, King Stephen Mroczna wieza I Roland 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Możesz, Bert  powiedział. Nie zasnę dziś w nocy. No, to nie zaśniesz  odparł Roland, nie rozumiejąc, co ma jedno do dru-giego.Cuthbert złapał go nagle za rękę i na widok malującego się w jego oczachniemego bólu Rolanda na nowo ogarnęły wątpliwości.%7łałował gorzko, że w ogóleposzli do kuchni tamtej nocy.Ojciec miał rację.Lepsza od tego byłaby śmierćwszystkich mężczyzn, kobiet i dzieci w Farson.Ale czymkolwiek miała okazać się ta nauka, ta okryta rdzą, na pół zakopanaw ziemi rzecz, nie zamierzał z niej tak łatwo rezygnować, nie zamierzał wypusz-czać jej z rąk. Nie wchodzmy na górę  powiedział Cuthbert. Wszystko już zobaczy-liśmy.I Roland pokiwał niechętnie głową, czując, jak siła, z którą uczepił się tamtejrzeczy, słabnie.Wiedział, że Cort powaliłby obu na ziemię, a potem zmusił, byweszli na platformę krok po przeklętym kroku.czując na podniebieniu smakświeżej krwi.Cort zawiązałby prawdopodobnie nowy powróz na belce i założyłkażdemu z nich na szyję stryczek; Cort kazałby im stanąć nad zapadnią, żebypoczuli ją pod stopami; i Cort gotów był sprawić im lanie, gdyby którykolwiekzapłakał lub przestał kontrolować swój pęcherz, i miałby oczywiście rację.Poraz pierwszy w życiu Roland poczuł, że nienawidzi własnego dzieciństwa.Chciałmieć posturę, odciski i pewność siebie dorosłego mężczyzny.Z premedytacją oderwał drzazgę od balustrady, po czym schował ją do kiesze-ni na piersi i odwrócił się. Dlaczego to zrobiłeś?  zapytał Cuthbert.Roland chciał popisać się rezolutnością, powiedzieć, że to przynosi szczęście,ale spojrzał tylko na Cuthberta i potrząsnął głową. %7łeby to mieć  odparł. %7łeby to zawsze mieć.Zeszli z szubienicy, usiedli i czekali.Po mniej więcej godzinie zaczęli się gro-madzić pierwsi widzowie, w większości rodziny, które przyjechały rozklekotany-85 mi furami i bryczkami, przywożąc ze sobą śniadania  kosze zimnych naleśni-ków z poziomkowym dżemem.Roland poczuł, że z głodu burczy mu w brzuchu,i zdesperowany ponownie pytał się w duchu, na czym polega całe dostojeństwotego wydarzenia.Wydawało mu się, że Hax, przemierzający w brudnym białymfartuchu swoją zadymioną podziemną kuchnię, ma w sobie więcej dostojeństwaniż to wszystko, z niezdrowym oszołomieniem obracał w palcach drzazgę z szu-bienicznego drewna.Cuthbert leżał obok niego, przybrawszy obojętny wyraz twa-rzy.W rezultacie egzekucja nie okazała się niczym nadzwyczajnym i Roland byłzadowolony.Haxa przywieziono otwartym wozem, ale poznać go można byłotylko po wielkim brzuchu; oczy przewiązano mu szeroką czarną opaską, któraopadała na twarz.Kilka osób cisnęło w niego kamieniami, lecz większość jadładalej śniadanie.Rewolwerowiec, którego chłopiec nie znał (cieszył się, że losu nie wyciągnąłjego ojciec), ostrożnie wprowadził grubego kucharza po schodkach.Dwaj gwar-dziści Straży wspięli się tam już wcześniej i stali po obu stronach zapadni.KiedyHax i rewolwerowiec weszli na górę, ten ostatni zarzucił powróz na poziomą bel-kę, a potem założył kucharzowi stryczek na szyję i ściągnął węzeł tak, by znalazłsię dokładnie pod jego lewym uchem.Wszystkie ptaki odleciały, lecz Roland wie-dział, że czekają. Czy chcesz coś wyznać?  zapytał rewolwerowiec. Nie mam nic do wyznania  odparł Hax.Jego głos był wyrazny i dziwniedostojny mimo zasłaniającej usta opaski.Materiał falował lekko w podmuchachsłabego przyjemnego wiatru. Nie zapomniałem oblicza mojego ojca; był zemną przez cały czas.Roland spojrzał ostro na tłum i zaniepokoiło go to, co tam zobaczył.Uczu-cie sympatii? A może podziwu? Zapyta o to ojca.Kiedy zdrajców nazywa siębohaterami (albo bohaterów zdrajcami, dodał w duchu, marszcząc brwi), nadcho-dzą mroczne czasy.%7łałował, że nie rozumie tego lepiej.Przez moment pomyślało Corcie i o chlebie, który od niego dostali.Poczuł falę wzgardy; zbliżał się dzień,kiedy Cort będzie musiał mu służyć.Ale chyba nie Cuthbertowi; Cuthbert ugniesię chyba pod ciosami Corta i zostanie paziem albo koniuszym (względnie, co nie-skończenie gorsze, wyperfumowanym dyplomatą, wycierającym kąty sal audien-cyjnych lub spoglądającym w fałszywe kryształowe kule ze zgrzybiałymi królamii książętami).On nim nie zostanie.Wiedział o tym. Rolandzie? Jestem.Wziął Cuthberta za rękę i ich palce zwarły się w żelaznym uścisku.Deska opadła.Hax runął w dół, w nagłej ciszy rozległ się dzwięk podobny dotego, który w chłodną zimową noc wydaje eksplodujący w kominku sosnowy sęk.Nie było w tym nic nadzwyczajnego.Kucharz wierzgnął nogami, które uło-86 żyły się w kształt litery Y; w tłumie rozległy się gwizdy zadowolenia; GwardziściStraży przestali prężyć pierś i zaczęli niedbale zbierać rzeczy [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl