,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Podwpływem tej myśli zadrżał, zdjęty nagłą zgrozą.Wampir z zaciętą miną patrzył w zawieszonynad nimi księżyc, który jutro miał znalezć się w pełni.Ten widok coś przypomniał Farysowi.Opowiedział towarzyszom o Szale, o którym wspomniał leszy i o reakcji Elpis na wzmiankęo nim. Nie sądzę, żeby jurto łatwo było się jej pozbyć.Najlepiej będzie jeśli dziś uda ci siędokonać tego, co zaplanowałeś.Ona chyba lęka się Szału, pewnie będzie chciała mieć nas naoku.Myślicie. głos mu się zmienił, zadzwięczał w nim szacunek i strach. W mojej wiosceczęsto podczas długich, zimowych wieczorów, starsi opowiadają niestworzone historie, którychmłodzi słuchają z zapartym tchem.Pewnie, że większość to brednie, ale.Każda fantazja wyrosłaz ziarna prawdy, czyż nie? Jedna z legend opowiada o bandzie upiornych jezdzców pędzących poniebie, wiedzionych przez przeklętego watażkę z samych piekieł.Nazywamy ich DzikimAowem, bo ponoć widziadła jadą w pełnym myśliwskim rynsztunku, z psami, przy dzwiękurogów.Zdarza się, że kogoś porywają, unoszą ze sobą, po to, by zrzucić go wiele kilometrówdalej, bez zmysłów, oszalałego z przerażenia.Czasem ich śladem podąża czerwony kur, giną całewioski. Wśród Elfów również krąży podobne podanie wtrącił Pistis. Nic mi nie wiadomoo strojach czy uzbrojeniu łowców, ale co do psów, które jakoby miałyby podążać z nimi.Ojciecopowiadał, że jezdzcy nie mają rumaków, niosą ich Wilki, większe od koni.Nazywamy ichWilczym Gonem lub Jezdzcami Szału.Nie wiem, czy to prawda, nigdy ich nie widziałem,słyszałem tylko. zająknął się, nagle z brutalną jasnością zdając sobie sprawę, że leszy, którynie tak dawno sam zdawał się być tylko legendą, a którego dwoje z nich spotkało zeszłej nocy,powiedział wyraznie, że również ta legenda jest prawdziwa.Znów przez dłuższy czas cała trójka milczała, pozwalając ciszy na wygaszenienegatywnych emocji.Elf siedział na ziemi, lekko dmuchając na wciąż parujący dekokt z zielasnów i cisu.Wampir przechadzał się w pobliżu ogniska z rękami założonymi na piersi, starającsię opanować wzburzenie, Człowiek bezmyślnie obserwował języki ognia, zachłannie liżącedrewniane szczapy.Przestał dopiero, gdy zorientował się, że niechcący coraz bardziej rozniecaogień, który zaczął pełznąć po trawie wokół stosu, niemal dosięgając szaty kapłana.Naraz wszyscy trzej zerwali się na równe nogi, Sylwan i Farys wsparli dłonie narękojeściach mieczy, a Pistis silniej zacisnął palce na garnuszku z narkotycznym napojem.Alarmokazał się fałszywy.Spośród liści leszczyny wychynęła Anate, wpatrując się w nich poważnymspojrzeniem miodowych oczu.Od wczorajszego seansu nie widzieli jej ani razu, tylko Oriolepokazała się na chwilę około południa, wręczając Pistisowi nową porcję liści i igieł.Teraz gdydriada nadeszła, poczuli jednocześnie ulgę i lęk.Pistis odszukał twarz Sylwana, oblicze Wampiranie wyrażało absolutnie nic.Przez moment stał bez ruchu, po czym szybkim krokiem podszedłdo kapłana. Rób, co musisz rzucił bezbarwnym głosem.Elf uniósł naczynie do ust i pijąc długo, jakby pokonując opór własnego organizmu,opróżnił je.Kiedy na dnie garnuszka zostało tylko kilka kropli i kiedy ten wyśliznął sięz bezwładnych nagle palców, a Pistis spazmatycznie chwycił powietrze i zachwiał się, Sylwanbył obok, by go podtrzymać.Posiadając uszy o wiele wrażliwsze od ludzkich, potrafił uchwycićkażdy pojedynczy odgłos pracującego w nierównym rytmie serca, a to co słyszał, wcale mu sięnie podobało.Pamiętając, co przyrzekł przyjacielowi i rozumiejąc, że jego działania w pewnymsensie wynikają ze słów, jakie dwie noce temu usłyszał od niego i Farysa, nie zgadzał się z nim,lecz pomagał, asekurując go w drodze na spotkanie z białowłosą czarodziejką, jednocześniepragnąc z całej duszy, by Elpis nie ważne już, jak bardzo wściekła wpadła pomiędzy nichi rozgoniła ich na cztery wiatry, nie dopuszczając do dalszego ciągu tego szaleństwa, w którymuczestniczyli.Farys postępował obok, myśląc o tym, że jednak nie do końca sprawiedliwie oceniłElfy.Jeśli chciały, potrafiły być niezwykle uparte.W górze, ponad ich głowami rozległ się potępieńczy wrzask wieszczego.Farys zakląłgłośno, z trudem powstrzymując się, by nie cisnąć w miejsce, z którego darł się nocny wyjec,jednym ze swoich długich noży.Wiedział, że straszydło nie opuści ich przez dłuższy czasi skacząc po konarach drzew, będzie im towarzyszyć w dalszej drodze.****Samotna czarodziejka, eskortowana przez wszechobecne leszanki, znalazła się w pobliżuparowu wcześniej, niż by sobie życzyła.Dotarłszy na miejsce, gdzie jej dwaj uczniowieobozowali i ujrzawszy stan, w jakim był jeden z nich, postanowiła od razu, że dziś nigdzie niepójdzie.To było oczywiste i nie wymagało przemyśleń; jeśli była im potrzebna, to byłoważniejsze i liczyło się bardziej niż wszystkie słowa, jakie miał dla niej leszy.Wystarczyło kilkachwil, by sytuacja uległa diametralnej zmianie.Mimo że jej potrzebowali, świadomie wyrzekalisię jej pomocy, odgradzając się i nie dopuszczając jej do swoich wnętrz.Nic nie rozumiała.Niepotrafiła wytłumaczyć sobie ich zachowania, a co gorsza sama przed sobą nie umiała wyjaśnićswojej na nie reakcji.Zdradzona i niezwykle skutecznie znokautowana.Tak właśnie się poczuła.Gdyby ktoś jązapytał, odpowiedziałaby z zimną wzgardą, że pozostawiła ich samych sobie zgodnie z ichżyczeniem, bo jej uczniowie nie są jej niewolnikami i mają prawo do samodzielnych decyzjii sekretów.Nawet przed nią.Wiedziała jednak, że taka odpowiedz byłaby niczym innym jakoszustwem, nieudolną próbą zamaskowania właściwych motywów jej ucieczki.Bo tym właśniebyła dzisiejsza wyprawa ucieczką [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Archiwum
|