, Przez bezmiar nocy Veronica Rossi 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wszyscy należeli do wrogiej hordy.Nikt z jego ludzi nie zginął.Szesnaście osób odniosło rany, dziesięciu rannych należało do Fal.Bearmiał ciętą ranę na ramieniu, ale nie zagrażała ona jego życiu.Rowanpotrzebował szycia rany na głowie.Więcej osób odniosło drobneobrażenia  były to złamania, zmiażdżone palce, stłuczenia, oparzenia, alenic śmiertelnie groznego.Wiedząc, że wszyscy przeżyli, Perry przeszedł przez wyłamanewrota poza teren wioski, gdzie na kolana powaliła go fala ulgi.Zagłębiającręce w ziemi, poczuł, jak jego ciało pulsuje jej rytmem, i ogarnął gospokój.Kiedy wstał, jego uwagę przykuł słup jasności na wschodziei zachodzie.Były to uderzające z nieba eterowe leje.Przez chwilęwpatrywał się w odległe burze, próbując oswoić się z tym, że jego ziemiapłonie.Obronił wioskę przed ludzkim atakiem, ale eter był wrogiem zbytmocarnym, by z nim zwyciężyć.Perry nie mógł pozwolić, by go toprzytłoczyło.Dziś wygrał i nic nie mogło mu odebrać tego zwycięstwa.Powrócił do centrum wioski, by zająć się ofiarami.Najpierw wrazz innymi pozbawił ciała wszelkich wartościowych rzeczy.Plemieniuprzydadzą się paski, buty i broń.Następnie ludzie ładowali ciała na wózi wywozili je polną drogą prowadzącą z wioski.Na plaży uformowaliz drewna stos pogrzebowy.Kiedy był gotowy, Perry rzucił w niegopochodnię, wypowiadając słowa, które miały uwolnić dusze zmarłychw eter.Zrobił to ku własnemu zaskoczeniu.Ani teraz, po zakończonejwalce, ani w jej trakcie ręka choćby na chwilę mu się nie zawahała, a głosnie zadrżał.Było pózne popołudnie, kiedy drogą między wydmami ruszyłz powrotem do wioski.Nogi trzęsły mu się ze zmęczenia.Perry zwolniłkroku, a Reef dopasował się do jego tempa.Pozwolili pozostałym ichwyprzedzić.Koszula Perry ego była brudna od krwi, a jego pięści pulsowałyz bólu i był prawie pewien, że znów złamał sobie nos, ale Reefowi udało się wyjść z tego starcia bez zadrapania.Perry nie wiedział, jak on to zrobił.Widział, że Reef walczy tak samo zaciekle jak on sam, a może nawetbardziej. Co robiłeś dziś rano?  zapytał. Spałem do pózna, a ty?  odparł Reef z uśmiechem. Czytałem książkę.Reef pokręcił głową. Nie wierzę ci.Kiedy czytasz, wyglądasz gorzej. Na chwilęzamilkł, a z jego twarzy znikł dobry nastrój. Dziś nam się upiekło.Większość tych ludzi nie miała pojęcia, jak walczyć.Reef miał rację.Najezdzcy byli zdesperowani i działali chaotycznie.Falom nie poszczęści się tak po raz drugi. Masz jakieś przypuszczenia, skąd pochodzili?  zapytał Perry. Z południa.Sami stracili wioskę kilka tygodni temu.Maruderwydobył to z jednego z rannych, zanim porzucił go gdzieś poza naszymterytorium.Szukali schronienia.Przypuszczam, że usłyszeli pogłoskio tym, jak nas teraz mało, i postanowili spróbować.Nie będą ostatni.Reef lekko przechylił głowę, spoglądając na Perry ego. Wiesz, żepewnie byś tu ze mną nie szedł, gdybyś miał na sobie łańcuch? Byłbyś ichgłównym celem.Kiedy załatwisz wodza, reszta to łatwizna.Perry zatrzymał się i dotknął szyi, czując brak otaczającego jąciężaru.Wtedy zauważył, że Reef niesie jego torbę. Jest tutaj  powiedział, podając ją Perry emu. To takie dziwne,Peregrine.Czasem wiesz, że coś się wydarzy, zanim ktokolwiek zacznieprzypuszczać. Chyba nie  odparł Perry, biorąc torbę z rąk przyjaciela. Gdybymumiał przewidzieć przyszłość, uniknąłbym wielu rzeczy. Wyciągnąłłańcuch i przez chwilę trzymał go w dłoniach, czując przez niego łącznośćz bratem i ojcem. Nazywają cię bohaterem  powiedział Reef. Słyszałem to jużkilka razy.Naprawdę? Perry nałożył łańcuch przez głowę. Kiedyś musiało to nastąpić  zażartował, choć nie uważał, by to, cozrobił dziś, różniło się od próby uratowania Starego Willa.Zastali plemię zgromadzone w centrum wioski.Ludzie otoczyli gokołem.Na środek wioski wylano wiadra wody, a mimo to błoto pod jegostopami nadal nosiło ślady popiołu i krwi.Reef, który stał tuż przy nim,chrząknął cicho w reakcji na intensywny zapach, który wisiał w powietrzu.Czysty strach był ciężki do zniesienia. Perry wiedział, że plemię potrzebuje zapewnień.Ludzie pragną, bypowiedzieć im, że teraz są już bezpieczni, że najgorsze za nimi, ale niemógł tego zrobić.Napadnie ich kolejne plemię.Nadciągnie następnaeterowa burza.Nie mógł ich okłamać i powiedzieć, że wszystko będziedobrze.Zresztą kiepsko sobie radził z przemowami.Jeśli miał cośprawdziwego i ważnego do powiedzenia, wolał powiedzieć to komuśw oczy. Nadal jesteśmy w stanie nadrobić pracę dzisiejszego dnia powiedział, odchrząknąwszy.Ludzie niepewnie spoglądali na siebie nawzajem, po czym po chwilirozeszli się, by naprawić główną bramę i dachy oraz zająć się wszelkimipozostałymi usterkami. Dobra robota  szepnął mu Reef [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl