,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wyrzuty urwały się gwałtownie.Sierżant ujrzał przed sobą blondynę z gatunkuwspaniałych.Z tego, co słyszał o Michalinie Kołek, wnioskował, że obie damy posturybyły podobnej, dla każdej metr kartofli na plecy zarzucić nie stanowiło problemu.Naszczęście, dla niego samego też nie.Szaroniebieskie oczka spojrzały podejrzliwie. A pan tu co.? Proszę, proszę zachęcił sierżant gorliwie i nawet z ukłonem.Blondyna lękliwości nie przejawiała, śmiało wtargnęła do wnętrza..Tu Michalina Kołkowa mieszka, moja przyjaciółka.To pan tu co niby robi?Gdzie Michasia? Pan jaki krewny albo co.?Nagle dostrzegła mundur sierżanta i dotarł do niej jego zawód. Ejże! A co tu ma policja do Michaliny? Okradli ją może, włamanie jakie? Gdzieżto Michalina się podziewa? Wczoraj ledwo przyjechałam, nic nie wiem, stało się co?Przez moment sierżant się wahał, powiedzieć jej prawdę czy nie? Milkliwa nie była,to już się dało zauważyć, więcej powie o Michalinie żywej czy o umarłej? Nieufność bu-chała z niej niczym żar z pieca, nie, lepiej trzymać się faktów, wstrząs może babę zmięk-czyć, a podejrzenia, nie daj Boże, zamurują jej gębę.Zamknął drzwi za gościem, na wszelki wypadek na zasuwę. Pani, słyszę, przyjaciółka pani Kołek? A przyjaciółka.Najlepsza.Co, nie wolno? Gdzie ona jest, pytam, bo skąd ja mamwiedzieć, czy pan nie jaki przebieraniec? Służę pani legitymacją.A pani zechce wzajemnie, dowodzik.Jedną ręką wydzierając sierżantowi służbowy dokument, drugą wspaniała baba wy-grzebała z torby dowód osobisty.Prawie równocześnie sprawdzili swoje dane personal-ne, z tym że sierżant był szybszy, wprawnie odnalazłszy pożądane treści, chwycił rógswojej legitymacji jak obcęgami i trzymał, bo nie dowierzał tej Horpynie. Anastazja Ryksa przeczytał. Zamężna, z domu Wieńczyk, zamieszkałaWarszawa, Sielecka trzy. Gdzie ja mieszkam, to wiem przerwała mu gniewnie pani Ryksa. Ale gdzieMichalina, to się nijak od pana dowiedzieć nie mogę.Widzę już, że pan prawdziwy, po-wie pan wreszcie czy nie?! Powiem, dlaczego nie.W kostnicy. Gdzie.? W kostnicy.126 Co pan tu sobie głupie żarty robi.?! Nic z tego, proszę pani, taki dowcipny to ja nie jestem.Pani Kołek nie żyje, pogrze-bu jeszcze nie było, więc, wedle mojej wiedzy, w kostnicy przebywa.Anastazji Ryksie jakby na moment dech odebrało.Postąpiła dwa kroki i klapnęłaciężko na krzesło, które musiało być solidne, bo nawet pod nią bardzo nie jęknęło.Jednąręką, wspartą łokciem na stole, podtrzymała czoło, drugą przycisnęła do klatki piersio-wej. Pan.pan się nie wygłupia.? Słowo daję, nie. Pan się zaklnie!Sierżant szybko rozważył, na co też mógłby się zakląć, żeby mu dała wiarę.Na cośludzkiego.o! %7łebym emerytury nie doczekał, jak Boga kocham! O mój Jezu i Józefie święty. Sama niech pani pomyśli, inaczej co ja bym tu robił?Anastazja Ryksa pozipała chwilę w milczeniu, po czym ręką od klatki piersiowejwskazała zegar stojący w rogu pokoju. Tam rzekła głosem nieco zdławionym tam, na dole, Michalina koniak trzy-ma.trzymała znaczy.Pan sięgnie.On prawdziwy.Ja tak nie mogę bez niczego.Sierżant sięgnął posłusznie, znalazł napój i kieliszki, co wskazywało, że Anastazjarzeczywiście musiała być z Michaliną mocno zaprzyjazniona.Znała jej tajne skrytki.Nalał, nie żałując i sobie, przy czym ukradkiem włączył magnetofonik w kieszeni. Wróciła pani dopiero co, mówi pani przypomniał ze współczuciem. Toskąd? Gdzie pani była? W Dreznie, u córki odparła Anastazja odruchowo. Za Niemca poszła.A tutakie nieszczęście! Co to się stało, Jezus Mario, ona zdrowa była! Wypadek jaki? Można to i tak nazwać.Została zamordowana.Anastazji kieliszek omal z ręki nie wypadł. A mówiłam! krzyknęła okropnym szeptem. A mówiłam, czego jej było tychswołczów się trzymać, niby to każdego ma w garści, a tu masz! Mówiłam, cicho siedzieć,a ten jej, to co? Opiekun taki, pożal się Boże, o siebie zadba, a nie o nią! Tamta rozummiała, że go puściła, a Michalina nie i nie! I gdzie on teraz, gdzie był, jak ją mordowa-li, no pytam, gdzie?! Kto? zainteresował się szybko sierżant [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Archiwum
|