, Kres Feliks W Serce Gor 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jeśli wejdziemy w nie rano, mamy największe szansę przebicia się do wieczora, prawda?Skinął głową.- Byłaś tam już kiedy? - zapytał po chwili.- W Obszarze?- Nie.Nic mnie tam nic ciągnęło - zamyśliła się na krótko.- Ale tak się składa, że wiodłam już raz grupę ludzi do granicy Obszaru.Też szli do Badoru.Tyle tylko, że wtedy istniała inna droga, przez Przełęcz Mgieł i dolinę, której dziś już nic ma.To ciekawa historia.Zamilkła nagle.- Cicho! - syknęła.Zmierzchało powoli.Wpatrywała się w szare światło gasnącego dnia i nasłuchiwała, a nawet, jak się zdawało, węszyła.Starzec i Baylay spojrzeli po sobie.Także wytężyli wzrok i słuch.Rozdział XVIIOdległy okrzyk zwrócił uwagę Ehdeha.Nasłuchiwał przez chwilę, potem powiedział;- Wracamy.- To stamtąd - rzekł jeden z jego ludzi, wskazując palcem kierunek.- Tam poszedł podsetnik i.- Stul pysk - ostrzegł go dziesiętnik.- Wracamy do jaskiń.Żołnierze spojrzeli po sobie, ale usłuchali.Biegli, omijając skały i głazy.Po chwili znaleźli się przed wejściem do jaskini.Wkrótce nadciągnął także Lordos ze swoimi.- Krzyki w górach - zameldował trójkowy.- Co robimy? Ehdeh zacisnął wargi, spoglądając po twarzach żołnierzy.Belgona nie było.- Siodłać konie.Gotowość do wymarszu.I pilnować mi tej rudej kurwy.Związać.I trzymać pod strażą.Wbiegł do jaskini, porwał czyjąś kuszę i worek z bełtami, po czym wrócił do żołnierzy.- Wykonać! - wrzasnął.- Tam w górach siedzi wariat! Wariat z kuszą! Nie przyprowadzę mu zwierzyny! Idę sprawdzić, co z podsetnikiem!Nie zwlekając dłużej, załadował kuszę i pobiegł tam, skąd posłyszano okrzyk.Poruszał się szybko, ale ostrożnie.Ehdeh był może śliski, prymitywny i okrutny.Ale swoją powinność gwardzisty rozumiał.Nie cierpiał Daganadana, ale nawet przez myśl mu nie przeszło, by pozostawić jego i dwóch kolegów z drużyny, własnemu losowi.Jednocześnie wiedział, że poprowadzenie całego oddziału byłoby błędem.Wszystko zdawało się wskazywać, że Belgon rzeczywiście oszalał i zaczął wybijać swoich.W pojedynkę Ehdeh miał szansę przemknąć niepostrzeżenie; grupa musiałaby zostać zauważona.Łysy dziesiętnik dobrze wiedział, jak strzelają kusznicy gwardii.Nie miał ochoty paść trupem na czele swojej, wyprowadzonej z jaskiń, armii.Kryjąc się i uważnie przepatrując teren, dostrzegł nagle dwa ciała, leżące opodal.Zachowując najdalej posunięte środki ostrożności, przekradł się ku nim.Ale ostrożność nie była już potrzebna.Belgon leżał na ziemi, chyba martwy.Doreb, jeden z ludzi, których wziął ze sobą Daganadan, na widok Ehdeha uniósł się na łokciu i usiadł.Prawe udo krwawiło potężnie.- Co jest?!- Zabiłem sukinsyna! - wrzasnął histerycznie tamten.- To gówno parszywe!- Co z resztą? Gadaj.- Podsetnik zabity, Meven zabity.Nie wiedzieliśmy, skąd strzelał.Dopiero jak zostałem sam, to żem go dorwał!.- Gold?- Zabity! Tam - Doreb machnął ręką.Ehdeh zgrzytnął zębamiNagle Belgon poruszył się i wycharczał coś niewyraźnie.Dziesiętnik pochwycił leżący obok miecz i wbił go w brzuch szaleńca.Potem pochylił swoją kuszę, przysuwając ją do samej głowy tamtego i zwolnił mechanizm spustowy.Bełt rozłupał czaszkę.- Szkoda - zmartwił się nagle dziesiętnik.- Trzeba było wpierw uciąć mu jaja.I wetknąć w pysk.Cisnął broń precz i pomógł wstać Dorebowi.Objęci, powolutku ruszyli ku jaskini.Konie byty już osiodłane, bagaże spakowane.Zmęczony Ehdeh oddał rannego w ręce kolegów i przedstawił sytuację.Potem zabrał na bok żyjących jeszcze trójkowych.- Obejmuję komendę - rzekł.Nikt nie zaprotestował, bo należała do niego prawem starszeństwa.- Radzić.Co dalej?Trójkowi milczeli.- Sprawa jest prosta - powiedział wreszcie Lordos.- Wracamy.- Wracamy - zatwierdził Ehdeh.- Zebrać ludzi, każdy zdrowy ma się opiekować jednym rannym.Wymarsz natychmiast.- A nasi.tam, w górach?- Zostaną - uciął dziesiętnik.- Dość tej jebanej wyprawy.Który z was ma siłę i chęć grzebać trupy? w tych skałach? Niech grzebie.Potem dogoni resztę.Chętnych nie było.- Wymarsz!Trójkowi poszli do żołnierzy.Usadzono rannych na koniach.Przyprowadzono wierzchowca Ehdchowi.Żołnierze wyciągnęli z jaskini szamoczącą się Leynę.- Kurwę na konia! - zarządził łysol.- Wzięliśmy cztery luzaki.Co z resztą? Nie ma kto ich prowadzić.Dużo rannych i.- Zostawić.Leyna krzyknęła głośno, wyrywając się żołnierzom.Ehdeh spiął konia, przyskoczył blisko i pochyliwszy się, uderzył z całej siły.Poprawił.Dartanka runęła na ziemię.Podniesiono ją, wtedy Ehdeh pochylił się po raz drugi, objął dziewczynę w talii i wciągnął przed siebie na kulbakę.Ruszyli.Leyna, czując gniotący brzuch łęk siodła, syknęła przeciągle.Lewą dłonią przytrzymał jej, związane na plecach, ręce.- Spokojnie, moja piękna.Skończyły się dobre czasy.Nie nazywam się Rbal.Rozwalę łeb i się skończy - zagroził.Próbowała zmienić pozycję na odrobinę choćby wygodniejszą.Łysol natychmiast dotrzymał słowa, chlasnął ją dłonią po pośladkach z taką siłą, że nawet krzyk uwiązł jej w gardle.Z bezsilną wściekłością, nie myśląc nawet o tym, co robi, ugryzła go w udo.Z całej siły.Zawył przeraźliwie, targnął wędzidłem.Koń stanął na zadnich nogach, oboje wylecieli z siodła i ciężko runęli na ziemię.Żołnierz zerwał się natychmiast, kopnął brankę w brzuch, potem w bok, potem jeszcze i jeszcze.Aż przestała skowyczeć.Dysząc ciężko i sycząc z bólu usiadł na ziemi.Ujrzał dwóch, zawracających ku niemu, gwardzistów.- Dziwka! - stęknął.Jeden z żołnierzy zeskoczył z siodła.Ehdeh podciągnął spódnicę.Rana krwawiła mocno.Żołnierz wyciągnął z juków szarpie i opatrzył ją.Pomógł dziesiętnikowi wdrapać się na grzbiet zwierzęcia.- Wsadzić do ścierwo na luzaka - rozkazał Ehdeh.Gdy przenoszono nieprzytomną koło niego, charknął i splunął gęstą śliną na jej twarz.***Na wieczornym biwaku radzono nad jej losem.Nie znała grombelardzkiego, dlatego nie wiedziała, co ją czeka.Może to i dobrze?- Po co nam ta zdzira, Ehdeh? - pytał dziesiętnika Lordos.- Nie dojedzie żywa do Badoru.A jak dojedzie, to co? Będą z nią same kłopoty.Co powiesz w komendanturze? Że skąd się wzięła? Na drodze znalazłeś, co?Ehdeh milczał.- Mów co chcesz, ale dowódca chłop był z kościami.Ma wyjść na jaw, że jechał po nią do Dartanu?- I tak wyjdzie.Jak wytłumaczysz rozbicie oddziału? Trzeba gadać prawdę, Lordos, bo będzie z nami źle.Co, znudziło ci się w gwardii? Mnie tam dobrze.Lordos zadumał się głęboko.- Ale prawda, że wlec jej do Badoru nie można.To jakaś znana osobistość dartańska - dziesiętnik pogardliwie wykrzywił usta.- Możemy beknąć, jak nakłamie w komendanturze.A pewno jej uwierzą.Ale zabić? To też nam nie ujdzie, Lordos.Magnatka.- A kto będzie wiedział, że magnatka?Ehdeh popatrzył ciężko.- Głupiś, Lordos, aż boli.W Dartanie musiało być o tym głośno.A jak chcesz zrobić, żeby nasi się nie wygadali? Wystarczy, że się który kiedy upije - i gotowe.Zbliżył się jeden z pozostałych trójkowych.- Patrzcie na nią - mruknął, pokazując leżącą opodal dziewczynę.- Jakie ma oczy.Nie tknąłbym jej nawet, żeby mi zapłacili.- machnął ręką, odchodząc.- Żaden jej nie tknie - przyświadczył Lordos.- Jest gorsza jak śmierć.Jak zaraza.Potrząsnął głową.- To ona rozbiła oddział, Ehdeh - dorzucił po chwili.- Widziałeś, jak kopała trupa? Wiem, żeś nie lubił Rbala, ale przecież był nasz.Z gwardii.Nie dotknę jej, Ehdeh.Nie dotknę.- A czy ja ci każę? - rozzłościł się dziesiętnik.Zniżył nagle głos: - Trzeba sukę zabić, prawda.Ale tak, żeby ludzie nie wiedzieli co i jak [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl