokiem w dół, w morze mgły.Wmiarę jak spuszczali się niżej, mgła była coraz zimniejsza i bardziej wilgotna, tak że pochwili włosy w mokrych kosmykach oblepiły im skronie.Nim doszli do stóp pagórka,zziębli tak, że zatrzymali się, by wydobyć z worków płaszcze i kaptury - na którychzresztą zaraz zalśniły grube, szare krople.Potem dosiedli kuców i ruszyli z wolna dalej,orientując się jedynie wedle spadków i wzniesień terenu.Starali się w miarę możliwościkierować w stronę bramy, którą tego ranka dostrzegli w odległym północnym krańcudoliny.Liczyli, że jeśli raz wydostaną się za tę bramę i zdołają potem utrzymać mniejwięcej prosty kurs, trafią wreszcie niechybnie na gościniec.dalej nie wybiegali myślą,mieli jednak trochę nadziei, że mgła skończy się za granicą pagórków.osuwali się bardzo wolno.Bojąc się rozdzielić i zabłądzić, trzymali się bliskojeden tuż za drugim; Frodo na czele, potem Sam, Pippin, a ostatni Merry.DolinaPciągnęła się bez końca.Nagle Frodo spostrzegł przed sobą coś, co obudziło wnim nadzieję: po obu stronach poprzez mgłę majaczyły jakieś ciemniejsze kształty.Mogło to znaczyć, że zbliżyli się wreszcie do otwartej między wzgórzami północnejbramy.Gdyby im się udało ją przebyć, byliby uratowani.- Naprzód! Za mną!  krzyknął przez ramię do towarzyszy i popędził kuca.Lecz nadziejaprędko ustąpiła miejsca zdumieniu i rozczarowaniu.Ciemne sylwetki wystąpiływyrazniej, lecz zmalały i niespodzianie Frodo ujrzał tuż przed oczyma spiętrzonezłowrogo i lekko pochylone ku sobie wzajem dwie wielkie sterczące skały, niby filary niesklepionej na górze bramy.Nic podobnego, o ile mógł sobie przypomnieć, nie dostrzegłw dolinie, kiedy jej się przyglądał w południe ze szczytu wzgórza.Przejechał międzyskałami sam nie wiedząc kiedy i jak; natychmiast otoczyły go ciemności.Kucyk chrapnąłi stanął dęba, Frodo spadł z siodła.Obejrzał się i stwierdził, że jest zupełnie sam:przyjaciele gdzieś zniknęli.- Sam!  krzyknął. Pippin! Merry! Do mnie! Czemu się nie trzymacie razem?Nie było odpowiedzi.Zdjęty strachem Frodo przebiegł z powrotem przez kamiennąbramę krzycząc dzikim głosem:  Sam! Sam! Merry! Pippin! Kucyk skoczył w mgłę izniknął [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl