,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nadal wpatrywał się w malejący czerwony ogon.Nagle odległa ognista kreseczka przeistoczyła się w potężny, niebieski rozbłysk.Zaraz potem dał się słyszeć głuchy huk.- No! - sapnął Burzmali.- Będą myśleć, że przegrzałeś silniki - stwierdził cicho Duncan.Burzmali obrzucił zdziwionym spojrzeniem młodą twarz, widmowo szarą w tym oświetleniu.- Duncan Idaho był jednym z najlepszych pilotów w służbie Atrydów - powiedziała Lucilla.Ta wyrwana z kontekstu informacja miała pewien cel.Burzmali zrozumiał od razu, że nie jest po prostu niańką dwójki uciekinierów.Jego podopieczni potrafią rzeczy, które można w razie potrzeby wykorzystać.W miejscu, gdzie eksplodował pojazd, błyskały na niebie niebieskie i czerwone iskry.Statki pozaprzestrzenne obwąchiwały daleką kulę rozgrzanych gazów.Co postanowią? Iskierki ześliznęły się w dół, poza bielejące pod gwiazdami kopuły wzgórz.Burzmali odwrócił się nagle.Na drodze rozległy się kroki.Duncan wyciągnął pistolet tak szybko, że Lucilla aż syknęła z wrażenia.Chwyciła gholę za rękę, żeby go powstrzymać, ale wyrwał się jej.Czy nie rozumie, że Burzmali czeka na tych przybyszów?- Chodźcie za mną.Szybko! - zawołał cicho z góry jakiś głos.Ruchomy mroczny kleks zeskoczył do rowu i zaczął się przedzierać przez lukę w porastających pobocze zaroślach.Ciemne plamy, przycupnięte za krzakami na ośnieżonym zboczu, zmieniły się w kilkanaście uzbrojonych postaci.Pięć z nich otoczyło Duncana i Lucillę i poprowadziło ich w milczeniu ścieżką wzdłuż zarośli.Reszta grupy, nie ukrywając się, pobiegła stokiem ku ciemnej linii drzew.- Fortel w fortelu - odezwał się Burzmali.- Nie dajemy im wytchnąć od tych przebieranek.Wiedzą, że musimy uciekać w popłochu tak szybko, jak to tylko możliwe.A my zaczekamy niedaleko w ukryciu.Potem zaś powoli pójdziemy dalej.Piechotą.- Coś, czego nikt się nie spodziewa - zamruczała Lucilla.- Co z Tegiem? - spytał Duncan ledwie dosłyszalnym szeptem.- Sądzę, że go dostali - odszepnął mu Burzmali do ucha.W jego głosie wyraźnie słychać było głęboki smutek.Jedna z otaczających ich ciemnych postaci odezwała się:- Teraz szybko.Tu, na dół.Popędzono ich jak owce wąską rozpadlina.W pobliżu coś zatrzeszczało.Czyjeś ręce skierowały ich w głąb zamkniętego korytarza.Z tyłu znów rozległ się trzask.- Zamknij porządnie te drzwi - powiedział ktoś.Wkoło zapłonęły światła.Rozejrzawszy się dookoła, Duncan i Lucilla zobaczyli, że stoją w obszernym, bogato umeblowanym pomieszczeniu wyciętym w skale.Podłogę pokrywały miękkie, purpurowe i złociste dywany w bladozielony schodkowy deseń.Na stole leżała kupka zwiniętej odzieży, a obok Burzmali rozmawiał półgłosem z jednym z eskortujących ich ludzi, jasnowłosym mężczyzną o wysokim czole i przenikliwych, zielonych oczach.Lucilla nastawiła uszu.Rozumiała słowa - mówili o rozmieszczeniu wartowników, ale akcent zielonookiego był dla niej zupełnie obcy.W jego ustach kotłowały się chrapliwe spółgłoski, wyrzucane w niesamowitym tempie.- To jest komora pozaprzestrzenna? - spytała.- Nie - odpowiedział ktoś z tyłu z tym samym akcentem.- Algi nas chronią.Zamiast odwrócić się do rozmówcy, zadarła głowę i spojrzała na żółtoszare algi, zbitą warstwą porastające strop i ściany.Tylko tuż nad podłogą tu i ówdzie wyzierała spod nich ciemna skała.Burzmali przerwał rozmowę.- Jesteśmy tu bezpieczni - powiedział.- Algi zostały wyhodowane specjalnie w tym celu.Czujniki biotyczne meldują tylko obecność flory.Algi maskują wszystkie inne przejawy życia.Lucilla okręciła się dookoła na jednej nodze, notując w pamięci szczegóły urządzenia.Na kryształowej tafli stołu widniał harkonneński gryf.Krzesła i kanapy obite były egzotyczną tkaniną.Pod ścianą na stojaku stały dwa rzędy długich polowych rusznic laserowych, różniących się kształtem od tych, które dotąd widziała.Każda miała kielichowaty wylot lufy i zakrzywioną, złotą osłonę nad językiem spustowym.Burzmali powrócił do rozmowy z zielonookim mężczyzną.Aktualnie spierali się o to, jak powinni się przebrać.Lucilla słuchała jednym uchem, obserwując równocześnie dwóch członków eskorty, którzy pozostali w pokoju.Reszta wyszła korytarzem obok stojaka z bronią, znikając za zasłoną z połyskujących srebrzystych włókien.Zauważyła, że Duncan uważnie obserwuje jej reakcje.Nie spuszczał dłoni z małego pistoletu u pasa."Rozproszeni? - dumała.- Pytanie, komu są wierni?"Podeszła do niego z obojętną miną i szyfrem wystukała mu na ramieniu swoje podejrzenia.Oboje, jak na komendę, spojrzeli na Burzmaliego.Czyżby to była zdrada?Lucilla powróciła do obserwacji pomieszczenia.Chciała się przekonać, czy nie podglądają ich ukryte oczy.Pokój oświetlało dziewięć kuł świętojańskich, tworzących własne wysepki intensywnego blasku.Światło skupiało się w pobliżu miejsca, gdzie Burzmali wciąż rozmawiał z zielonookim mężczyzną.Część światła pochodziła wprost z unoszących się w górze, nastrojonych na złocistą barwę lamp dryfowych, część delikatnie odbijała się od jasnych alg.W rezultacie nie było tu ostrych cieni, nawet pod meblami.Połyskujące srebrne pasma w wewnętrznym przejściu rozsunęły się.Do pokoju weszła stara kobieta.Lucilla spojrzała na nią.Kobieta miała pobrużdżoną twarz, ciemną jak kora starego różanego krzewu.Jej rysy uwydatniały się ostro w ciasnej ramie rozwichrzonych włosów, opadających jej na ramiona.Ubrana była w długą czarną szatę, haftowaną złotymi nićmi w mitologiczne smoki.Przystanęła za oparciem sofy, kładąc na nim pokryte grubymi żyłami dłonie.Burzmali i jego towarzysz umilkli.Lucilla przeniosła wzrok z kobiety na swoją własną szatę.Oprócz złocistych smoków nie różniły się prawie niczym.Były podobne w kroju, obie miały kaptury, układające się w fałdy na ramionach.Suknia w smoki miała tylko dodatkowe rozcięcie z boku i inne zapięcie z przodu.Kobieta milczała, więc Lucilla spojrzała na Burzmaliego, żądając wyjaśnień.Burzmali patrzył na nią w napiętym skupieniu.Starucha nadal przyglądała się jej bez słowa.Wnikliwość tej obserwacji zaniepokoiła Lucillę.Widziała, że Duncan czuje to samo.Cały czas trzymał dłoń na pistolecie.Przedłużająca się cisza i wlepione w nią oczy coraz bardziej potęgowały zdenerwowanie Lucilli.W tej kobiecie, która stała tam i patrzyła, było coś, co przypominało Bene Gesserit.Duncan pierwszy przerwał milczenie.- Kim ona jest? - spytał Burzmaliego.- Jestem tym, kto ocali waszą skórę - odezwała się stara.Miała słaby, załamujący się głos i ten sam dziwny akcentInne Wspomnienia Lucilli podsunęły jej obraz, do którego mogła porównać ubiór starej kobiety."Podobny do szat noszonych przez starożytne hetery" - pomyślała.O mały włos byłaby otwarcie potrząsnęła głową.Przede wszystkim kobieta była za stara do takiej roli.Poza tym haftowane smoki różniły się kształtem od tych we wspomnieniach.Jeszcze raz przyjrzała się jej twarzy.Oczy zmętniałe od chorób podeszłego wieku [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Archiwum
|