,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dlaczego mówi pan co innego, a myśli pan co innego? Hm chrząknął z zakłopotaniem dyrektor. Kładąc się do snu mówiłem dalej zupełnie inne wyjaśnienie układałpan sobie w myślach.Pragnął pan powiedzieć do mnie tymi mniej więcej sło-wami: Drogi panie Tomaszu.Przyjechałem tutaj, bo dręczyło mnie sumienie, żeposłałem pana na trudną placówkę nie wnikając w to, że pan nie miał od dawnaurlopu.Bronił się pan przed stanowiskiem kustosza, a mimo to wysłałem panado tej wyczerpującej nerwowo pracy.Po namyśle, dręczony wyrzutami sumie-nia, postanowiłem pana stąd zabrać.Chciałbym dać panu miesięczny urlop wypo-139czynkowy.Pojedzie pan w góry albo w doliny, w zależności od tego, co powiedząlekarze.A potem zobaczymy.Dyrektor Marczak poczuł się zdruzgotany.Ciężko usiadł na schodach. Tak powiedział zduszonym szeptem. Pan zna moje najskrytsze myśli.To straszne, proszę państwa.A Bigos rzekł, szyderczo wykrzywiając usta: W tej sytuacji ja już wolę nie pytać o moje myśli.Spojrzałem na twarze swoich współpracowników.Zerknąłem także na zwie-szoną głowę dyrektora Marczaka.Czułem się jak wódz, który rozegrał zwycięskobitwę i teraz widzi wokół siebie powalonych przeciwników.Postanowiłem na-tchnąć ich nowym duchem i obudzić do życia. Pocieszcie się powiedziałem że nie zamierzam opuścić stanowi-ska kustosza.Dość tych żartów.Przystąpmy do spraw poważnych.Pozwólcie,że przejdziemy do biblioteki, gdzie pokażę wam coś bardzo interesującego i opo-wiem o pewnych ciekawych wydarzeniach.Gdy obejrzeli tajny korytarz przylegający do biblioteki i wysłuchali opowieścio mojej przykrej przygodzie, dyrektor Marczak stwierdził: Nie mogłem zasnąć i słyszałem na górze jakieś kroki i szmery.Ale niechciało mi się wstać z łóżka.A gdy wreszcie wstałem, to spotkałem pana na scho-dach. Lecz gdyby pan jednak wstał trochę wcześniej, schwytalibyśmy dwóchludzi z workami rzekłem. Więc co teraz zrobimy? zmartwił się dyrektor. Mam pewien dość karkołomny pomysł.Ale najpierw może zjemy śnia-danie? zaproponowałem. Przejdziemy do kuchni, gdzie panna Wierzchońprzyrządzi nam tradycyjny posiłek: jajecznicę na kiełbasie. Znakomicie! zatarł ręce dyrektor Marczak. To wspaniała i pożywnapotrawa.Uwielbiam jajecznicę na kiełbasie!ROZDZIAA JEDENASTYGENERALNA ROZGRYWKA Z DUCHAMI " KTO JESTWIELBICIELEM BALLADYNY " PLANY DYREKTORAMARCZAKA " INTRYGA KUSTOSZA " DOBRE RADY JEDNEGOZ DUCHW " PROPOZYCJE ZAOCZYCCW " COKOLWIEKCZYNISZ, MDRZE CZYC I OCZEKUJ KOCCARankiem stary Janiak napalił w kilku piecach i we dworze zrobiło się bardzoprzytulnie.Dyrektor Marczak odesłał z powrotem do Piotrkowa swój samochódi kierowcę, i postanowił z nami pozostać jeszcze jeden dzień, oczekując na dalszyrozwój wydarzeń.Przewidywałem, że będą ciekawe, lecz na razie nie wtajem-niczałem w nie nikogo, aby nic nie zepsuło moich śmiałych planów.Obiecałemtylko, że wieczór i noc przyniosą rozwiązanie zagadek starego dworu.Gdy przybył stary Janiak, aby napalić w piecach, odbyłem z nim krótką roz-mowę. Po tym, co stało się dzisiejszej nocy powiedziałem zdaję sobie spra-wę, że złoczyńcy już więcej do nas nie przyjdą, ponieważ zabrali to, czego szuka-li, i uciekli ze swoim łupem.Poszukiwaniem ich zajmie się już milicja, do którejpójdę zaraz złożyć meldunek.Wiem, że od dziś będziemy mieli we dworze zu-pełny spokój.Mimo wszystko jednak nakazuję panu zachować w dalszym ciąguczujność i ostrożność.I mam do pana prośbę. Jaką? zaciekawił się Janiak. Moi młodzi współpracownicy narzekają na brak rozrywek kulturalnych.Tak się dobrze składa, że otrzymaliśmy zaproszenie na przedstawienie szkolneBalladyny w Janowie.Zacznie się o osiemnastej wieczorem, a skończy, przypusz-czam, około dwudziestej pierwszej.Pójdziemy na nie, a z nami również i dyrektor,który tu przyjechał na kontrolę.Nie chciałbym dworu pozostawiać zupełnie bezopieki i dlatego mam prośbę, aby na czas naszej nieobecności przebywał pan wedworze, w mojej kancelarii.Zgoda? Dobrze kiwnął głową.Widziałem, że jest zaskoczony tą propozycją. Mam do pana zaufanie wyjaśniłem. To przecież pan uwolnił mniez więzów.Zresztą dodałem drzwi do pokojów będą zamknięte, a kluczezabiorę ze sobą.141 Tak, tak, niech pan wszystko zamknie doradzał.A ja dobrze wiedziałem, dlaczego tak mówi.I na tym zakończyliśmy rozmowę, która, jak przypuszczałem, powinna byćbrzemienna w skutki.Następnie wziąłem na bok kolegę Bigosa i kazałem mu przeszukać dokładniepark dworski, a przede wszystkim rosnące tam kępy krzewów i krzaków.Oczy-wiście wyjaśniłem mu, czego należy szukać. TO musi tam gdzieś leżeć mówiłem. Byliby niespełna rozumu, gdybyTO zabrali z sobą do samochodu.A jak pan znajdzie, proszę TEGO nie ruszać,tylko mnie zawiadomić.Ja wiem na pewno, że TO gdzieś tam jest, ale chcę sięupewnić, że moje przewidywania są słuszne.Tak więc rankiem, po nocy pełnej przygód, stary Janiak palił w piecach, Bigosłaził po parku, dyrektor Marczak w towarzystwie panny Wierzchoń oglądał meblezgromadzone przez Czerskiego, a ja pomaszerowałem do Janowa na posterunekMO.Z sierżantem Wąsikiem konferowałem dość długo i na osobności.Ważna tobyła konferencja, skoro połączył się telefonicznie z Komendą Powiatową MOw P.i natychmiast przyjechał do nas samochodem oficer dochodzeniowy.Dopierookoło południa opuściłem posterunek.W powrotnej drodze do dworu spotkałem Zosię i Antka, idących ze szkoły.Wracaliśmy więc razem, gawędząc wesoło [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Archiwum
|