, Rey Pierre Sunset 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Było dość chłodno.Mężczyzna, który wysiadł z samochodu, był zupełnie nagi.Szybkim ruchem odsunął chłopaka, któremu szczęka opadła ze zdumienia, i swobodniepodszedł do Tony'ego.Tony dokładnie zapamiętał jego wygląd: szpakowate włosy, okulary w złotejoprawce, śmiesznie dyndający w rytm kroków członek.Nie miał jednak pojęcia, jak sięma zachować w tej, nieprzewidzianej przez żaden regulamin, sytuacji.Z przyzwyczaje-nia podniósł rękę do czapki, kiedy mężczyzna zatrzymał się o dwa kroki od niego igrzecznie powiedział:  Coś mi stoi w gardle.Szukam weterynarza.Ma pan może adresjakiegoś?.Tony z zakłopotaniem oblizał językiem wargi i pokręcił przecząco głową. Bardzopanu dziękuję - powiedział mężczyzna.Odwrócił się, prezentując umięśnione pośladki,wsiadł do jaguara i odjechał.- Czy on chciał stolik? - zapytał Manuello, chłopak od samochodów.- Weterynarza! - wystękał Tony.- Widziałeś jego zrenice? Kompletnie naćpany!Otworzyły się drzwi.Z restauracji wyszły jakieś kobiety.Ich śmiech zdawał się wy-twarzać powiew o zapachu kosztownych i mocnych perfum, którymi przesycone byływieczorowe suknie.Tony otrząsnął się ze zdumienia i przytrzymał szeroko otwartedrzwi.Przeszły, nie zwracając nań uwagi.Wielki, czarnoskóry drągal, w tenisówkach na bosych stopach, w sztywnych od bru-du dżinsach i fioletowym podkoszulku z napisem  %7łycie jest krótkie siedział na ziemipośród kurzu i brudnych papierów unoszonych podmuchami ciepłego wiatru.Ryczał nacałe gardło ze śmiechu.Oparty plecami o drzwi prowadzące do Crazy Gedeon's na roguHighland i Hollywood Boulevard, bełkotał coś do przechodniów.A oni udając, że pa-trzą w inną stronę, starali się go omijać.W tej dzielnicy pełno było ludzi z marginesu,którzy zaczepiali, prawili morały, żebrali lub wyciągali nóż za jedno krzywe spojrzenielub przejęzyczenie.- Zadzwoń po gliniarzy, Tom - powiedziała sprzedawczyni do nadzorcy.- Kliencisię boją.Wystawę sklepu specjalizującego się w kredytowej sprzedaży, telewizorów, zesta-wów stereo i elektronicznych gadżetów wypełniały hasła reklamowe w rodzaju:  Kupnatychmiast, a zapłać za rok.68 Czwartek był dniem największych obrotów.Tom uśmiechnął się pobłażliwie, otworzył drzwi i poklepał po ramieniu rozbawio-nego faceta.- Cześć, stary.Jak się nazywasz?Murzyn z wyrazem wysiłku na twarzy zastanawiał się chwilę.Wreszcie przypomniał sobie:- Barcus.- Bardzo mi miło.Ale teraz, Barcus, spadaj.Przeszkadzasz w interesach.Czarny uniósł głowę, spojrzał na Toma i zgiął się wpół pod wpływem kolejnegoataku wariackiego śmiechu.Tom pochylił się, wziął go pod pachy i postawił na nogizręcznym uderzeniem bioder.- No, zmykaj!Barcus był wyższy od niego o jakieś dwadzieścia centymetrów.Zmiejąc się, wskazałna napis na swojej podkoszulce:- Umiesz czytać, przyjacielu?  %7łycie jest krótkie ! Więc przestań pieprzyć i odwalsię!Jego słowom towarzyszył niedostrzegalny kuksaniec, po którym Tom wyrżnął ościanę.Tom pomyślał ze smutkiem: dlaczego zawsze trzeba stosować przemoc, abymóc kogoś przekonać o swojej racji? Piętnaście lat wcześniej zdobył w wadze średniej Golden Gloves.Miał przydomek  Młotek.Nieprzypadkowo.Zrobił trzy zwinnekroki w kierunku Murzyna i wymamrotał smutnym głosem:  Przykro mi, mój stary. ,wypuszczając dwa straszliwe haki, które w odstępie jednej dziesiątej sekundy bezbłęd-nie trafiły w cel.Jeden w splot słoneczny, drugi w podbródek.Nawet nie spojrzał na upadek swej ofiary.Jego cios był bezlitosny i ostateczny.Odwrócił się tyłem.Zesztywniał, słysząc gromki wybuch śmiechu.Barcus, stojąc, przyglądał mu się zrozbawieniem.Wewnątrz sklepu sprzedawczyni, która obserwowała tę scenę, nakręciła już numer911, aby wezwać policję.- Nic nie masz w tych twoich pięściach, stary - powiedział Barcus.- Patrz!Jego głowa wystrzeliła do przodu uderzając w szybę wystawy.Przerażony Tom pa-trzył, jak Murzyn z twarzą zalaną krwią wciąż rżał ze śmiechu.Potem pochylił się, schwycił za nadwozie małej hondy, której pasażerki rozmawiały,stojąc na czerwonym świetle, i jednym potężnym pchnięciem przewrócił ją na dach.Zsamochodu rozległy się piskliwe krzyki.W tej samej chwili dwa policyjne wozy z cich-nącym jękiem syren zahamowały przed Crazy Gedeon's.Wyskoczyło z nich trzech69 policjantów.Trzymając w rękach długie, gumowe pałki, starali się osaczyć Barcusa.Zamiast stawić im czoło, Barcus rzucił się do samochodu, w którym czwarty poli-cjant czuwał przy radiotelefonie.Jednym uderzeniem głowy przebił przednią szybę.Przerażony gliniarz wypuścił z ręki mikrofon.Zobaczył, jak zbielałe szkło rozpryskujesię wraz z bryzgami krwi.Poczuł, że straszna siła wysysa go na maskę samochodu.Odwalnięcia głową pękł mu nos.Wylądował na chodniku.Grad ciosów pałkami spadł na plecy i kark Barcusa.Rozśmieszyło go to jeszczebardziej.Jego porznięta odłamkami szkła twarz przypominała krwisty befsztyk.Praw-dopodobnie złamane prawe ramię zwisało wzdłuż biodra.Jeden z gliniarzy wyciągnąłrewolwer i wymierzył w kolano Murzyna [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl