,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Mnie by też nie postało - przyznał Lesio, usiłując otrząsnąć tusz z kawałka chleba z serem.- No to co zrobić? - spytał Karolek nerwowo.- Tak to zostawić? - Mowy nie ma - odparła chmurnie Barbara.- Tyle świństw się na świecie zdarza, że ja mam już ich dosyć.Musimy stanąć na głowie, a do tego jednego nie dopuścić! - Jak?! Zawiadomić SARP?.Czynny wulkan zawiesił na chwilę swoją działalność.W zapadłym nagle kłopotliwym milczeniu wszyscy popatrzyli na siebie.- Nie powiedziała Barbara niechętnie.- To byłaby przesada.- Przesada - zgodził się Janusz.- Nie dopuścić co innego, a donieść co innego.Niechby im to udowodnili i już są skończeni na całe życie.Trzeba im dać szansę.- I jeszcze sam byś musiał udowadniać, bo w SARP-ie mogą pomyśleć, że im chcemy podłożyć zwyczajną świnię - powiedział Karolek z niesmakiem.- No właśnie.A udowodnić tak od razu się nie da, bo ten projekt jeszcze nie jest zrealizowany.Zdaje się, że kończą teraz rysunki robocze.Koncepcja wzięła co prawda pierwszą nagrodę na jakimś tam ich konkursie, ale potem została trochę zmieniona.I mówię wam, wypisz wymaluj, nasz teren! Pagórkowaty i nawet, cholera, rzeczka płynie! - A te zdjęcia? - Zdjęcia to sobie Henio sam robił, bo trochę przy tym pracował.- Na pamiątkę? - A cholera go wie.Może i chodziły mu po tym zakutym łbie jakieś takie myśli.Ale wszystko jedno.Z głupoty to zrobili, to pewne, i przeszkodzić im trzeba, ale niszczyć ich tak całkiem to ja uważam, że nie mamy prawa.- Polubownie się nie da? - Coś ty? Teraz? Na tydzień przed odesłaniem? - To co zrobić?.- Ukraść - powiedział znienacka natchnionym głosem Lesio, który już od dłuższej chwili zachowywał milczenie.W nagle zapadłej ciszy trzy pary oczu spojrzały na niego z wyrazem zaskoczenia.- Co? - spytał tępo Janusz.- Ukraść, mówię.Cały projekt albo chociaż połowę.Zdekompletowanego przecież nie wyślą? Oszołomiony propozycją zespół patrzył na natchnionego Lesia jak na krowę o dwóch łbach i pięciu nogach.Nikt z nich nie miał pojęcia o jego minionych, morderczych staraniach i planowanych zbrodniach, wobec których zamiar kradzieży był wręcz niegodnym uwagi drobiazgiem.- A wiecie, że to jest myśl! - powiedział powoli Janusz.- To jest zupełnie niezła myśl - dodał z narastającym zainteresowaniem i znów przyjrzał się Lesiowi, tym razem z podziwem.- Jak ukraść? - zaciekawił się Karolek.- Nie wiem - odparł trochę niepewnie Lesio pamiętny trudów, jakich mu przysparzało własne przestępstwo.- Jakoś zbiorowo.Zakraść się, rąbnąć cokolwiek.Janusz pokręcił głową z powątpiewaniem.- Tak zwyczajnie to się nie da.Pilnują go, zamykają i w ogóle chodzą koło niego jak koło śmierdzącego jajka.- No to co? Nie można jakoś podstępem? - Mówię ci, że pilnują jak cholera.I teraz, pod koniec, siedzą w dzień i w nocy, prawie bez przerwy.I nie włamiesz się, bo mają okna okratowane, byłem tam kiedyś i widziałem.- Może podpalić budynek? - zaproponował Karolek z nadzieją.- Na nic, niepalny.Murowany, okna stalowe, drzwi obite blachą.Przed wojną tam było więzienie, a teraz zrobili pracownię.Znów zapadło pełne napięcia milczenie.Wstrząśnięty wieścią zespół oddał się gorączkowej pracy umysłowej.W zaistniałej sytuacji kradzież wydawała się jedynym przytomnym wyjściem.Uniemożliwiała owym lekkomyślnym, niepoczytalnym półgłówkom popełnienie haniebnego przestępstwa, a równocześnie, pozostawiając rzecz całą w tajemnicy, otwierała im drogę do skruchy, pokuty, poprawy i uszlachetnienia charakterów.Jak jednakże dokonać tej ze wszech miar umoralniającej kradzieży? - Z budynku nie wynoszą? - spytał Karolek.- A po co mają wynosić? Wyniosą raz a dobrze, jak będą wysyłać.- No to może wtedy?.- I co, będziesz tam stróżował w masce i z przyprawioną czarną brodą, żeby cię nie poznali? Nikt nie może wiedzieć, że to my! - Mam przyłbicę - powiedział Karolek dość beznadziejnie.- Po jakichś przodkach [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Archiwum
|