, Parandowski Jan Mitologia (2) 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Lecz dość wcześnie zaczęto go wyobrażać jako pięknego młodzieńca, zwykle nagiego, z prze­rzuconą niedbale chlamidą.Na głowie ma często kapelusz podróżny, petasos, ze skrzydełkami; podobne skrzydełka ma u nóg; w ręce trzyma kaduceusz.Hefajstos (Wulkan)Hefajstos jest najpracowitszy z bogów.Rzadko tylko spotyka się go na przyjęciach u Dzeusa i wszyscy przywykli widzieć w nim samotnika.On jednak nie jest samotny.W swej cudownej kuźni na wyspie Lemnos lub we wnętrzu Etny, pośród wiernych cyklo­pów, boski mechanik dniem i nocą pracuje, jak gdyby spoczynek był mu niepotrzebny i jakby tylko w rozgwarze twardej roboty czuł się dobrze.Kuje pioruny dla Dzeusa, naprawia rydwan Słońca; komu potrzebna tarcza, komu miecz, komu piękny pancerz ze zło­ta — ten idzie do Hefajstosa i wie, że mu kulawy kowal nie odmówi.Gdy ma więcej wolnego czasu, zrobi berło dla jakiegoś króla albo zabawia się biżuterią, której boginie Olimpu nigdy nie mają dosyć.Wszystko, co wychodzi z jego rąk, jest dziwnie piękne i misterne.Czasem zaś wykonywa rzeczy wręcz cudowne: niewolnice ze złota, które poruszają się jak żywe; fotele, które same biegną na salę rady bogów; krzesło.O, to było straszne.Dwaj cyklopi zjawili się u bram Olimpu i powiedzieli, że przynoszą podarek od swego pana dla królowej nieba.Było to krzesło.Śliczne krzesło.Całe ze złota i drogich kamieni.Wygodne bardzo.Hera kazała je ustawić w swoim pokoju i zaraz na nim usiadła.Ale wtedy, nie wiadomo skąd, wysu­nęły się jakieś kleszcze czy więzy, które trzymały tak mocno, że bo­gini z miejsca się ruszyć nie mogła.Kto wie, co by się stało, gdyby nie uproszono złośliwego mechanika, który na koniec sam przyszedł i uwolnił Herę z tego śmiesznego więzienia.I znowu wrócił do swej kuźni.Olbrzymi piec bucha wiecznym płomieniem, podsycany sapiącym oddechem potężnych miechów.W potwornych, okopconych tyglach pławią się rozmaite metale: złoto, żelazo, miedź, srebro płynie lśniącym strumieniem.Potworne cęgi gryzą czerwone sztaby, po których młoty uderzają, aż ziemia drży.Zgiełkliwy hałas napełnia kuźnię, a Hefajstos, kulejąc i ocie­rając pot z czoła, chodzi koło robotników i wydaje rozkazy.Czasem się zatrzyma, stanie w miejscu i przez otwór w górze patrzy na niebo, objęte złocistą chwałą słońca.Z wysokiego Olimpu słychać śpiew i muzykę.Apollo gra na lutni, a muzy śpiewają nowy hymn.Hefajstos myśli o swej młodości.Przecież był synem Dzeusa i Hery, królewskim synem.Chował się na Olimpie i wszyscy przepowiadali, że kiedyś wyrośnie na bardzo mądrego boga.Kochał matkę i ujął się za nią wówczas, gdy Dzeus powiesił Herę za ręce u szczytu Olimpu.Ojciec w gniewie zrzucił go na ziemię.Hefajstos leciał przez dzień cały, aż nocą, niby meteor, spadł na wyspę Lemnos z połamanymi nogami.Zaopiekowała się nim bogini morska Tetyda i zaniosła do swego domu z korali, gdzie światło przenika przez modre zwierciadło wód.Wielkie algi pną się po ścianach groty, a duchy morskie grają na muszlach.Wracał do zdrowia.Srebrnonogim boginkom, z wdzięczności za opiekę, wyrabiał cudowne ozdoby: naszyjniki tak delikatne, jakby były z puchu piany morskiej, naramienniki, pierścienie, diademy, a wszystko to błyszczało w szmaragdowej głębinie niby migotanie zatopionych gwiazd.Przez dziewięć lat tak żył, aż zapomnieli o nim i ojciec, i matka, i cały Olimp.Wszyscy byli przekonani, że zginął gdzieś w przestworzach oceanu.On zaś nie chciał wracać do świata, z którego tak boleśnie go wygnano.Dopiero Bachus, bóg wina, spoił go raz, wsadził na osła i spro­wadził na Olimp.Radość była ogromna.Wiedziano bowiem, że z Hefajstosa w potrzebie jest dobry towarzysz, dowcipny i mądry, a przede wszystkim taki pożyteczny: wszystko zrobi i wszystko naprawi.Dzeus, chcąc go uczcić i wynagrodzić dawne krzywdy, dał mu za żonę najpiękniejszą boginię, Afrodytę.Ale nie było to szczęśliwe małżeństwo.Bogini piękności nie mogła się pogodzić z trybem życia swego męża.Ona lubiła świat, bogów i ludzi, on tylko swoją kuźnię, ona chciała być wszędzie tam, gdzie wesele i pląsy, on poza pracą nie znał innych rozkoszy; wyrabiał najcudowniejsze klejnoty, a sam chodził jak ostatni niewolnik, wiecznie osmolony i brudny.Nie pomyślano tylko o jednej rzeczy: że Hefajstos był niegdyś młody, piękny i radosny, jak wszyscy bogowie, a dopiero potem stał się opuszczony i ponury.A że mu Dzeus dał za żonę najpiękniejszą boginię, to uważał za nowe szy­derstwo ze swojej brzydoty.Hefajstos był bogiem ognia, tej dźwigni wszelkiego postępu.Ko­chał ludzkość i uczył ją obrabiania metali i wykonywania dzieł sztuki.Czczono go szczególnie na wyspie Lemnos.Tam był, jak się zdaje, najstarszy ośrodek kultu Hefajstosa, związany z wulka­nem, który na tej wyspie od najdawniejszych czasów był czynny i wygasł dopiero za Aleksandra Wielkiego.Lemnijczycy utrzymy­wali, że właśnie w głębi tej góry ognistej znajduje się kuźnia He­fajstosa.W Atenach obchodzono w październiku Chalkeje — święto kowali.Na cześć Hefajstosa odbywały się lampadoforie — bieg z pochodniami.Piesi i konni nieśli pochodnie i zwy­ciężał ten, kto z płonącą pochodnią pierwszy dobiegł do celu.Składano bogu ognia ofiary całopalne.W sztuce przedstawiano Hefajstosa jako muskularnego, brodatego mężczyznę, a dając mu siedzącą postawę, ukrywano jego kalectwo [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl