, Meduza Tygrys w opalach Jack L Chalker 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Poruszałem się praktycznie zygzakiem i udało mi się w ten sposób dotrzeć do ruchomych schodów znajdujących się na samym końcu sekcji pasażerskiej.Tam po raz pierwszy dotarło do mnie, że będę zmuszony zabić kilka osób, jeśli zamierzałem przeprowadzić swój plan; zabicie agentów SM czy rządu nie byłoby wielkim problemem, ja jednak wiedziałem, że nie obejdzie się bez jakichś zupełnie niewinnych ofiar.Nie podobało mi się to wszystko, ale jednocześnie pamiętałem tamtych pięćdziesięciu pięciu, którzy nawet nie próbowali uciekać, a przecież to grupa nie tylko całkowicie typowa, jeśli chodzi o tutejszych mieszkańców, ale również jeśli chodzi o system, który zwalczałem.Miałem dość jasny plan oparty na moich obserwacjach i doświadczeniach wyniesionych z życia w tym mieście.Taka jest już natura mojej profesji, że zapamiętuję praktycznie wszystko, nawet kiedy jakaś informacja wydaje się niczemu nie służyć.Nigdy przecież nie wiadomo, kiedy się człowiekowi przyda jakiś pozornie banalny drobiazg.Pierwsze posunięcie było z rzędu tych delikatnych.Nad peronem dla pasażerów wisiał zegar, który mówił mi wyraźnie, że muszę pozostać w ukryciu za ruchomymi schodami jeszcze co najmniej przez dwie godziny.Moje wcześniejsze wyjście bowiem pokrzyżowałoby cały plan.Kilku pracowników dworca przeszło w pobliżu mojej tymczasowej kryjówki, ale dzięki nowo nabytemu zmysłowi Wardena i własnej samokontroli udało mi się pozostać nie zauważonym.W każdym razie nie rozległ się dźwięk żadnego alarmu.Wreszcie, jakieś dziesięć minut przed planowym przyjazdem pociągu, zacząłem się autentycznie denerwować.Od pół godziny żaden z kolejarzy nie przeszedł tędy, a mnie potrzebny był chociaż jeden; potrzebna mi była choć jedna niewinna ofiara.Już słyszałem odgłos pociągu, słyszałem, jak się zatrzymuje przy barierze, kiedy zyskałem tę pierwszą szansę.Pracownica kategorii czwartej z działu obsługi pasażerów wyszła z biura bagażowego i szła peronem.Kiedy znalazła się w pobliżu, szybko i bezszelestnie opuściłem swoje zacienione ukrycie.Wszystko wydarzyło się dosłownie w ciągu kilku sekund.Na ramieniu utworzyłem sobie twarde, ząbkowane ostrze i wzmocniłem mięśnie.Odciąłem jej gładko głowę i.przeżyłem moment grozy, kiedy ta zaczęła się toczyć po peronie w kierunku obszaru objętego zasięgiem kamery.Chwyciłem ją błyskawicznie, choć była zakrwawiona i budziła odrazę.Moje wyliczenia dotyczące czasu i zastosowania odpowiedniej siły były doskonałe.Dekapitacja może i brzmi okropnie - i na pewno jest czymś okropnym - jednak jeśli się ma do czynienia z zadziwiającą mocą wardenowską, to albo zadaje się cios śmiertelny, albo się przegrywa.Poza tym szok spowodował, iż “wardenki" ruszyły do daremnej i bezskutecznej akcji zasklepiania rany, dzięki czemu krwawienie było minimalne.Nie usiłowałem odtworzyć dokładnie jej rysów; nie widziałem ich zresztą na tyle długo, by zrobić to w miarę przyzwoicie.Niemniej udało mi się, przekształcając część masy we wzrost, wcisnąć w jej ubranie, którego kolor, zbliżony do meduzyjskiej krwi, przynajmniej trochę maskował mokre plamy z takiej właśnie krwi pochodzące.Sandały bez poważniejszych przeróbek nie weszłyby na moje stopy, wobec czego po prostu z nich zrezygnowałem.Przebranie to miało mi zresztą służyć bardzo krótko.Przeżyłem dość nieprzyjemną chwilę, kiedy wyglądało na to, że jakaś para zamierza zbliżyć się do mej kryjówki i mogłaby odkryć jej makabryczną zawartość, ale w tym samym momencie pociąg nadjechał i zatrzymał się na stacji.Wszyscy pracownicy obsługi stanęli na baczność.Do tej pory szczęście mi dopisywało; potrzebowałem go jednak znacznie więcej.Poczekałem, aż pociąg znieruchomieje, drzwi się otworzą, a pasażerowie zaczną wysiadać.I kiedy zauważyłem dwoje funkcjonariuszy SM z torbami w rękach, ruszyłem do akcji, świadom, że inni co prawda również zobaczą, co się dzieje, ale liczyłem jednocześnie na jakże typową dla Meduzyjczyków postawę: niech tym się zajmie SM.Wyciągnąłem częściowo z ukrycia ciało kobiety, tak że widoczne było jej jedno ramię i noga, po czym zawołałem histerycznie do dwójki funkcjonariuszy:- Chodźcie tu prędko! Pośpieszcie się, proszę!Nikt nigdy nie wzywa glin na Meduzie, chyba że coś jest bardzo, ale to bardzo nie w porządku.Zobaczyłem zaskoczenie na dwóch młodych twarzach - mężczyzny i kobiety, kiedy ich wzrok powędrował za moim wyciągniętym ramieniem i kiedy dostrzegli nagie członki.Rzucili torby i podbiegli do mnie.- Co się stało? - spytała kobieta, raczej zaniepokojona niż groźna.- T.tam jest ciało! - wyjąkałem, robiąc wrażenie osoby śmiertelnie przerażonej.Oboje wyglądali na autentycznie wstrząśniętych, ale odwrócili się jednak i przyklękli, a ja ustawiłem się tak, że ruchome schody zasłaniały mnie od strony peronu.Większość pasażerów pojechała już wyżej, nie było więc gapiów, choć bez wątpienia za chwilę musiało się tu pojawić kilku ciekawskich kolejarzy.Tych dwoje to były prawdziwe ofermy.Pozbawiłem ich przytomności fachowym ciosem kantem dłoni, a potem uśmierciłem metodą, co prawda bardziej wyrafinowaną od tamtej, ale nie mniej skuteczną.Musiałem działać szybko; ich torby stały dalej na peronie i oko kamery niewątpliwie je widziało.Pozbyłem się błyskawicznie tamtego ubrania i włożyłem mundur mężczyzny z SM.Walczyłem z czasem i ledwie zdążyłem.Na szczęście mężczyzna był podobnych rozmiarów i udało mi się wpasować jakoś w jego mundur.Nie musiał leżeć idealnie; wystarczyło, że jakoś się prezentował.Zaryzykowałem jeszcze wytoczenie ciał i zepchnięcie ich pod pociąg, kiedy rzut oka przekonał mnie, że nikt nawet nie patrzy w moim kierunku i nikt nawet nie wydaje się świadomym, że dzieje się tu coś niezwykłego.Potem wyszedłem z powrotem na peron, podniosłem torbę, odwróciłem się i krzyknąłem głośno:- W porządku, spotkamy się na terminalu centralnym! Zarzuciwszy sobie torbę na ramię, wszedłem na ruchome schody i pojechałem na górę.Terminal centralny był naturalnie dość zatłoczony, co dla mnie było okolicznością sprzyjającą.Potrzebna mi była jeszcze jedna szybka zmiana, i to taka, której nie dałoby się łatwo wykryć, ale nie zauważyłem żadnej ku temu sposobności [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl