, Reymont Chlopi III 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Prawda, jutro Boże Ciało.Gdzież to go stawiacie?- Gdzie i co rok, przed gankiem.Pietrka ino patrzeć z lasu, przywiezie gaci jodłowej i świerczaków, zaśJagustynkę z Józką zarno po obiedzie pchnęłam po ziela na wianki.- A świece, lichtarze macie to już?- Jambroży przyobiecał przynieść z kościoła wczesnym rankiem.- U kogóż to jeszcze będą stawiali ołtarze?- Po naszej stronie u wójta, zaś po tamtej u młynarza i przed Płoszkami.- Pomogę wam, wstąpię jeno do pana Jacka i przed zmierzchem przyjdę.- Każcie Weronce, by zaraz z rana przyszła pomagać!Kiwnął głową i poszedł już prosto do Stachowej rudery.Pan Jacek siedział na progu, jak zawdy, papierosa palił, bródkę skubał i przewłóczył oczyma porozkołysanych zbożach, i za ptakami patrzył.Zaś przed chałupą i pod trześniami leżało już parę tęgich chojarów i kupy wierzchołów i gałęzi, staryBylica kole nich łaził, wymierzał toporzyskiem, gdzie jaki sęk odciupnął siekierą i cięgiem mruczał:- I tyś przyszedł na nasze podwórko.juści.galantyś, widzę.Bóg ci zapłać.zaraz cię Mateusz doostrego kantu wyrychtuje.na przyciesie zdatnyś.sucho miał będziesz, nie bój się.- Jakby do żywej osoby mówi - szepnął zdziwiony Rocho.- Siadajcie.Z radości w głowie mu się pomieszało, całe dnie tak przesiaduje przy drzewie.Słuchajcieno.- A i ty wystałaś się, chudziaczko, w boru, to se teraz odpoczniesz.juści, nikto cię już nie ruszy!.-gadał stary gładząc miłosnymi rękoma żółtą, złuszczoną korę sosny.Polazł do najgrubszej, zwalonej na dróżkę, kucnął przed przekrojem i patrząc z lubością na żółte,nabrzmiałe żywicą słoje, mamrotał:- Tylachnaś, a dali ci radę! co? %7łydy by cię do miasta wywiezły, a tak Pan Jezus pozwolił, co u swoichostaniesz, u gospodarzy, obrazy na tobie powieszą, ksiądz cie wodą święconą skropi, juści.co?.Pan Jacek jeno prześmiechał się z tego nieznacznie i pogadawszy cosik z Rochem, wziął skrzypki podpachę i miedzami ruszył ku borom.Rocho zaś potem u Weronki siedział wysłuchując różności.Na świecie miało się już pod wieczór, upał przechodził, a nawet już od łąk przewiewały chłodnawe ciągi,wiater też niezgorzej jął dmuchać od samego południa, że żytnie pola, rdzawe od młodych kłosów,toczyły się skłębione kiej wody, raz po raz zakolebały się gwałtownie, zakręciły wirem i chlustały kudrogom i miedzom, jakby już ino, ino wylać się miały; ale jeno tłukły płowymi grzywami o ziemię ipoddawały się w tył, kiej stado zrebców dęba stających.Wiater z różnych stron parł na nie i miotałkiejby la zabawy, że wzburzone znowu hulały po zagonach pełne gurb płowych, zielonych zatok,rdzawych smug i chrzęstu, i trzepotów.Skowronki wydzwaniały wysoko, czasem stado wronprzeciągnęło, ważąc się na wietrze i spadając odpoczywać na rozkołysanych drzewinach.Słońce jużczerwieniało opuszczając się coraz niżej i po całym świecie, po polach rozkołysanych i po sadach trzepoczących się niby stada na uwięzi rozlewał się z wolna czerwonawy brzask kończącego się dnia.Zaś z powodu jutrzejszego święta ludzie wcześniej schodzili z pól, kobiety wiły wianki przed chałupami,dzieci znosiły naręcza tataraku, przed Płoszkami i młynarzem stożyły się brzeziny i świerki, którewkopywali, kaj miały się stawiać ołtarze, gdzie już i dzieuchy maiły ściany, drogę też miejscami równalizasypując wyboiska, któraś też jeszcze prała nad stawem, że ino kijanka trzaskała i gęsi strachliwiegęgały.Rocho właśnie zbierał się wyjść od Weronki, kiej na topolowej we srogiej kurzawie ukazał się ktosikpędzący na koniu.Wstrzymywały go nieco wozy ze Stachowym drzewem, że polem chciał objeżdżać.- Te! konia ochwacisz, kaj ci tak pilno! - krzyczeli.Wyminął ich jakoś i pognał do wsi z całych sił, jaże koniowi zagrała wątroba [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl