, Lumley Brian Nekroskop II 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Krakowicz i Quint przyglądali się temu.Naj-widoczniej potężny Rosjanin dołączył do ich ekipy.Równie oczywiste było, że ich mo-skiewski kontakt wyraził zgodę na wybuch.Wprawdzie Dołgich wciąż nie miał pojęcia,co chcą wysadzić, wiedział jednak, gdzie nastąpi eksplozja.A co więcej, to miejsce wspa-niale nadawało się na ich pogrzeb.Podczas gdy Teo Dołgich rozpamiętywał mijający dzień, umysł Quinta zajęty był po-dobną czynnością.Po raz kolejny tego dnia zobaczyli pośród ciemnych, nieruchomychdrzew mroczny kontur zamku Faethora Ferenczego i Anglik wrócił myślami do tego,co znalezli tam rankiem.Zamek odwiedzili wszyscy czterej, ale tylko on i Krakowiczorientowali się, gdzie należy szukać.To miejsce działało na ich nadwrażliwe umysły niczym magnes, ten konkretny punktprzyciągał ich do siebie jak opiłki żelaza.Ale nie byli opiłkami i nie zamierzali zostać tu281 na stałe.Przed oczyma Quinta znów pojawiła się ta scena. Zamek Faethora  wysapał, kiedy zatrzymali się na skraju ruin. Górska twier-dza wampira!  Wyobraził sobie, jak musiała wyglądać przed tysiącem lat.Wołkoński gotów był zagłębić się pomiędzy skruszałe bloki, ale Krakowicz go po-wstrzymał.Brygadzista nie miał pojęcia, co krył w sobie ów zamek, a szef WydziałuE nie zamierzał go o tym informować.Wołkoński w tym momencie usilnie pragnął impomóc, ale zapewne zmieniłby zdanie, gdyby spróbowali wyjaśnić mu prawdziwy celswego przyjazdu.Krakowicz ograniczył się więc do ostrzeżenia. Uważaj! Postaraj się niczego nie naruszyć. zawołał.Olbrzymi Rosjanin wzruszył ramionami i zsunął się ze zwału zwietrzałego gruzu.Potem Quint i Krakowicz przyjrzeli się ruinom, dotykając dłońmi kamieni.Dopuści-li do siebie aurę dawnych wieków i jeszcze starszego zła.Zaczerpnęli w siebie jego esen-cję, posmakowali tajemnicy i pozwolili, żeby ich zdolności odnalazły zródło najgłębsze-go sekretu.Kiedy uważnie, niemal bojazliwie zagłębiali się w pokłady gruzu, pozostało-ści po dawnych murach, Quint zatrzymał się. Tak, to było tutaj.I jeszcze tu jest! To jest to miejsce  powiedział ochryple. Tak, też to wyczuwam  zgodził się Krakowicz. Ale tylko wyczuwam, nie czu-ję lęku.Nic nie ostrzega mnie przed tym miejscem.Jestem pewien, że tkwiło tu zródłowielkiego zła, ale już wyschło, wygasło, jest martwe.Quint kiwnął głową, oddychając z ulgą. To samo czuję.Nadal tu jest, ale całkowicie bierne.Minęło zbyt wiele czasu.Niemiało z czego czerpać sił.Spojrzeli na siebie, myśląc o tym samym. Czy odważymy się tego poszukać, może  zakłócić mu spokój?  odezwał sięgłośno Krakowicz.Quint przez moment walczył z lękiem. Jeśli przynajmniej nie zobaczę, jak to wygląda po śmierci, będę nad tym dumałprzez resztę życia.A skoro obaj uznaliśmy, że jest już niegrozne.?Przywołali więc do siebie Gulcharowa i Wołkońskiego i cała czwórka wzięła się dopracy.Początkowo szło łatwo, do usuwania zwałów gruzu i miału wystarczały gołe ręcei prowizoryczne narzędzia.Rychło odsłonili główną kolumnę i owinięte wokół niejschody.Kamień był osmalony i spękany pod wpływem wielkiego żaru.Najwidoczniejplan Tibora zadziałał: spiralne schody, wiodące w dół, zostały zasypane przez płonącygruz, który pogrzebał żywcem wampirzyce i nieszczęsnego Ehriga.A także bezmyślne-go Potwora spoczywającego w ziemi.Wszyscy zostali pochowani żywcem lub jako nie-umarli.Ale tysiąc lat to szmat czasu, podczas którego nawet niemarłych może spotkaćprawdziwa śmierć.Wołkoński objął potężnymi ramionami kawał nadwyrężonej skały i zaczął wyciągaćgo z osypiska, które niemal całkiem zablokowało schody.Udało mu się go obluzować282 i w tym momencie do akcji włączył się Gulcharow, wspomagając go swą niemałą krze-pą.Wspólnymi siłami przesunęli blok ponad krawędzią otworu.Otaczający ich gruzosiadł nieco, a ze szczeliny buchnęło prosto w twarze stęchłe powietrze.Odskoczyli spłoszeni, ale wciąż nic im nie groziło, zmysły nie sygnalizowały żadne-go niebezpieczeństwa.Po chwili olbrzymi Rosjanin, ubezpieczony przez trzymającegogo za rękę Gulcharowa, zszedł z odsłoniętych już kamiennych stopni na niepewną po-wierzchnię osypiska.Wczepiony w byłego żołnierza, postawił najpierw jedną stopę, po-tem drugą i z krzykiem zapadł się po pas w osuwającym się gruncie.Zdawało się, że góra drży.Wołkoński zawisł na rękach Gulcharowa, walcząc o życie,a Quint i Krakowicz rzucili się na ziemię, żeby złapać robotnika pod pachy [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl