, Kaska Zariatyda Zapolska G 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Oziębiło się nagle, a zimny deszcz bił wszyby pracowni.Kaśka drżała z zimna, stojąc nie osłonięta prawie niczym na środku wielkiej i wy-sokiej izby.Wodnicki, jakiś chmurny i zamyślony, pracował leniwie, gdyż, jako organizm bardziejwrażliwy, był niezmiernie czułym na zmiany powietrza.W kącie pracowni siedział głuchoniemysmutny i skurczony jak pies, któremu słota dobry humor odbiera.152 Deszcz bił w szyby ze zdwojoną siłą.Strugi wody spływały po taflach szklanych, znacząc sięlśniącymi bruzdy.Z daleka dochodził plusk wody, spadającej szumiącą kaskadą z pobliskiej rynny.W całym gmachu Politechniki cicho było i pusto.Zdawało się, że pracowite mrówki pochowały sięprzed tą zimną szarugą wiosenną.Nagle drzwi pracowni otworzyły się szybko.Kaśka drgnęła i opuściła ręce.We wchodzącymmłodym człowieku poznała dawnego kochanka Budowskiej.Zapamiętała dobrze tego rosłegoblondyna o szerokim karku, ujrzanego kilkakrotnie w żółtawym blasku latarni.On spojrzał na ob-nażoną dziewczynę i uśmiechnął się radośnie.Była to dla niego wcale dobra gratka, niezła rozryw-ka w ten szary i dżdżysty dzień wiosenny.Dość miał martwych trupów, które ze względu na swestudia krajać musiał.To żywe, zabarwione krwią ciało kobiece pociągnęło go ku sobie.Dlatego szybko zrzucił zmoczone palto i postąpił na środek pracowni.Przywitał się z Wodnic-kim; przynosił mu Anatomię, której potrzebował na kilka dni.Położywszy książkę na ziemi, usiadłna odłamie kamienia.Wyjął papierośnicę i zapaliwszy cienki tani papieros, patrzył, kiwając głową,na Kaśkę, która, powoli odzyskawszy równowagę, przybrała dawną pozę. Skąd u diabła wytrzasnąłeś taką machinę?  zapytał nareszcie Wodnickiego. To gmach, niekobieta!Ale Wodnicki nie był dziś usposobiony do żartów. Kupiłem ją na targu w wiązce marchwi  odparł sucho, nie odrywając się od pracy. Nie zawracaj!  zaczął znów student. Na targu możeś ją i znalazł, ale nie w marchwi!I z najwyższą uwagą zaczął się przypatrywać dziewczynie.Nie poznawał jej przecież.Widział ją krótko i przelotnie.Wprawdzie sięgnął kiedyś po nią, gdyprzyszła mu wypowiedzieć zlecenie swej pani, ale on po tyle kobiet sięgał, których twarzy nawetdostrzec nie mógł w półzmroku wieczornym.Dlatego wydaje mu się zupełnie nową i nie znanąkobietą, a jego rozpasane zmysły z wielką lubością śledzą rozwinięte kształty dziewczyny.Kaśka doznawała pod tym wzrokiem niewypowiedzianych męczarni.Znała już dobrze te oczymężczyzn, powleczone mgłą białawą.Wiedziała, że jest to zapowiedz rozzwierzęcenia się człowie-ka.Drżała na samą myśl, że może paść ofiarą tego zbydlęcenia.Dlatego doznała niewypowiedzianej ulgi, gdy Wodnicki oznajmił jej koniec posiedzenia.Pracamu nie szła widocznie, wolał odłożyć ją na pózniej.Gdy Kaśka zeszła z podwyższenia, na którym pozowała, musiała przechodzić koło studenta,siedzącego obok zrzuconej przez nią odzieży.Zakrywając się skrzyżowanymi na piersiach rękami,starała się przesunąć obok tego mężczyzny tak, aby nie dotknąć jego nóg wyciągniętych.Ale on porwał się z miejsca i postąpił kilka kroków.Szybko objął Kaśkę wpół i przysunął kusobie  ona wyrwała się z tych objęć, odpychając go z całą siłą, na jaką zdobyć się mogła.Student zachwiał się i wpadł na głaz, na którym siedział poprzednio.Nie znalazł przecież innegosłowa dla wyrażenia swego zdziwienia nad te wyrazy: A to bestia!Wodnicki, ubierając się do wyjścia, odwrócił głowę. Daj jej spokój, to taka nędza!O, tak! Miał rację ten poczciwy chłopak.Była to nędza zbyt wielka, aby rozkosz od niej wziąćbyło można.Ale inaczej myślał student.Ten opór podniecił go i utrwalił w raz powziętym zamiarze.Takanędzarka ośmiela się opierać jeszcze! Jemu, który nawet w salonach umiał wybierać kochanki.I zezdwojoną złością spogląda na ubierającą się Kaśkę.Wprawdzie łachmany, które nakłada, nie sązbyt pociągające, ale dla roznamiętnionego mężczyzny czyż jest co wstrętnego?Spod obszarpanego kaftanika prześwieca nagie ramię.To wystarcza, aby zwierzę nie usnęło.Kawałek białego ciała! Oto wszystko, czego pragną mężczyzni.Wychodzi więc z Wodnickim, po-stanawiając za chwilę powrócić.I na rogu ulicy żegna się szybko z rzezbiarzem, skręcając w wąskąuliczkę, tworzącą rodzaj przesmyku.Za chwilę wpada do pracowni, spotykając się w progu z wy-chodzącą także Kaśką [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl