, Stephen King Desperacja 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie mam zamiaru być pointą w jakimś dowcipie Pana Boga.Nie wierzę, by którekolwiek z was na serio rozważało możliwość zejścia do kopalni.Już sam pomysł jest kompletnie szalony.- A co z Mary? - spytał Steve.- Chcesz ją zostawić? Czy jesteś w stanie ją zostawić?- A czemu nie? - odpowiedział pytaniem Johnny i zdołał się nawet roześmiać.Był to śmiech krótki, ostry, niemal niczym nie różniący się od szczeknięcia, lecz przecież brzmiała w nim nutka rozbawienia.Dostrzegł, jak Steve cofa się z obrzydzeniem.Rozejrzał się raz jeszcze, szukając wzrokiem zwierząt, ale horyzont nadal był czysty, więc być może dzieciak miał rację, Tak, rzeczywiście chciał, by się wynieśli, i otworzył im drzwi.- Nie znam jej, tak samo jak nie znam tych pustynnych szczurów, które Entragian, Tak, jeśli wolicie, pozabijał w miasteczku - dodał.- Większość z nich i tak pewnie nie miała już prawie mózgów i nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, że giną.Ludzie, czy wy nie widzicie, jakie to.bezsensowne? Jeśli odniesiecie sukces, to jakiej nagrody się spodziewasz, Steve? Dożywotniego członkostwa “Owl's Club”?- Co ci się stało? - Steve sprawiał wrażenie autentycznie zdumionego.- Podszedłeś do tej pieprzonej pumy, jakby była jakimś cholernym rekwizytem, i z zimną krwią rozwaliłeś jej łeb.Zrobiłeś to jak jakaś pieprzona Wolverine, więc wiem, że masz jaja.A w każdym razie miałeś.Kto ci je ukradł?- Nie rozumiesz.Z pumą.no, to był po prostu impuls.Wiesz, jaki jest mój największy problem? Jeśli los daje mi szansę, by przystanąć i pomyśleć, to ją wykorzystuję.- Cofnął się o krok.Żaden Bóg go nie powstrzyma.- Życzę wam szczęścia, panie i panowie.Davidzie, cokolwiek to warte, wiedz, że uważam cię za wyjątkowego młodego człowieka.- Jeśli odejdziesz, wszystko skończone - powiedział David.Twarz nadal tulił do ojcowskiej piersi, jego głos był stłumiony, lecz wyraźny.- Łańcuch zostaje przerwany.Tak wygrywa.- Jasne, ale nie martw się, załatwimy go w play-offach.I Johnny Marinville roześmiał się jeszcze raz.Ten dźwięk przypomniał mu koktajle, kiedy takim śmiechem śmiał się z równie bezsensownych złośliwości, podczas gdy bezsensowny zespół grał bezsensowne powtórki bezsensownych standardów jazzowych, Do You Know the Way to San Jose, Papa Loves Mambo.Tym śmiechem śmiał się, kiedy wyłaził z basenu w BelAir, trzymając w ręce butelkę piwa.No i co z tego.Nikt mu przecież nie zabroni śmiać się tak, jak mu się podoba.W końcu dostał kiedyś National Book Award!- Mam zamiar zabrać któryś samochód z parkingu kopalni - dodał jeszcze.- Mam zamiar popędzić do Austin na złamanie karku.W Austin anonimowo poinformuję policję stanową, że coś złego zdarzyło się w Desperation.Potem wynajmę kilka pokoi w miejscowym “Best Western” i będę czekał z nadzieją, że pokażecie się, żeby je wykorzystać.Jeśli przyjedziecie, pamiętajcie: ja stawiam.Tak czy inaczej, koniec z abstynencją.Desperation na zawsze wyleczyło mnie z trzeźwości.- Uśmiechnął się do Steve'a i Cynthii, stojących na krawędzi budy rydera i obejmujących się mocno.- Wy dwoje popełniacie szaleństwo, nie wynosząc się stąd ze mną.Wiecie, gdzieś, kiedyś moglibyście być naprawdę dobrzy.Widzę to.Tutaj zostanie z was tylko can tah dla kanibalistycznego Boga Davida.Odwrócił się i odszedł z pochyloną głową.Serce tłukło mu się w piersi.Oczekiwał gniewu, obelg, być może błagań.Na to wszystko był przygotowany; być może jedyną rzeczą zdolną go zatrzymać były słowa, które Steve Ames wypowiedział cichym, bezdźwięcznym głosem człowieka stwierdzającego prosty fakt.- Nie szanuję cię za to.Johnny odwrócił się.Te kilka słów zraniło go dotkliwie; nie sądził, że cokolwiek w świecie może jeszcze tak go zranić.- O mój drogi, jakie to straszne! Straciłem szacunek człowieka nadzorującego kiedyś wynoszenie z samolotu toreb, do których rzygał Steven Tyler.Niech mnie diabli!- Nie znam żadnej twojej książki, ale przeczytałem to opowiadanie, które mi dałeś, i książkę o tobie.Tego profesora z Oklahomy.Był z ciebie kawał awanturnika, gównianie traktowałeś swoje kobiety, ale pojechałeś do Wietnamu bez broni, na miłość boską, i dziś.ta puma.co się z tym wszystkim stało?- Spłynęło jak szczyny po nodze pijaka - odparł Johnny.- Przypuszczam, że nie wierzysz, by coś takiego mogło się zdarzyć, lecz jednak się zdarzyło.Reszta mnie spłynęła w basenie.Dobra definicja absurdu, nie?David dołączył do stojących z tyłu półciężarówki Steve'a i Cynthii.Był blady i bardzo zmęczony, lecz już się opanował.- Nosisz na sobie jego znak - powiedział.- Tak pozwoli ci odejść, ale kiedy poczujesz na skórze jego zapach, pożałujesz, że nie zostałeś.Johnny przyglądał się chłopcu przez długą, bardzo długą chwilę, walcząc z pokusą powrotu do ciężarówki, angażując w tę walkę całą swą, niemałą przecież, siłę woli.- Więc chyba będę musiał oblewać się wodą po goleniu - rzucił w końcu.- Do widzenia, chłopcy i dziewczęta.Zostańcie z Bogiem.Odszedł.Szedł szybko, bardzo szybko.Gdyby choć odrobinę przyspieszył kroku, biegłby.4W półciężarówce Steve'a panowała cisza.Spoglądali za Johnnym, dopóki nie zniknął im z oczu, a kiedy zniknął, nadal nie rozmawiali.Ralph Carver obejmował syna, David zaś myślał o tym, że jeszcze nigdy w życiu nie czuł się taki pusty, jakby nic z niego nie pozostało.A więc wszystko skończone.Przegrali.Kopnął butelkę po coli.Patrzył, jak toczy się po podłodze budy, odbija się od jej ściany i nieruchomieje obok.Zrobił krok w przód.- Zobaczcie, portfel Johnny'ego - powiedział głośno.- Pewnie wypadł mu z kieszeni.- Biedny Johnny - użaliła się nad Marinville'em Cynthia.- Zdumiewające, że nie zgubił go wcześniej - odezwał się Steve głuchym, obojętnym tonem człowieka, który myśli o czymś zupełnie innym.- Ile razy powtarzałem mu, że facet, który jeździ na motocyklu, powinien trzymać portfel na łańcuchu? - Na jego wargach pojawił się cień uśmiechu.- Wygląda na to, że nie uda mu się wynająć w Austin tych pokoi tak łatwo, jak przypuszcza.- Mam nadzieję, że będzie spał na jakimś cholernym parkingu - odezwał się Ralph.- Albo przy drodze.David prawie ich nie słyszał.Czuł się tak samo jak tego dnia w Lasku Niedźwiedzim - nie wtedy, kiedy Bóg do niego mówił, lecz wtedy, kiedy uświadomił sobie, że zaraz przemówi.Pochylił się, by podnieść portfel Johnny'ego, a gdy go dotykał, w jego głowie coś eksplodowało jak kula elektryczności.Stęknął głucho.Ściskając w dłoni portfel, opadł na podłogę, oparł się o ścianę rydera.- Synku? - Głos Ralpha dobiegł go echem, które przemierzyć musiało przedtem tysiące kilometrów.Zignorował ojca i otworzył portfel.W jednej kieszonce znalazł pieniądze, w drugiej papiery: notatki, wizytówki i tak dalej.Nie obchodziły go.Rozpiął zatrzask po wewnętrznej lewej stronie portfela, uwalniając harmonię włożonych do plastikowych kieszonek fotografii.Niejasno zdawał sobie sprawę, że inni gromadzą się wokół niego, nie poświęcił im jednak chwili uwagi; przewracał fotografie, przesuwając lata między palcami: brodaty Johnny i piękna ciemnowłosa kobieta o wysokich kościach policzkowych i spiczastych piersiach, Johnny z siwymi wąsami przy relingu jachtu, Johnny z kucykiem w tęczowym jabbho obok aktora wyglądającego jak Paul Newman, nim Newmanowi przyśniło się w ogóle, że będzie sprzedawał majonez do sałatek [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl