, McCaffrey Anne Ocaleni Planeta dinozaurow 2 (S 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Bakkun rozpoczął bunt od północnego zachodu, a nie odobozu południowo-zachodniego, zbudowanego dla Dimenona i Margit.Poza tym na północnym zachodzie najlepiej się udawały polowania.Obóz pomocniczy, gdzie tak krótko mieszkali Portegin i Aulia, zbudowali na jednej ze stromych turni, wypchniętych niegdyś z ziemi przez siły wulkaniczne; owe skały o płaskich wierzchołkach wyglądały jak resztki kamiennego przejścia.Na szczyt wiodła tylko wąziutka ścieżka - tu mogły atakować tylko małe, ruchliwe stworzenia.Jednakże obecność Tyrannosaurusa, którego Varian nazwała kłączem i wielkich, żarłocznych roślinożerców sprawiła, że owe małe stworzenia albo wiodły nocny żywot, albo też były bardzo potulne.Jedne trzymałyby się z dala od nieznanych dźwięków i zapachów, inne zostałyby odstraszone przez bramki ochronne, nawet gdyby wyłączono główne pole siłowe, żeby oszczędzać energię.Pola siłowe były obliczone na trzy, cztery standardowe lata, więc ich brak lub obecność powinny dać Varian jakąś wskazówkę co do upływu czasu.Samotne, wyniosłe skały sterczały z trawiastej równiny - nie było tam żadnych zarośli, ani kęp drzew, które by umożliwiły Varian niepostrzeżone zbliżenie się na odpowiednią odległość lub ukrycie cennego ślizgacza.Nie miała broni, więc nie mogła ryzykować dłuższej pieszej wędrówki przez równinę - chyba, że grawitanci przepędzili zarówno drapieżne, jak i roślinożerne zwierzęta.Może buntownicy nadal byli w obozie - nie chciałaby im ujawnić, że jej grupa znów się pojawiła.Znalazła się już w pobliżu dawnego obozowiska, więc ponownie włączyła indykator; wyłączyła go przedtem, bo okropnie ją denerwowało, że stale tylko brzęczy, a nie wyłapuje żadnego znakowanego zwierzęcia.Chwilę później zobaczyła tumany kurzu.Szybko stłumiła nawrót dawnego przerażenia i uciekła się do Dyscypliny, żeby zapobiec niepożądanym reakcjom emocjonalnym.Dostrzegła również, teraz już bez zdenerwowania, czarną falującą linię - galopujące zwierzęta.Wzniosła się wyżej, żeby zajrzeć poza tumany pyłu i włączyła przedni ekran.Indykator brzęczał wściekle, potem nagle zamilkł i dziewczyna zobaczyła to, co kryła pyłowa zasłona.Ogromne cielsko drapieżcy - kłącza, zwanego na Ziemi Tyrannosaurus rex.Straszliwy jaszczur gnał wściekle, lecz wcale nie ścigał bezmyślnie uciekających roślinożerców.Przed kłączem mknęła mała figurka.Varian podkręciła powiększenie i aż sapnęła ze zdumienia, pomimo Dyscypliny.Niezgrabnego, lecz nieustępliwego kłącza poprzedzał człowiek; wspaniale zbudowany młodzieniec o długich, mocno umięśnionych nogach umykał przed jaszczurem z zadziwiającą szybkością.Wyglądało na to, że kieruje się ku jednej ze skał, ale miał jeszcze długą drogę do przebycia.I chyba nie zdąży - wskazywały na to napięte z wysiłku mięśnie szyi, pot zalewający twarz, ciężki oddech.Varian przyjrzała się dokładniej kłaczowi; dlaczego pogardził mięsistymi roślinożercami i gnał za człowiekiem? Już wiedziała - poniżej prawego oka bestii tkwiła gruba dzida.Chybiła celu i teraz chwiała się, budząc w rannej bestii chęć zemsty.Chwilami kłacz, warcząc z bólu, uderzał łapami w dzidę, ale nie mógł jej wyrwać.Dziewczyna zastanawiała się, jak wyglądał grot i z podziwem myślała, jak wielkiej siły trzeba było, żeby tak głęboko wbić dzidę.Uciekający człowiek musiał być potomkiem buntowników: miał budowę kogoś wychowanego na planecie o zwiększonej grawitacji, choć brak mu było przerośniętej muskulatury.Wspaniale ciskał dzidą.Varian, jako ksenobiolog, nie pochwalała polowania na jakiekolwiek stworzenia, ale przecież musiała teraz uratować młodego łowcę.Był najwspanialszym młodzieńcem, jakiego w swoim życiu widziała.Nie miała niestety nic, żeby go ratować z powietrza; nie miała nawet liany.Mogłaby zawisnąć tuż nad równiną i zabrać go do ślizgacza, lecz jaszczur gnał zbyt prędko.A gdyby młodzieniec się sprzeciwił.Ale czemuż miałby to uczynić? Jego rodzice - dziadowie? pradziadowie? - musieli coś opowiadać swoim pochodzeniu.Latający pojazd nie powinien go wystraszyć.No a poza tym człowiek, który ruszył samotnie na kłącza, na pewno się tak łatwo nie przestraszy - i to nawet czegoś, czego nigdy przedtem nie widział.Zawróciła ślizgacz zrównała się z biegnącym, lecąc w tym samym tempie.- Właź! Szybko! - krzyknęła Varian, odchylając kopułę.Młodzieniec zmylił krok i nieomal upadł.Wcale nie zbliżył się do ślizgacza, lecz odbił w bok.- Chcesz, żeby cię zjadł ten potwór?Dziewczyna nie wiedziała, czy jej nie zrozumiał, czy też uznał ją za nowe zagrożenie.Język nie mógł się aż tak zmienić przez kilka pokoleń.A może było ich więcej niż kilka? Znowu spróbowała się do niego zbliżyć, a on znów odbił w bok.- Daj mi spokój! - zawołał z wysiłkiem; zwolnił przez to.Varian wzniosła ślizgacz wyżej i zwolniła lot; starała się zrozumieć, dlaczego nie chce, aby go uratowała [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl