,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- No, nareszcie! - wykrzyknęła z ulgą Baśka.- To wy, mamnadzieję? - Ostrożnie - szepnął Paweł siadając.- Jestem cały zabłocony.On też.- Czołgaliście się na czworakach czy co? Słuchajcie, czy temu psu nic niebędzie? Nie za dużo dostał? - Minimalną dawkę - szepnął Donat.- Tyle co dlachudego człowieka.- Wszystko poszło bardzo dobrze - szepnął Paweł.- Na litośćboską, dlaczego szepczecie?! Donat i Paweł spojrzeli na siebie i na nowo zaczęlichichotać.- W nałóg nam weszło - powiedział Donat normalnym głosem.- Trzeźwyjestem jak świnia, ale na wszelki wypadek prowadź ty.- Było tam co, w tymmeblu między oknami? - spytał niespokojnie Marcin, wywołując tym u dwóchzłoczyńców nowy, nieopanowany atak wesołości.Baśka przemogła wreszciebuksowanie i wyjechała na ulicę.- Urżnęli się tą jedną ćwiartką! - stwierdziłaze zgrozą.- Nie, nie to - odparł Paweł, ocierając łzy śmiechu.- Ale tam byłotego tyle, że można nadziać cały piernat.I czy wy macie pojęcie, jak ten facetsię zdziwi, jak zobaczy, że mu zostało całe złoto i brylanty.? Całkiem z tegozbaranieje! Jako następny, okradziony został pan Lenarczyk w sposób łatwy iprosty, po czym przeniesiono się na Żoliborz.Mieszkał tam we własnej willipewien osobnik, którego dolarowe interesy zostały niezbicie stwierdzone.Największy kłopot sprawiało uciszenie okropnie hałaśliwego pudelka, pudelekbowiem był wybredny i byle czego nie jadał.Pigułkę trzeba było w końcu potłucna drobny mak i ugnieść razem z klopsikiem.Włamanie samo w sobie nieprzedstawiało zbyt wielkich trudności, bo okna na piętrze nie miały krat i łatwodało się wyjąć szybę z drzwi balkonowych.Osobnik, na szczęście, nie posiadałsejfu, cały majątek trzymał zwyczajnie w szufladzie komody i nawet nie zamykałjej na klucz.Kolejnym przeżyciem stało się wysyłanie pierwszej poduszki wcepeliowskiej poszewce, haftowanej w ludowe wzory.Na pierwszy ogień poszedłDonat, twardo postanawiając sobie, że po zakończeniu przedsięwzięcia noga jegonie postanie na Poczcie Głównej.Poduszka przeszła obojętnie, nazajutrz zatemBaśka wysłała becik dla niemowlęcia.Po trzech tygodniach od kumpla przyszłaradosna wiadomość, że dostał wysoko płatną pracę i już udało mu się zarobić 15tysięcy dolarów.Ma nadzieję na więcej.- No i proszę - powiedziała Barbara.-Widzicie, jak to łatwo? Zamiast gryźć się, szarpać, popełniać samobójstwa,lepiej zwyczajnie wziąć się do roboty i odbić stratę.Zapasów mamy na razie natrzy poduszki.Paweł, twoja kolej! - I pośpieszmy się trochę, bo testator wszpitalu podupada na zdrowiu - dodał Marcin zgryźliwie.- Chcą mu zrobićoperację.- Toteż właśnie.Ja już znalazłam paru porządnych waluciarzy.Tropienie waluciarzy Baśka dobrowolnie wzięła na siebie, z rzadka domagając siępomocy wspólników.Przyodziana dla niepoznaki w blond perukę, ciemne okulary ispodnie, które całkowicie zmieniały jej sylwetkę, całe godziny spędzała wrozmaitych dziwnych miejscach.Osiągnięcia miała imponujące.- Już wszystko wiem- oznajmiła na następnej naradzie produkcyjnej.- Jest taki jeden naganiacz,podobny do wyżła.I jedna baba z gębą podobną do prosiaczka.Ma zawsze ogony ztyłu, nie wiem, jak ona to robi, ale cokolwiek na sobie nosi, zawsze to ma ogonz tyłu.Wyżeł współpracuje z jednym łysym i z jednym dziobatym.Łysy robiinteresy z tym z Żoliborza, a z kim dziobaty, to nie wiem.- A baba z kim? -zainteresował się Paweł.- Baba ma szefa, który zazwyczaj urzęduje wSzwajcarskiej.Mówię wam, jest taki cudownie piękny, że mi oko zbielało.Całkiempodobny do małpy, ma czarny, skołtuniony łeb, świecącą, czerwoną mordę i nasamym froncie złoty ząb jak pięść.Ona załatwia mniejsze transakcje, a onwiększe, z tym, że po każdej większej jedzie w kierunku na południe.Pewnie matam melinę, ale nie wiem gdzie, bo na piechotę nie udało mi się go dogonić.Jeździ wiśniowym taunusem.- Taksówką nie mogłaś.? -Zwariowałeś? Tylko by tegobrakowało! Taksówkarze mają dobrą pamięć.- Trzeba odbadać, gdzie tam melina.-Pewnie, że trzeba.Ale niezależnie od tego trzeba ich przypilnować bezpośrednio.Ten łysy i ten piękny jak małpa ciągle załatwiają interesy z różnymi ludźmi,możecie być spokojni, że za każdym razem mają przy sobie towaru co najmniej najedną poduszkę.Trzeba zorganizować napad.- Jak niby zorganizować? Gdzie teinteresy załatwiają? - Różnie.Szympans ze złotym zębem przeważnie wsamochodzie, dziobaty też, a oprócz tego gdzie popadnie.W bramach, w knajpach,na klatkach schodowych, w Saskim Ogrodzie, rozmaicie.Trzeba sobie upatrzećodpowiednią chwilę i siup.- Mają chyba jakąś obstawę? - zauważył krytycznieMarcin.- Mają, dlaczego nie? Pęta się tam paru bandziorów, ale na ręce im niepatrzą, bo klient mógłby się spłoszyć.Kręcą się tak trochę z boku.Jak się ichszybko napadnie, to obstawa nie zdąży, a krzyku nikt nie podniesie, bo milicjateż tam się kręci.- Ja bym wolał się włamać - wyznał niepewnie Paweł.- Już siędo tego przyzwyczaiłem.- Gdzie się włamiesz? Już nam obiektów brakuje.-Trzeba znaleźć melinę - powtórzył Donat.- W melinie mają tego więcej.- Jednodrugiemu nie przeszkadza, melina swoją drogą, a napad swoją.W efekcie Donatrozpoczął śledczą działalność samochodem.Adonisa ze złotym zębem i świecącągębą wytropił już po kilku dniach, stwierdzając, że odwiedza on piękną willę naGoszczyńskiego, z dziobatym natomiast natknął się na szalone trudności.Dziobatyjeździł volkswagenem 1300 i dysponował zrywem, który pozwalał mu błyskawicznieniknąć z oczu trabantowi.Niknął tak w różnych kierunkach, głównie jednakże wpołudniowym.Donat stopniowo zaczajał się na niego coraz dalej i za każdym razempoznawał następny odcinek jego drogi.Istniała szansa, że po paru latach dotrzedo końca.Willa na Goszczyńskiego okazała się niedostępna.Przełażenie przezbramę od strony ulicy było wykluczone, latarnia świeciła jasno, wszyscy dokołamieli doskonały widok na włamywaczy, z innych stron zaś najmniejszy nawet naciskna ogrodzenie wywoływał w głębi domu jakieś straszne dźwięki.Wycie, brzęczeniei inne ostrzegawcze odgłosy.Niewątpliwie był to obiekt najbardziej atrakcyjny,ale też i najlepiej strzeżony.Siedząc za żywopłotem z lornetką, Baśkaprzeprowadziła rozpoznanie i upewniła się, że skarbiec pana domu znajduje się naparterze i ma postać sejfu, ukrytego za regałem z książkami.Pan domu dbałwprawdzie o zasłanianie okien, pewnego razu jednakże pozostawił w zasłonachszparę, przez którą udało jej się podpatrzeć jego poczynania.Odsuwał mianowicieregał za pomocą jakiegoś mechanizmu, odsłaniał wielkie, stalowe drzwi z tarcząpośrodku i wykręcał na tarczy sześciocyfrowy numer.Pięć cyfr odgadła, brakowałojej tylko szóstej.Niedostępność willi z sejfem zirytowała ją tak, że corazgwałtowniej zaczęła domagać się napadu.Donat i Paweł w końcu ulegli.Zgodzilisię przybyć na wezwanie, zaopatrzeni w dwa worki, workami omotać głowyupatrzonych ofiar, ewentualnie dać im w ucho i ograbić z mienia.W ten sposóbznaleźli się w Ogrodzie Saskim, gdzie na ławeczce siedział łysy z jakimś drugim,niewątpliwie klientem [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Archiwum
|