, James Jones Stad do wiecznosci 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Warden uśmiechnął się do niego żartobliwie.- Aha - ciągnął flegmatycznie Prew.- Kiedy tam byłem ostatnim razem, twoja serdeczna przyjaciółka, pani Kipfer, prosiła, żeby ci ją przypomnieć, i pytała, dlaczego do niej nie zachodzisz.Zapomniałem ci o tym powiedzieć.Twarz Wardena nagle eskplodowała śmiechem.- Stara Gerta? - zapytał.- No, masz pojęcie! Stara Gertusia-Świntusia.Ona minęła się z powołaniem.Powinna była zostać matką przełożoną.- No więc - rzekł Prew.- Zadzwonisz w moim imieniu do Lorene?- Okej - odparł krótko Warden - zadzwonię.Ale nie obiecuję, że się z nią nie umówię, jeżeli mi zaproponuje.- Przecież cię nie proszę, żebyś obiecywał.- No, dobrze, na tej zasadzie zaryzykuję.To tymczasem - powiedział przez ramię.- Aha - rzekł,, zatrzymał się i obrócił znowu.- Byłbym zapomniał.Mam dla ciebie jeszcze inną wiadomość.Starszy szeregowiec Blum szykuje się na kaprala.Mamy dwóch krótkoterminowych kaprali, którzy wracają do kraju następnym statkiem, i Blum wskakuje na miejsce jednego z nich.Wypisałem dzisiaj rozkaz kompanii.Jak tylko statek odpłynie w sobotę, rozkaz zostanie wywieszony na tablicy.Pomyślałem sobie, że się ucieszysz z tej wiadomości.- Blum pewnie musi być kontent - rzekł Prew.- O nie - odparł Warden.- Jeszcze nie.W następnym miesiącu odpływają dwaj sierżanci.- No - powiedział - jeszcze tylko cztery dni do poniedziałku, chłopcze.Potem będziesz mógł zacząć je skreślać.Prew patrzał, jak barczysty, wąski w biodrach mężczyzna wychodził rozkołysanym krokiem w inny świat przez drzwi w kraty w ścianie z krat.Zebrał karty.W ciągu następnych czterech dni stawiał wiele pasjansów.W ciągu następnych czterech dni zaczęli go nagle odwiedzać po południu jeszcze inni ludzie oprócz Culpeppera.Warden nie zjawił się więcej poza tym jednym razem, ale przyszli Andy i „Piętaszek", i Readall Treadwell, i Buli Nair, i „Uczony" Dusty Rhodes, i cała reszta.Przychodzili do niego i gadali trochę.„Uczony" nawet nie próbował sprzedać mu pierścionka z brylantem ani dewizki do zegarka z prawdziwego złota.Przyszedł także „Wódz" Choate.Większość frakcji niesportowców odwiedziła go przynajmniej po razie.Zjawiło się nawet paru sportowców.Nie wiedział, że ma tylu przyjaciół.Stwierdził, że podobnie jak Angelo stał się nagle kompanijną sławą.ROZDZIAŁ TRZYDZIESTY SZÓSTYW Obozie sławą nie był.Oczywiście, w Obozie nie mogli wiedzieć o jego sensacyjnej rozprawie.Miał szczerą nadzieję, że nigdy się nie dowiedzą.Rozprawa odbyła się doskonale, z całą precyzją dobrze wyszkolonej obsady aktorskiej grającej dobrze przygotowaną sztukę, rozprawa wypadła świetnie aż po ostatnią minutę.Trzej świadkowie złożyli zeznania prosto i jasno, jak gdyby recytowali z pamięci swoje spisane na maszynie oświadczenia, a ich relacje zgadzały się ze sobą całkowicie.Oskarżyciel wyjaśnił z bezsporną klarownością, jakie naruszenie Artykułów Wojennych zostało popełnione oraz jakiej kary domagają się Artykuły Wojenne za takie naruszenie.Oskarżonemu, który zachowywał milczenie, dano sposobność złożenia zeznań, ale odmówił.Wszystko przedstawiało się różowo, wszystko prze­biegało według prawideł gry.I oto w ostatnim momencie, powodowany jakimś poronionym odruchem buntu przeciwko losowi, porucznik Culpepper wystąpił nagle z zaciekłym przemówieniem, w którym uznawał winę oskarżonego i odwoływał się do łaski sądu na tej zasadzie, że wszyscy żołnierze są pijakami.W sali sądowej zaległa pełna zdumienia cisza.Oskarżony byłby go chętnie zastrzelił.Jednakże sąd godnie stanął na wysokości zadania.Z całą należytą powagą kazał zapisać do protokołu niezwykły wniosek, tak jakby był on czymś zupełnie właściwym, po czym udał się na zwykłą, trzydziestosekundową naradę i jak gdyby nigdy nic ogłosił wyrok skazujący oskarżonego na trzy miesiące ciężkich robót plus wstrzymanie dwóch trzecich żołdu na taki sam okres.Oskarżony byłby chętnie ucałował sędziów.Doznał ogromnej ulgi, kiedy go odprowadzono na wartownię, gdzie nie musiał patrzeć na porucznika Culpeppera i gdzie miał czekać na transport do Obozu.Przyjechali po niego w poniedziałek po obiedzie, tego samego dnia, kiedy odbyła się rozprawa, pokwitowali w wartowni odbiór jego osoby oraz dwóch czystych kompletów drelichów i posadzili go ostrożnie na przednim siedzeniu wozu rozpoznawczego, który prowadził jeden z żołnierzy, pod­czas gdy drugi siedział z tyłu, za nim.Prew czuł się jak licho odziany karzełek między tą wypucowaną, lśniącą, wysoką na sześć stóp i cztery cale okazałością ich obu.Nie odzywali się do niego.I on się do nich nie odzywał.Dostawili go za siatkowe ogrodzenie wiejskiej szkoły z zielonym dachem i siatkami na oknach, i słyszał, jak uzbrojeni w strzelby śrutowe strażnicy zamykali i ryglowali za nim siatkową bramę.Odgłos ten miał w sobie coś ostatecznego, ale nikt nie zdawał się uważać, że jest to niezwykłe czy wyjątkowe.Dwa lśniące olbrzymy odeskortowały go do wnętrza wiejskiej szkoły, tak jakby to robiły co dzień.Miał jeszcze na sobie piaskowy mun­dur z krawatem, w którym wystąpił na rozprawie.Pierwszą rzeczą, jaką uczyniły oba olbrzymy znalazłszy się w środku, była wymiana pałek i pistoletów na nie malowane trzonki motyk do karczowania, które otrzymali od uzbrojonego strażnika, zamkniętego w zbrojowni.Następnie poprowadzili Prewa do magazynu.Nadal nie odzywali się do niego ani słowem.Do magazynu szło się długim korytarzem mijając jakieś drzwi i skręcało się w lewo obok tablicy z rozporządzeniami po lewej ręce oraz zamkniętych na sztaby drzwi od trzech skrzydeł baraku po pra­wej, aż do małej komórki na końcu.Ubrany w drelichy robocze człowiek stojący za drzwiczkami kontuaru, najwyraźniej jakiś funkcyjny, uśmiech­nął się do niego nieprzyjemnie.- Witamy w naszym grodzie - powiedział z satysfakcją, jakby ura­dowany, że przynajmniej widzi nareszcie kogoś, komu powinęła się noga tak samo jak jemu.- Załatw go - warknął jeden z olbrzymów, jak gdyby było mu przykro ujawnić własną gadatliwość.- Tak jest - rozpromienił się człowiek w drelichach.- Tak jest [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl