, King Stephen Miasteczko Salem 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I tak ogrywasz mnie, jak chcesz.Piękne dzięki za kolację,ale muszę jeszcze dziś trochę popracować.Ann Norton bez słowa uniosła brwi. Jak ci idzie ta książka?  zapytał Bill, również wstając z fotela. Niezle  odparł krótko Bill. Przejdziesz się ze mną, Susan? Mogliby-śmy napić się oranżady u Spencera.108  Doprawdy, nie wiem  wtrąciła się pośpiesznie Ann Norton. Po tym,co przytrafiło się Ralphie emu. Mamo, jestem już dużą dziewczynką  przerwała jej Susan. Poza tym,ulica jest oświetlona. Oczywiście, odprowadzę cię do domu  oznajmił oficjalnym tonem Ben.Zostawił samochód na parkingu przed pensjonatem Evy.Wieczór był tak piękny,że aż prosiło się o spacer. Nic im nie będzie  odezwał się uspokajająco Bill. Za bardzo się przej-mujesz, mamuśku. Możliwe.Młodzi zawsze wszystko wiedzą najlepiej, prawda?  Uśmiech-nęła się bez przekonania. Tylko wezmę kurtkę  szepnęła Susan do Bena i pobiegła na górę.Miałana sobie czerwoną, sięgającą powyżej kolan spódniczkę, która podczas wchodze-nia po schodach odsłaniała niemal całe nogi.Ben patrzył w ślad za nią, wiedząc,że z całą pewnością widzi to także Ann Norton.Jej mąż dogaszał żarzące się nagrillu węgle. Jak długo masz zamiar zostać w naszym miasteczku, Ben?  zapytałaz uprzejmym zainteresowaniem Ann. Na pewno przynajmniej tak długo, dopóki nie napiszę tej książki  odparł. Co będzie potem, sam nie wiem.Poranki są tu prześliczne, a powietrzetakie, że aż chce się oddychać. Uśmiechnął się, patrząc jej prosto w oczy.Możliwe, że zostanę trochę dłużej.Odpowiedziała mu uśmiechem. Ostatnio mamy bardzo mrozne zimy.O k r o p n i e mrozne.Na schodach pojawiła się Susan w narzuconej na ramiona lekkiej kurtce. Gotów? Postanowiłam, że wypiję czekoladę.Pal diabli linię. Twojej linii z pewnością to nie zaszkodzi  zauważył, po czym zwróciłsię ponownie do jej rodziców:  Jeszcze raz bardzo dziękuję. Jeśli masz ochotę, wpadnij jutro z kartonem piwa  powiedział Bill.Pośmiejemy się z tego cholernego Yastrzemskiego. To brzmi bardzo zachęcająco  zgodził się Ben  ale co byśmy robiliw drugiej połowie?Głośny, szczery śmiech Billa Nortona odprowadził ich aż za próg domu.2 Nie mam ochoty iść do Spencera  powiedziała, kiedy niespiesznym kro-kiem schodzili ze wzgórza. Zajrzyjmy lepiej do parku. A co z opryszkami, młoda damo?109  W Salem wszystkie opryszki muszą być o siódmej wieczorem w domu,takie są przepisy.A teraz jest dokładnie trzy po ósmej.Zapadła już całkowita ciemność, pozwalając ich cieniom pojawiać się i znikaćw świetle mijanych kolejno latarni. W takim razie macie bardzo przyzwoitych opryszków  zauważył. Niktnie chodzi do parku po zmroku? Czasem trafia się jakaś parka, której nie stać na pokój w motelu. Mru-gnęła do niego figlarnie. Jeśli więc zobaczysz, że coś się rusza w krzakach,patrz w inną stronę.Park był spowity mrokiem i przypominał nieco obraz ze snu.Wybetonowaneścieżki wiły się między drzewami, a w tafli sadzawki odbijały się drżącym bla-skiem uliczne światła.Jeżeli nawet ktoś oprócz nich tutaj był, to Ben nie mógł godostrzec.Minęli Pomnik Ofiar Wojny z wyrytą na tablicy długą listą nazwisk; najstarszepochodziły z Wojny Wyzwoleńczej, najświeższe z Wietnamu.Wśród tych ostat-nich znajdowało się sześć należących do młodych ludzi pochodzących z najbliż-szej okolicy.Błyszczały niczym świeże blizny.To miasto ma niewłaściwą nazwę,pomyślał Ben.Powinno nazywać się Czas.Tknięty nagłym impulsem obejrzał się,żeby popatrzeć na Dom Marstenów, ale wzgórze było zasłonięte przez mrocznąsylwetkę budynku Rady Miejskiej.Susan zauważyła ten nagły ruch i zmarszczyła brwi.Kiedy ignorując ławkirozpostarli na trawie kurtki i usiedli na nich, powiedziała: Mama mówiła, że był u ciebie Parkins Gillespie.Wygląda na to, że nowychłopiec ukradł klasowe pieniążki, albo coś w tym rodzaju. To niezły typek  mruknął Ben. Według relacji mamy zostałeś już właściwie osądzony i skazany. Byłoto powiedziane lekkim tonem, pod którym jednak kryło się coś znacznie poważ-niejszego. Twoja mama chyba niezbyt mnie lubi, prawda? Tak  potwierdziła Susan, trzymając go za rękę. Obawiam się, że totypowy przypadek niechęci od pierwszego wejrzenia.Przykro mi. W porządku.I tak mam nie najgorsze notowania. Myślisz o tacie?  Uśmiechnęła się. On po prostu zna się na ludziach. Uśmiech zniknął. Ben, o czym jest ta nowa książka? Trudno powiedzieć. Zciągnął buty i zagłębił palce w wilgotną trawę. Chcesz zmienić temat? Wcale nie.Z przyjemnością ci opowiem.Ku swemu sporemu zdziwieniu stwierdził, że to prawda.Do tej pory zawszemyślał o powstających książkach jak o słabych, bezradnych dzieciach, które nale-ży chronić i pielęgnować.Zbyt częste pokazywanie ludziom mogłoby im bardzozaszkodzić, a nawet je zabić.Nigdy nie powiedział Mirandzie ani słowa o Córce110 Conwaya i Powietrznym tańcu, choć widział, że wprost rozsadza ją ciekawość.Ale Susan była zupełnie inna.Rozmawiając na ten temat z Mirandą, zawsze miałwrażenie, że jest poddawany przesłuchaniu. Tylko pozwól mi się zastanowić, od czego zacząć  poprosił. Czy tymczasem mógłbyś mnie pocałować?  zapytała, kładąc się na tra-wie.Nagle zdał sobie sprawę, że jej spódniczka jest jeszcze krótsza, niż mu sięwydawało. Obawiam się, że to mogłoby zakłócić moje myśli  odparł  ale spróbuj-my [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl