, Rendell Ruth Rzez niewiniatka 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Burden starł kurz z trzymanej w ręku książki i odłożył ją na miejsce.Podszedł do mężczyzny i stanął obok niego.– O jakiej dziewczynie pan mówi? Jak to było?– Leżałem w łóżku, kiedy usłyszałem walenie do drzwi sklepu – spojrzał na Wexforda ponuro, ale z filuternym błyskiem w oku.– Nie wiem czemu, ale pomyślałem sobie, że to pewnie wy, policja.– rzekł.– To bardzo piękne, jak lekarz zaleca, żeby pod żadnym pozorem nie wstawać z łóżka, ale co miałem robić, jak ktoś tłucze mi w szybę tak, że aż się wszystko trzęsie? – zadrżał być może na wspomnienie wcześniejszego, bardziej dotkliwego bólu.– To była jedna z tych jego klientek.Widywałem ją już wcześniej.Wysoka, trochę starsza od mojej Lin, niezła sztuka.Chcecie wiedzieć, jak wyglądała?– Oczywiście, nie przyszliśmy tutaj na towarzyską pogawędkę.Stojącemu przy półkach z książkami Draytonowi zrobiło się prawie niedobrze.Odpowiedź Burdena nie zbiła mężczyzny z tropu.Przymknął oczy rozciągnąwszy wargi w szerokim uśmiechu, jednocześnie nie rozwierając ich.Ten kpiący, a zarazem pochlebny uśmieszek był jakby odbiciem, pierwowzorem i kopią uśmiechu Lindy.Drayton obserwując go poczuł, jak zbiera mu się na wymioty.– Była naprawdę w porządku – powtórzył Grover porozumiewawczo mrużąc oko.– Miała białą skórę i czarne włosy, a dwa takie zabawne loczki spływały jej na policzki.– Zastanowił się zwilżając wargi językiem.– Była w czarnych spodniach i futrze w kropki.„O co chodzi? Czemuż pani tak wali?”, spytałem.„Nie widzi pani, że zamknięte?” A ona na to: „Gdzie Ray? Jeśli jest u siebie w pokoju, to pójdę tam i wyciągnę go”.„Nic z tego”, mówię jej: „Nie ma go tam”.Wyglądała na bardzo zdziwioną, więc spytałem, po co go szuka.Nie wiem, czy nie spodobało jej się moje pytanie, czy też po prostu wymyśliła taką wymówkę, bo odparła, że idzie na przyjęcie.A potem dodała: „Jestem już cholernie spóźniona, a do tego wszystkiego wysiadła mi jeszcze chłodnica”.Ale ja nie widziałem tam żadnego samochodu i w ogóle byłem trochę zdziwiony.Dziewczyna sprawiała wrażenie zbyt pewnej siebie, tak jakby ona i Ray.Sądziłem, że on ma poważne zamiary co do mojej Lin.Drayton zakaszlał boleściwie.Brzmiało to jak jęk w ciszy, która nastała po słowach Grovera.Wexford spojrzał na niego chłodnym wzrokiem.Po krótkiej przerwie sklepikarz kontynuował:– „W takim razie może lepiej by było pojechać do warsztatu?”, poradziłem i wyszedłem na chodnik w szlafroku.Stało tam to białe sportowe cacko.Na podjeździe.A pod nim kałuża wody.„Nie pojadę tym wozem”, powiedziała.„Boję się, że wybuchnie ze mną w środku.”– Czy ona potem odeszła? – spytał Burden z wyraźną nutką triumfu w głosie.– Tak myślę, ale nie czekałem, żeby to zobaczyć.Zamknąłem drzwi i poszedłem do łóżka.– I nic więcej pan nie słyszał?– Nic, do czasu powrotu żony.Pamiętam jak jeszcze myślałem, że dobrze by było, gdyby ona zabrała ten swój samochodzik z podjazdu, bo w przeciwnym razie Lin nie mogłaby wprowadzić mojego wozu do garażu.Ale szybko zasnąłem i następną rzeczą, jaką pamiętam jest, jak żona kładła się spać mówiąc, że Lin wróciła przed pół godziną.Czy chcielibyście teraz zobaczyć jego pokój?Burden zmarszczył brwi.Wyszedł z ciemnego kąta i stanął pod oświetloną ladą.Spojrzał w kierunku bocznych drzwi wychodzących na wąską uliczkę.Przez chwilę Draytonowi zdawało się, że widzi tam nadchodzącą jakąś postać, być może była to Linda.Spiął się, aby być przygotowany na jej wejście.Tymczasem Burden zwrócił się do właściciela sklepu z pytaniem:– Gdzie on przeprowadzał te swoje naprawy?– W moim zapasowym, nie używanym garażu – odparł Grover.– Bo widzi pan, ja mam dwa.Swój własny wóz trzymam w jednym, a drugi zazwyczaj odnajmowałem.Ale od jakiegoś czasu nie miałem nikogo chętnego, więc kiedy Ray powiedział, że go wynajmie, to zgodziłem się.– Pokiwał głową.Wyglądało na to, że była to jedna z uprzejmości, za jaką spodziewał się wdzięczności Ansteya.– Brałem od niego tylko piątaka.Musicie wiedzieć, że miał wielu klientów.Podejrzewam, że w poprzednim miejscu zamieszkania robił dokładnie to samo.– Chciałbym zobaczyć oba garaże – rzekł Burden.– Klucze?– Ma je żona.– Grover poszedł do przedsionka i zdjął z wieszaka stary płaszcz.– Albo Lin.Doprawdy nie wiem.Z moim krzyżem było tak źle, że nie wyprowadzałem samochodu od prawie dwóch tygodni.– Zaczął z trudnością wkładać płaszcz, wykrzywiając z bólu twarz.– Drayton, klucze! – lakonicznie rzucił Wexford.W połowie schodów Drayton natknął się na schodzącą w dół panią Grover.Spojrzała na niego bez większego zainteresowania.Pomyślał, że obędzie się bez zbędnej wymiany zdań.– Czy mógłbym panią prosić o klucze od garażu? – spytał.Najwyraźniej Linda powiedziała jej, kim był.– W kuchni – odparła.– Lin zostawiła je na stole – przyglądała mu się wzrokiem krótkowidza.Jej oczy były tak szare jak córki, ale zdawały się być wypłukane z wszelkiego wyrazu.A jeśli nawet kiedykolwiek trzymały łzy, to dawno już je wypłukały.– Nie mylę się chyba sądząc, że jesteś jej nowym chłopaczkiem, prawda?Nie wiedział, co jej odpowiedzieć.– Mówiła, że chcieliście wziąć dzisiaj samochód – powiedziała sucho.– Byłoby lepiej, żeby ojciec nic o tym nie wiedział.– W takim razie pójdę na górę.Pani Grover obojętnie skinęła głową.Drayton obserwował ją, jak powoli schodzi po schodach i wychodzi z domu bocznym wyjściem.Drzwi do kuchni były otwarte, więc wszedł do środka.Z dala od jej rodziców poczuł się trochę lepiej, ale serce biło mu boleśnie.Klucze leżały na stole, po jednym od każdego garażu i jeden kluczyk od stacyjki, wszystkie razem przytwierdzone do skórzanego breloczka.Obok leżał stos bielizny do prasowania, na widok której ponownie poczuł oszołomienie i zamieszanie doświadczone wcześniej w sklepie.Włożył klucze do kieszeni i ruszył w kierunku schodów.Z przeciwnej strony otworzyły się drzwi i ukazała się w nich Linda.Po raz pierwszy ujrzał ją w rozpuszczonych włosach.Przesłaniały jej ramiona jasnym, lśniącym welonem.Uśmiechnęła się lekko i wstydliwie, bez kokieterii.– Przychodzisz za wcześnie – powiedziała tak samo jak tego dnia, kiedy zabrał ją do Wexforda.– Nie jestem jeszcze gotowa.Dotarło do niego, iż ani ona, ani jej matka nie zdawały sobie sprawy po co tutaj przyszedł i z tego, że inni czekają na niego na dole w sklepie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl