, Szklarski Alfred 9 Tomek w grobowcach faraonow 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Miałem w tym niezłą wprawę.Nie martwcie się o mnie!I rozebrał się do pasa.– Powiedz tym kajtkom, że pierwszy, który tu wróci, otrzyma podwójny bakszysz – poprosił Abeera.– I że ruszymy, jak dasz znać!– Zwariował, na miły Bóg, zwariował – szepnął Wilmowski do Smugi.Patryk i Abeer, obaj jednakowo zdumieni, wyraźnie dawali się ponieść emocjom.Sally jakby się nieco ożywiła.Wilmowski sceptycznie pokręcił głową, a Smuga przyglądał się wszystkiemu z zapowiedzią uśmiechu w kącikach ust.Trójka miejscowych pływaków wyglądała przy Goliacie z Warszawy jak krasnoludki.– Gotowi? – spytał Abeer.Wszyscy poważnie skinęli głowami.– Ruszajcie! – wydał komendę.Już na starcie marynarz wyprzedził wszystkich.Inni dosiedli swych wodnych rumaków, starając się na nich utrzymać balansowaniem ciała.Ponieważ nurt był najpierw powolny, sporo tracili.Nowicki wybrał inną technikę.Najpierw płynął, trzymając przed sobą łódkę i wiosełka.Dopiero, gdy prąd stał się silniejszy, wsiadł w swoje cacko i utrzymując równowagę za pomocą wioseł, pierwszy dotarł na drugą stronę.Zwyciężył o dobre parę sekund przed młodym Nubijczykiem, za którym finiszowali pozostali.– Niech cię kule biją, niedźwiedziu – gratulował Wilmowski.– Byłem przekonany, że przegrasz.– Mówiłem, że mam wprawę – odparł Nowicki.– Przez całe lata ćwiczyłem różne marynarskie sztuczki.– Ale nie na rzece? – wtrącił Abeer.– Ech.Co się będę chwalił.Także na ostrej rzece kiedyś igrało się ze śmiercią.Tutaj to zabawka.– powiedział z nagłą powagą.I tak prysł pogodniejszy nastrój.MAKBARAHOd minaretu do minaretu niósł się płaczliwy głos muezzina: La illaha, Ula Allah! W a Muhammad Rasul Allah[148], wzywający do wieczornej modlitwy, kiedy dotarli do hotelu.Już w progu Smuga i Abeer, zaskoczeni, spostrzegli znajomą sylwetkę.Za chwilę witał ich Jusuf Medhat el Hadż, ale jakże inny, jak bardzo odmieniony! Nisko pochylony, z postarzałą twarzą.– Allah kerim! – zawołał.– Odnalazłem was! Gonię za wami od Luksoru.– Czy coś się stało? – Smugę zaniepokoił i wytrącił z równowagi stan przyjaciela.Jusuf najpierw jednak mocno uścisnął dłoń Wilmowskiemu i po ojcowsku przytulił Sally.– Wiem wszystko – powiedział.Przeszli do hotelowej restauracji, żeby spokojnie porozmawiać.Jusuf swoim zwyczajem zaczął od sentencji.– Czasem ten, kto chce pomóc, sam jest w potrzebie.– Czy coś się stało? – ponaglił Smuga.– Stało się.Stare porzekadło powiada, że najlepszym z ludzi jest ten, który dostrzega swoje błędy.Mogłem mieć synów przy sobie, ale nie utrzymałem.Pozwoliłem im odejść na południe, tułać się po Afryce.A teraz płaczę.Moi synowie.Moi kochani.Nadżib i Madżid.Nie wrócili z podróży.– Utknęli w Czarnej Afryce.– domyślił się Smuga.– Powinni wrócić dwa, trzy miesiące temu.Mawiają starzy ludzie, że mądry szuka doskonałości, a głupi majątku.Powędrowali tam, gdzie najbardziej niebezpiecznie.Za Sudan, do Czarnej Afryki.Dobrze, że chociaż przysłali z Sudanu wiadomość.Przynajmniej wiem, że udali się nad Jezioro Alberta, żeby zrobić dobry interes.Spojrzeli po sobie.Wracała nazwa: Jezioro Alberta.– W tej części Afryki wszystko jest możliwe.Formalnie, w rejonie wschodnich jezior afrykańskich podzielono sfery wpływów, ale trwa rywalizacja Francuzów, Anglików, Belgów, Niemców – wyjaśniał Abeer.– A oprócz tego walki plemienne.Są jeszcze ludożercy, no i zdarzają się, niestety, handlarze niewolników.– Przecież już dawno skończono z tym procederem – obruszył się Wilmowski.– Oficjalnie, tak! Ale kto wie, co dzieje się w najodleglejszych częściach dżungli – Jusuf pokiwał głową.– Słyszałem, że ruszacie na południe.Dla mnie to ostatnia szansa.Cały majątek oddam, tylko ratujcie moje dzieci! – rzekł błagalnie.– Przyjacielu – ciepło odpowiedział Smuga.– Idziemy tam.Idziemy w nieznane, odnaleźć zbrodniarza.Sami nie wiemy czy wrócimy.Ale przyrzekam ci, jeśli tylko czegoś się dowiem, to kiedy załatwię naszą sprawę, pójdę tropem jak pies.Jeśli znajdziemy jakiś trop.Przyrzekam.Wilmowski słuchał wyciszony i jakby z poczuciem ulgi, jakie go nagle ogarnęło.Sam był tym zaskoczony.Głęboko wszak współczuł Jusufowi i aż za dobrze rozumiał, co przeżywa.Uświadomił sobie jednak, jak bardzo źle znosił nienawiść, która nimi zawładnęła.Potrzebował, niczym powietrza, innego niż negatywny motywu tej wyprawy.Niespodziewanie dla samego siebie, powiedział:– Jeśli odnajdziemy ślad.Jeśli w tej Czarnej Afryce odnajdziemy ślad, to gotowi jesteśmy nawet wstrzymać nasze plany, by odnaleźć twoich synów.Jusufowi oczy zalśniły łzami [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl