, Szrejter Artur Mitologia Germanska 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Raźnie podążał tą samą drogą, co i oni.Wszyscy trzej stanęli w niemym zdumieniu — jeszcze nigdy nie widzieli tak wysokiego i potężnego olbrzyma.Co najmniej dziesięć razy przewyższał ich wzrostem!Wędrowiec spojrzał na bogów i przywitał ich gestem ręki.Odpowiedzieli na to pokojowe pozdrowienie, zbliżył się więc i zapytał o cel podróży.— Idziemy do Utgardu króla Skrymira — odparł Loki.— Czy wiesz, jak tam dotrzeć?— Wiem — odparł olbrzym.— Częściowo będzie mi po drodze, więc, jeśli nie macie nic przeciwko, powędrujemy razem.Bogowie nie wyrazili sprzeciwu, więc Thurs, zapewne chcąc okazać się pomocnym, odebrał od Thjalfiego sakwę z żywnością i schował ją do własnego worka.Dzięki temu giermek mógł nadążyć za mknącym gigantem.Zapadał wieczór, gdy olbrzym stwierdził, że pora na spoczynek.Ułożył się na ziemi i momentalnie zasnął.— Uff— westchnął Loki.— Myślałem, że będzie tak gnał całą wieczność.— Pora coś przekąsić — stwierdził Thor, podchodząc do worka Thursa.Pakunek był większy od samego boga, toteż Thorowi nie udało się go unieść.Szarpnął więc za rzemienie pętające wylot sakwy, ale nie miał dość sił na ich rozplatanie.Zostały tak mocno zawiązane, że Thor musiał dać za wygraną.Nie pozostało im nic innego, jak położyć się spać na głodniaka.W środku nocy Thora obudził jakiś łoskot.Poderwał się na nogi, ale nie dostrzegł niebezpieczeństwa.Okazało się, że to jego własny żołądek burczy z głodu.— Nie — postanowił Thor.— Nikt mnie nie będzie pozbawiał posiłku.Znów ruszył ku olbrzymowi i jego sakwie.Jakże jednak się zdziwił, gdy nagle znalazł się w dziwnej jaskini, ciemnej i cuchnącej.Rozchodziła się na kilka korytarzy, tak ciasnych, że musiał nimi pełznąć.Każdy kończył się ślepą ścianą.Bóg gromu przestraszył się nie na żarty.W końcu owładnęła nim taka panika, że począł wzywać pomocy.Nikt jednak go nie usłyszał, postanowił więc odszukać drogę, jaką tu przyszedł.Po długim czasie dostrzegł przed sobą mdłe światło gwiazd.Niemal płacząc ze szczęścia, wydostał się z jaskini i obejrzał ją teraz w blasku księżyca.Zaklął.Nie zgubił się w jaskini, ale w rzuconej byle gdzie rękawicy olbrzyma.Thor rozejrzał się wokół — na szczęście nikt nie dostrzegł jego pohańbienia ani nie usłyszał błagań o pomoc.Wy-stawiłby się na pośmiewisko, gdyby ktoś rozpowiedział, że wielki Thor zabłądził w rękawicy Thursa!Następna próba otworzenia worka olbrzyma skończyła się niepowodzeniem, co wywołało jeszcze gorętszą wściekłość syna Odyna.Chwycił za Mjóllnira i zbliżył się do głowy Thursa.Potężnie uderzył go w czoło.Jótunn tylko zamruczał przez sen.Thor wziął większy rozmach i ponownie zadał cios.Olbrzym podrapał się w czoło.Zrozpaczony bóg gromu wytężył wszystkie siły i rąbnął tak mocno, że mógłby przebić skałę.I tym razem Thurs nie poniósł żadnego uszczerbku.Przekręcił się jedynie na drugi bok i ponownie zachrapał.Thor wrócił do własnego obozowiska i bezradnie opadł na posłanie.Czyżby utracił siłę? A może po raz pierwszy trafił na olbrzyma zbyt potężnego nawet jak na jego możliwości? Jeśli taką moc posiada przypadkowo spotkany Jótunn, to jakimiż siłaczami okażą się gospodarze zamku Utgard?Rankiem olbrzym zapomniał oddać im sakwę z jedzeniem, wskazał tylko szlak do Utgardu, pożegnał się i ruszył swoją drogą.Thor rozstawał się z nim bez żalu, nie upomniał się nawet o żywność, wolał by Thurs jak najprędzej zszedł mu z oczu.Po długim marszu ujrzeli wreszcie mury Utgardu — potężne, kamienne, zdające się blankami sięgać chmur.Górujące nad nimi baszty wielkością przyćmiewały nawet najpotężniejsze pałace Asgardu.Zamek sprawiał wrażenie rozległego jak świat.Bogowie poczuli się śmiesznie mali, podchodząc do bramy, przez którą można by wtoczyć całą górę.Nie zdążyli nawet zapukać, a odrzwia uchyliły się z przeraźliwym zgrzytem.Stanął w nich niespotykanych rozmiarów olbrzym, większy nawet od Jótunna spotkanego po drodze.— Witajcie! — zagrzmiał tubalnym głosem.— Spodziewałem się tak znakomitych gości i widzę, że się nie rozczarowałem.Znam też powód waszego przybycia.Myślę, że od razu rozpoczniemy próby, kto: my czy wy, jest potężniejszy.— Jak to? — obruszył się Thor.— Gdzie zwyczajowa gościna? Czy nawet nie podejmiesz nas dzbanem piwa?— Musicie najpierw zasłużyć na poczęstunek — odparł Thurs.— jeśli okażecie się godni zasiadania przy utgardzkim stole, nie zostanie wam odmówiona wieczerza.— Chcę, by mi to rzekł Skrymir, władca tego zamku — zażądał Loki.— Właśnie z nim mówisz — odparł olbrzym i cofnął się w głąb podwórca.Thor mruknął z rezygnacją.A więc przyjdzie im na głodnego potykać się z przeciwnościami.Cóż, taki los.Skrymir poprowadził gości w głąb twierdzy, gdzie między budynkami widniała długa, prosta ulica, licząca co najmniej dwieście kroków.Po obu jej stronach ustawiły się tłumy Jótunnów, z niecierpliwością wpatrujących się w przybyszów.— Oto mój bratanek — Skrymir przedstawił im jednego z olbrzymów.— Nazywa się Huginn.Jest znakomitym biegaczem.Który z was zdecyduje się stanąć z nim w zawody?Bogowie popatrzyli na siebie niepewnie, wreszcie skierowali wzrok na Thjalfiego.Giermek skromnie spuścił wzrok, ale w końcu rzekł, że spróbuje.Zawodnicy ustawili się na linii oznaczającej początek trasy, a potem ruszyli na znak Skrymira.Thjalfi biegł niczym wiatr, nie można było dostrzec ruchu jego nóg, ale Huginn od razu wysforował się na czoło, a potem z każdą chwilą zwiększał prowadzenie.Oczywiście, jako pierwszy pojawił się na mecie.Zgromadzone olbrzymy uczciły jego zwycięstwo gromkimi okrzykami.Nikt jednak nie wykpiwał przegranego, Thorowi nawet wydawało się, że Jótunnowie patrzą na Thjalfiego z szacunkiem.— Młodzieńcze — rzekł Skrymir.— Czy może chciałbyś jeszcze raz spróbować swych sił z Huginnem?Thajlfi nie mógł odmówić.Wystartował ponownie i teraz mknął już nie jak wiatr, a jak wicher, mimo to nie dopędził Huginna.Wrócił do bogów zupełnie zgnębiony, ale Loki poklepał go po plecach i rzekł:— Nie martw się, nawet najszybszy z niebian, Hónir, nie pokonałby cię w biegach [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl