, Kosinski Jerzy Wystarczy Byc 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Co on powiedział, kochanie? - spytał żonę.- O rany, nie słyszałeś? Że gospodarka kraju rozwija się pomyślnie! Że jest jak ogród; no wiesz, raz rozkwita, a raz więdnie.Uważa, że wszystko będzie dobrze! - Usiadła na łóżku, spoglądając na męża z pretensją.- Mówiłam ci, że nie ma potrzeby rezygnować z tego domu w Yermont albo odkładać na później rejsu.Ale to w twoim stylu, zawsze pierwszy musisz wpaść w panikę! Radziłam, żebyś się po­wstrzymał! No i widzisz, to był tylko lekki przymrozek w ogrodzie naszej gospodarki!Franklin wpatrywał się bezmyślnie w ekran.Nie miał cienia wątpliwości, że już gdzieś widział tego człowieka, ale kiedy, do diabła, i gdzie?- Ten O'Grodnick - ciągnęła dalej żona - to napraw­dę wyjątkowy facet.Męski, dobrze ubrany, o pięknym głosie, jest jakby skrzyżowaniem Teda Kennedy'ego z Gary Grantem.Różni się i od tych fałszywych idealistów, i od tych skomputeryzowanych technokratów.Franklin sięgnął po proszek nasenny.Był zmęczony, a robiło się późno.Może popełnił błąd zostając adwokatem.Świat interesu.finansów.Wall Street, chyba tam czułby się lepiej.Ale w wieku czterdziestu lat był już za stary, żeby podejmować nowe ryzyko.Zazdrościł O'Grodnickowi pre­zencji, sukcesu, pewności siebie.Gospodarka jak ogród? Głośne westchnienie wydobyło mu się z piersi.Czemu nie? Gdyby tylko mógł w to uwierzyć.W drodze powrotnej ze studia do domu, kiedy siedział samotnie w limuzynie oglądając telewizję, Los ujrzał gospodarzą programu „Nocni goście” z kolejną zaproszoną osobą, bardzo zmysłową aktorką ubraną w niemal przezroczystą suknię.Słyszał swoje nazwisko wymawiane zarówno przez prowadzącego, jak i przez aktorkę; kobieta uśmiechała się często i w pewnym momencie oświadczyła, że uważa Losa za człowieka bardzo przystojnego i bardzo męskiego.Kiedy dojechał na miejsce, z domu wybiegł służący, żeby otworzyć mu drzwi.- Pięknie pan mówił, proszę pana - rzekł idąc za Losem do windy.Inny służący przytrzymał drzwi windy.- Panie O'Grodnick, proszę przyjąć słowa podziękowa­nia od prostego człowieka, który wiele w życiu widział.Stojąc w windzie, Los spoglądał na mały, przenośny telewizor wmontowany w boczną ścianę kabiny.Program „Nocni goście” wciąż trwał.Gospodarz rozmawiał z następ­nym gościem, piosenkarzem o bujnej, rozłożystej brodzie, i Los ponownie usłyszał swoje nazwisko.Na górze czekała na niego sekretarka Benjamina Randa.- To był doprawdy znakomity występ, proszę pana - oznajmiła.- Po raz pierwszy widziałam, żeby ktoś był tak rozluźniony i tak autentycznie szczery.Dzięki Bogu, że mamyjeszcze w tym kraju takich ludzi jak pan.Och, z wrażenia bym zapomniała: pan Rand też oglądał pański występ i chociaż nie czuje się najlepiej, nalegał, żeby po powrociezajrzał pan do niego.Los wszedł do sypialni Randa.- Ross! - Starszy pan z trudem uniósł się na ogromnym łożu i wsparł o poduszkę.- Przyjmij moje najserdeczniejsze gratulacje! Doskonale mówiłeś, doskonale.Mam nadzieję, że cały naród cię słuchał.- Pogładził ręką koc.- Posiadasz cenny dar.zawsze potrafisz być sobą, a to, mój drogi, stanowi rzadki talent i prawdziwą cechę wielkiego przywód­cy.Wykazałeś siłę i odwagę, a zarazem uniknąłeś moraliza­torstwa.Mówiłeś na temat, bez zbędnych dygresji.Obaj mężczyźni popatrzyli na siebie w milczeniu.- Ross, drogi przyjacielu - podjął po chwili Rand; mówił z powagą i jakby z szacunkiem.- Z pewnością zainteresuje cię wiadomość, że EE jest przewodniczącą biurazajmującego się pobytem delegatów przyjeżdżających na sesje ONZ.Sam więc rozumiesz, że powinna pokazać się na przyjęciu, jakie jutro odbędzie się w gmachu Organizacji.Ponieważ nie mogę wychodzić, cieszyłbym się, gdybyś do­trzymał jej towarzystwa.Twój dzisiejszy występ na wszyst­kich zrobił ogromne wrażenie i jestem pewien, że wiele osóbbardzo chętnie cię pozna.Jak, mój drogi, mogę na ciebie liczyć?- Tak, z przyjemnością dotrzymam EE towarzystwa.Twarz starca na moment spochmurniała, jakby ścięta od wewnątrz lodem.Zwilżył wargi; jego spojrzenie wędrowało bez celu po pokoju i dopiero po chwili znów spoczęło na Losie.- Dziękuję ci, Ross.Aha, jeszcze jedno - dodał cicho.- Gdyby coś mi się stało, proszę cię, zaopiekuj się nią.Ona bardzo potrzebuje kogoś takiego jak ty.Na pożegnanie uścisnęli sobie ręce i Los udał się do swojego pokoju.Wracając samolotem z Denver do Nowego Jorku, EE coraz częściej rozmyślała o O'Grodnicku.Usiłowała upo­rządkować jakoś wydarzenia z ostatnich dwóch dni.Przypomniała sobie, że kiedy zobaczyła Rossa po raz pierwszy, wtedy gdy potrąciła go limuzyną, wcale nie sprawiał wraże­nia zdziwionego; twarz miał pozbawioną wyrazu i zachowy­wał się spokojnie, powściągliwie, jakby spodziewał się wypad­ku, bólu, a nawet jej obecności.Minęły dwa dni, lecz nadal nie wiedziała, kim jest człowiek mieszkający w jej domu ani skąd pochodzi.Skutecz­nie unikał wszelkich rozmów na swój temat.Wczoraj, kiedy służba jadła w kuchni, a on spał u siebie w pokoju, dokładnie przejrzała wszystkie jego rzeczy, ale nie znalazła żadnych dokumentów, żadnych czeków, pieniędzy, kart kredytowych, czy choćby starego biletu do kina.Zdziwiło ją, że ktoś może podróżować w ten sposób.Przypuszczalnie prowadzenie swoich spraw powierzył jakiejś firmie lub bankowi, do którego dzwonił, gdy zachodziła potrzeba.To, że był dobrze sytuo­wany, nie ulegało wątpliwości.Nosił szyte na miarę garnitury z doskonałych materiałów, koszule z najdelikatniejszych jedwabiów oraz ręcznie wykonane buty z najmiększej skóry.Walizka, którą miał przy sobie, była prawie nowa, choć sądząc po kształcie i zapięciu trochę staromodna.Kilkakrotnie usiłowała wypytać go o przeszłość.On jednak z reguły uciekał się do swoich ulubionych porównań z telewizją lub światem przyrody; zaczęła więc podejrzewać, że trapią go jakieś niepowodzenia zawodowe, może nawet spotkało go bankructwo, zjawisko tak powszechne w dzisiejszych czasach, albo że cierpi z powodu utraty ukochanej kobiety.Może odszedł od niej pod wpływem chwili i wciąż się waha, czy nie wrócić.Gdzieś w tym kraju istniała przecież społeczność, do której należał, miejsce, gdzie miał swój dom, pracę oraz przeszłość.W rozmowie nie wymieniał nazwisk, nie wspominał żadnych miast, nie przytaczał zdarzeń.Doprawdy, nie spotkała dotąd nikogo, kto w równym stopniu polegałby wyłącznie na sobie i nie powoływał się na żadne znajomości czy koligacje.Jego zachowanie świadczyło o obyciu towarzy­skim, pewności siebie oraz przyzwyczajeniu do życia w do­statku.Nie umiała określić uczuć, jakie w niej rozbudził.Świado­ma była, że bez przerwy o nim myśli, że w jego obecności serce bije jej szybciej i że z trudem utrzymuje chłodny, spokojny ton, kiedy z sobą rozmawiają.Pragnęła poznać go lepiej - i bardzo chciała ulec temu pragnieniu.Jawił się jej jako człowiek o wielu twarzach, nie potrafiła jednak odkryć żadnych pobudek w jego zachowaniu i przez chwilę nawet czuła przed nim lęk.Już na samym początku zwróciła uwagę, jak starannie się pilnuje, żeby w rozmowie ani jednym słowem nie zdradzić, co myśli o niej, o innych, o czymkolwiek.W przeciwieństwie do mężczyzn, z którymi łączyła ją zażyłość, O'Grodnick ani jej nie zachęcał, ani nie odtrącał [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl