, Masterton Graham Sfinks (3) 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Teraz wiedział, że będzie mógł wierzyć Lorie i zbudować między nimi coś, co nie będzie skażone strachem i brakiem zaufania.Nadal przejmował się nocą, podczas której wróciła umazana krwią, lecz powiedział sobie, że każde odchylenie można zwalczyć, każdą psychozę uspokoić i jeśli obdarzy Lorie wystarczającym zaufaniem, może ją wyprowadzić z tego okrutnego i nienaturalnego życia, jakie wiodła dotychczas, w krainę pokoju i normalności.Był tak odprężony, gdy wrócił do łóżka, że zasnął prawie natychmiast i nie słyszał szurania i stukania, jakie godzinę później zakłóciło ciszę.Brzmiało to, jakby ktoś ciągnął coś po schodach, krok za krokiem, jak worek albo materac albo umierającego chłopca.ROZDZIAŁ 7Ten tydzień był pamiętny dla Waszyngtonu z dwóch powodów.Pierwszy stanowiło aresztowanie mężczyzny próbującego przebiec przez trawnik Białego Domu z czymś, co wyglądało jak pistolet, a okazało się kawałkiem pieczonego kurczaka.Mężczyzna wyjaśnił policji:- Chciałem się tylko podzielić moim lunchem.Przecież mówił, że chce być ludzkim prezydentem, prawda?Drugim była wizyta Objazdowego Cyrku Romero, który przybył o tydzień wcześniej ze względu na odwołanie występów w Silver Spring w Marylandzie.Nadal było niezwykle ciepło, jak na tę porę roku, i gdy Gene jechał do pracy, miał otwarte okno samochodu.Namiot rozbito nie opodal zjazdu do Merriam i Gene z łatwością dostrzegał cały majdan, wraz z klatkami dla zwierząt, czując przy tym zapach kurzu, cukrowej waty i lwich odchodów.W biurze Maggie domyślała się, że coś subtelnie zmieniło stosunki Gene'a i Lorie, starała się też być bardziej sympatyczna.W noc, gdy Gene poślubił Lorie, wróciła do domu i płakała, lecz teraz poczuła się raczej przyjacielem i doradcą, pomagającym mu w ciężkich chwilach przywracania Lorie do całkowicie ludzkiej egzystencji.Zawsze znajdowała się pod ręką, gdy był rozdygotany lub pełen lęku.Potrafiła odgadywać jego nastroje czy zmartwienia, gdy tylko pojawiał się w drzwiach biura.Dziś był w dobrym humorze.- Wybierasz się może do cyrku? - spytała zbierając przygotowane raporty.- Kto by tam chciał oglądać cyrk, pracując dla Henry'ego Nessa? - odparł Gene.- To wspaniały pokaz.Powinieneś pójść.Zabierz Lorie.Gene zapalił pierwszego papierosa tego dnia.- Nie powiem, żebym zbytnio lubił cyrk.Nie lubiłem go nawet będąc dzieckiem.Wszystkie te słonie trzymające się za ogony.To jak zjazd demokratów.Maggie zaśmiała się.- Chcesz trochę kawy?- Wolałbym odrobinę pomocy.- Pomocy? Jakiej chcesz pomocy? Ostatnio chyba radzisz sobie ze wszystkim.Gene rozparł się na krześle.- No cóż, sprawy z Lorie układają się o wiele lepiej.To znaczy, naprawdę zaczynamy się do siebie przyzwyczajać.Zaczynamy budować wiarę w siebie.Przy odrobinie szczęścia, gdy ona już przejdzie przez operację plastyczną, najgorsze będziemy mieli za sobą.- Ale jednak.?- Wcale nie powiedziałem „ale".- Lecz tak pomyślałeś.Jesteś teraz szczęśliwszy z Lorie, czekasz na jej operację, zadomawiasz się w zamku Draculi, ale.Gene uśmiechnął się.- Gdybym poślubił ciebie, niczego nie udałoby mi się ukryć.W porządku, wyjaśnię, o co chodzi.To ta historia z Ubasti.Jest niewątpliwie ważna dla Lorie, a jeszcze ważniejsza dla jej matki, lecz żadna z nich nie chce o tym mówić.Wygląda to na jakiś sekret, do którego mnie nie dopuszczają.Od czasu do czasu zdobywam jakieś wskazówki o ludziach-lwach, lecz to nie wystarcza.Sądzę, że gdybym dowiedział się o Ubasti nieco więcej, kim rzeczywiście są, byłbym w stanie bardziej zrozumieć Lorie.Maggie wzruszyła ramionami.- Myślę, że zrobiłeś już i tak wystarczająco dużo.Jeśli Lorie nie chce ci o czymś powiedzieć, to może ma w tym swój cel.Będziesz musiał postępować bardzo delikatnie.Gene wstał i wyprostował się.- Nie wiem.Mam jedynie uczucie, że wszyscy w domu wiedzą o czymś, czego ja nie wiem.Na przykład szofer, Mathieu.Podszedł do mnie parę dni temu i próbował powiedzieć coś o synach Bast, kimkolwiek, u diabła, oni są.Lecz gdy tylko zbliżyła się Semple, natychmiast skończył.Maggie pociągnęła łyk kawy.- Myślę, że zbytnio popuszczasz wodze wyobraźni.- Ty tam nie mieszkasz.- Och, daj spokój, Gene.Ta cała sprawa z Lorie ma podłoże genetyczne.Nie ma nic wspólnego z potworami, ludźmi-bestiami, czy innymi stworami z „Tysiąca i jednej nocy".To tylko przypadek genetyczny, z którym można się pogodzić przy odrobinie zdrowego rozsądku.Próbowałeś psychiatrii i zamierzasz spróbować chirurgii.Cóż jeszcze możesz zrobić?Gene wyglądał na zamyślonego.- Nie wiem.W tym miejscu panuje jakieś dziwne napięcie, jakby coś wisiało w powietrzu, a ja nie potrafię dojść co.- Gene, to napięcie jest oczywiste.Nieuniknione.Lecz czy nie zdajesz sobie sprawy, że nawet po uporaniu się z problemami Lorie nie zniknie ono natychmiast? Chyba nie oczekujesz, że wszystko rozwieje się jak dym w ciągu pięciu minut.- No cóż - przyznał Gene - chyba znowu masz rację.Usiadł i wpatrzył się w ulatujący z papierosa dym, jakby tam szukał recepty na przyszłe szczęście.- Słuchaj - powiedziała Maggie - jeśli dzięki temu poczujesz się lepiej, to daj mi kilka godzin wolnego, żebym mogła pójść do tego specjalisty w bibliotece antropologicznej [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl