, Jordan Robert Spustoszone Ziemie 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Kiedy mnie zobaczyli - powiedział złośliwie Asmo­dean - połowa wyglądała na gotową mnie zabić ze strachu, że mogę być Tairenianinem.Powinieneś podziękować Far DareisMai, że jeszcze masz barda.Cairhienian, mimo iż przybyło ich niewielu, było jeszcze trudniej się pozbyć niż Meilana.Mimo że z każdą chwilą sta­wali się coraz bardziej spoceni i bledsi, uparcie żądali widzenia z Lordem Smokiem.Musieli być nad wyraz zdesperowani, bo kiedy żądania zawiodły, poniżyli się do jawnego błagania.AS­modean mógł uważać poczucie humoru Aielów za dziwaczne albo okrutne, ale sam zaśmiewał się z arystokratów w jedwab­nych kaftanach i sukniach do konnej jazdy, którzy starali się udawać, że je go tam nie ma, kiedy klękali, by czepiać się wełnianych spódnic Mądrych.- Sorilea zagroziła, że każe ich rozebrać do naga i prze­gnać batogami do miasta.- Zduszony śmiech przemienił się w niedowierzanie.- A oni z powagą omówili to między so­bą.Jestem przekonany, że gdyby dzięki temu mogli do ciebie dotrzeć.to paru by na to przystało.- Sorilea powinna to była uczynić - wtrąciła Aviendha, zaskakująco zgodna.- Ci, co łamią przysięgi, nie mają ho­noru.W końcu Melaine kazała Pannom powrzucać ich niczym tobołki na grzbiety koni.Potem przegnały zwierzęta z obozu, z tymi uwieszonymi do nich krzywoprzysięzcami.Asmodean przytaknął.- Ale przedtem dwoje z nich rozmawiało ze mną, kiedy już się upewnili.że ja nie jestem taireniańskim szpiegiem.Lord Dobraine i lady Colavaere.Ich mowa była przepełniona alu­zjami i insynuacjami, i choć nie mogę być pewien, nie byłbym jednak zdziwiony, gdyby chcieli ci ofiarować Tron Słońca.Mogliby się licytować z.niektórymi moimi znajomymi.Rand wybuchnął śmiechem.- Może to zrobią.O ile postawią takie same warunki jak Meilan.- Nie potrzebował Moiraine, by mu powiedziała, że Cairhienianie uprawiają Grę Domów nawet przez sen, ani As­modeana, by usłyszeć, że spróbują tego samego z Przeklętymi.Wysocy Lordowie z lewej i Cairhienianie z prawej.Ledwie skoń­czyła się jedna bitwa, a już zaczynała się druga, innego rodzaju, ale wcale nie mniej groźna.- Ja w każdym razie zamierzam przekazać Tron Słońca komuś, kto ma do niego prawo.Zignorował wyraz twarzy Asmodeana, świadczący, że ten wdał się natychmiast w jakieś spekulacje; być może ten czło­wiek rzeczywiście próbował mu pomóc poprzedniej nocy, a może nie, jednak nie ufał mu na tyle, by wyjawić choćby połowę swoich planów.O ile przyszłość Asmodeana mogła być związana z jego przyszłością - jego lojalność ze wszech miar byłaby wówczas niezbędna - to nadal był człowiekiem, który postanowił oddać swą duszę Cieniowi.- A zatem Meilan chce mi zgotować wspaniałe przyjęcie, kiedy będę gotów? Tym lepiej więc jeśli sprawdzę, jak się sprawy mają, dopóki on jeszcze się mnie nie spodziewa.-­Rozumiał teraz, dlaczego Aviendha stała się taka zgodna, wręcz pomocna w czasie rozmowy.Dopóki siedział tu i roz­mawiał, robił dokładnie to, czego chciała.- Sprowadzisz mojego konia, Natael, czy sam mam to zrobić?Ukłon Asmodeana był głęboki, formalny i z pozoru przy­najmniej szczery.- Służę Lordowi Smokowi.ROZDZIAŁ 17INNE BITWY, INNI BROŃRand odprowadził Asmodeana spojrzeniem spod zmarszczonych brwi.i zaskoczony zwrócił wzrok na Avien­dhę, która cisnęła kubek na ziemię, rozbryzgując wino na dy­waniki.Aielowie nie marnowali niczego.co dawało się wypić, nie tylko wody.Zapatrzona w mokrą plamę, wyglądała na równie zdziwioną, ale tylko przez chwilę.W następnej, nie ruszywszy się z miejsca, wsparła pięści na biodrach i spojrzała na niego groźnie.- A zatem Car'a'carn wkroczy do miasta, mimo że le­dwie jest w stanie usiąść.Powiedziałam, że Car'a'carn powi­nien być czymś więcej niż inni mężczyźni, ale nie wiedziałam, że on jest bardziej niż śmiertelny.- Gdzie jest moje.ubranie, Aviendha?- Jesteś tylko z ciała i kości!- Moje ubranie?- Przypomnij sobie o swoim toh, Randzie al'Thor.Skoro ja potrafię pamiętać o ji'e'toh, to ty też możesz.- To za­brzmiało dziwnie; prędzej słońce by wzeszło o północy, niż ona zapomniałaby o najmniejszej cząstce ji'e'toh.- Gadaj tak dalej - powiedział z uśmiechem - a jesz­cze pomyślę, że ci na mnie zależy.Miał to być żart - istniały dwie metody postępowania z nią: albo żartować, albo traktować bez ogródek; kłótnie przy­nosiły fatalne skutki - i to łagodny, jeśli wziąć pod uwagę fakt, że spędzili jedną noc w swoich ramionach, ale jej oczy rozszerzyły się z wściekłości i szarpnęła za bransoletkę z kości słoniowej, jakby chciała ją zerwać i cisnąć nią w niego.- Car'a'carn.jest tak dalece ponad innymi ludźmi, że nie potrzebuje ubrania - wypluła [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl