, Roger Zelazny Dilvish Przeklety 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czuł pod sobą rytmiczny chrzęst kopyt Blacka, a każdy ruch był niezwykle silny.Gdyby Black się poślizgnął, byłby to koniec.Żegnaj raz jeszcze świecie i Jeleraku - wciąż nie ukarany.Błyszcząca tafla przesuwała się pod spodem, a Dilvish starał się wyrzucić wszystkie myśli o Jeleraku, śmierci i zemście ze swego umysłu.Wsłuchując się w wiatr i trzaskający lód, uwolnił się na moment od tych myśli; wracając pamięcią do lat pełnych nieszczęść, dni kampanii bitewnych, wędrówek - przypomniał sobie odpoczynek pewnego mglistego poranka na polanach dalekiej Krainy Elfów, kiedy wyruszył na polowanie w pobliżu zamku Mirata.Słońce było tam wielkie i złote, chłodny powiew wiatru, a wokół - zieleń.Czuł wtedy zapach ziemi i dotyk kory drzewa.Czy kiedyś raz jeszcze tego doświadczy?Wydał nieartykułowany okrzyk - przeciwko wiatrowi, przeznaczeniu i zadaniu, które sobie postawił.Zaklął potem i mocniej ścisnął kolana, gdyż równowaga znów została zachwiana.Wiedział, że szlak staje się coraz bardziej stromy.Kopyta Blacka stukały troszeczkę wolniej.Dilvishowi drętwiały ręce, stopy i twarz.Zastanawiał się, jak wysoko dotarli.Zaryzykował spojrzenie przed siebie, lecz ujrzał jedynie padający śnieg.Przejechaliśmy spory kawałek, stwierdził.Gdzie jest koniec tej drogi?Przywołał w pamięci obraz stoku widzianego z dołu, próbując ocenić swe położenie.Z pewnością byli w połowie trasy.A może już wyżej.Policzył uderzenia swego serca, policzył uderzenia kopyt Blacka.Tak, wielka bestia wyraźnie zwalniała.Ponownie spojrzał przed siebie.Tym razem zdołał ujrzeć nad sobą i pod sobą niebotyczne wzniesienie połyskujące w ciemności nocy; strome i szkliste.Zasłaniało teraz znaczną część nieba, wiedział zatem, że są już blisko.Black nadal zwalniał kroku.Ryczący wiatr przycichł.Śnieg padał z nieco mniejszą siłą.Obejrzał się przez ramię.Dostrzegł wielkie zbocze rozciągające się za nimi; lśniące jak kolorowe kafelki w łaźniach Ankyry.W dół, w dół i z powrotem.Przejechali spory kawał drogi.Black zwolnił jeszcze bardziej.Dilvish słyszał i czuł trzask suchego śniegu i pękającego lodu.Zwolnił uchwyt, przechylił się trochę do tyłu i podniósł głowę.Oczom jego ukazała się ostatnia platforma wieży o ciemnym połysku.Była już blisko.Niespodziewanie wiatr ustał.- To pewnie przez ten wielki monolit - stwierdził.Tu śnieg padał łagodniej.Kroki Blacka przeszły w cwał, choć starał się nie mniej niż poprzednio.Podróż w białym tunelu zbliżała się do końca.Dilvish poprawił się w siodle, by lepiej ocenić wysoką skarpę.W tej części jej powierzchnia zamieniła się w tekturę.Dzięki grze cieni dostrzec mógł wypukłości i szczeliny.W wielu miejscach wystawała goła skała.Szybko zaczął obmyślać ewentualne szlaki prowadzące na szczyt.Black zwolnił, podążał teraz stępem, ale już znajdowali się koło miejsca, gdzie zaczynała się największa stromość.Dilvish szukał miejsca, gdzie mogliby się zatrzymać.- Black, co myślisz o tym występie po prawej stronie? - spytał.- Taki sobie - otrzymał odpowiedź.- Ale tam się kierujemy.Najtrudniej będzie dostać się tam, na tę skałę.Nie puszczaj jeszcze cugli.Dilvish uczepił się go kurczowo, a Black przeszedł sto kroków i jeszcze sto.- Stąd wygląda na szerszy niż stamtąd - zauważył.- Tak.I wyższy.Zaczekaj.Jeśli się tu poślizgniemy, to czeka nas długa droga w dół.Black przyspieszył kroku, zbliżając się do występu skalnego, który wystawał ze zbocza prawie na wysokość człowieka.Powierzchnia urwiska pokryta była licznymi żłobieniami.Black skoczył.Jego tylne kopyta uderzyły w wypukłość znajdującą się na wysokości pasa; gołą fałdę lodowej skały biegnącej poziomo poniżej krawędzi.Siłą rozpędu przeleciał nad nią.Pękła i spadła w dół, ale jego przednie nogi były już na występie, a tylne prostowały się po skoku.Wgramolił się na górę i odzyskał równowagę.- Wszystko w porządku? - zapytał.- Tak - odpowiedział Dilvish.Jednocześnie odwrócili głowy i spojrzeli w dół, tam, gdzie wiatry przepędzały białe fale, niczym chmury dymu po błyszczącej drodze.Dilvish wyciągnął rękę i poklepał Blacka po ramieniu.- Dobra robota - powiedział.- Tu i tam byłem lekko przerażony.- Myślisz, że ty jeden?- Nie.Czy uda nam się tędy wrócić? Black skinął głową.- Będziemy musieli poruszać się znacznie wolniej.Być może będziesz musiał iść obok mnie, trzymając się boku.Zobaczymy.Wydaje się, że ten występ ciągnie się nieco dalej.Zbadam go, kiedy ty wypełniać będziesz swoje zadanie.Może droga w dół jest lepsza.Tu łatwiej będzie to stwierdzić.- Dobrze - zgodził się Dilvish zsiadając na ziemię, tuż przy urwisku.Zdjął rękawice, potarł dłonie, pochuchał na nie i na chwilę wsunął je pod pachy.- Czy wybrałeś już miejsce do wspinaczki?- Tam z lewej strony - Dilvish wskazał ręką.- Ta szczelina wiedzie ku górze i po obu stronach jest nieregularna.- To chyba dobry wybór.Jak się tam dostaniesz?- Wspinaczkę rozpocznę tutaj.Te występy skalne wyglądają całkiem dobrze.Do szczeliny dotrę przy tej pierwszej dużej wyrwie.Dilvish odpiął pas z mieczem i przewiesił go sobie przez plecy.Ponownie roztarł dłonie i naciągnął rękawice.- Jestem gotowy do drogi - rzekł.- Dziękuję, Black.Do zobaczenia.- Całe szczęście, że masz na sobie buty Elfów - odpowiedział Black.- Jeśli się poślizgniesz i tak wylądujesz na obie nogi [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl