, Chmielewska Joanna Duza polka (2) 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.O nas nie mieli pojęcia.Ten mój.eks-mój chłopak był ślepy i głuchy nawszystko, więc, prawdę mówiąc, po to się z nim przespałam, żeby oprzytomniał.Niechma ten swój ostatni raz i niech otrzezwieje.I rzeczywiście, zwrócił na nich w końcuuwagę, zaciekawiło go, co robią, ale nie podszedł bliżej, tylko posłuchał. Jakby kłódkęukręcali , powiedział.Dosyć długo to trwało, wyrzucili coś.Odrzucili od siebie jakieśnarzędzie, kawał żelaza, tak jak się odrzuca niepotrzebne czy zużyte.Poleciało w nasząstronę, upadło w kępę trawy przy samej wydmie.Zakrztusiłam się kawą. Pamiętasz to miejsce?  spytałam zachłannie, choć może trochę niewyraznie. Pamiętam, oczywiście.Wiem, gdzie siedzieliśmy.Zerwałam się z miejsca, przewróciłam krzesło, zrzuciłam ze stołu papierosyi popielniczkę. Jedziemy tam! Natychmiast! Potem wrócimy i opowiesz resztę!Marzena podniosła się również. Jeszcze mam dużo. Nie szkodzi.To potem.Jedziemy!Na plaży w Leśniczówce trochę narodu siedziało, ale akurat byli to amatorzynudystów, którzy tylko na nich zwracali uwagę.Marzena weszła na wydmę pomiędzyprzejściami. Stąd ich widziałam.A rzucili tam.Zeszła, wskazała kępy trawy.Przeszukałam je.Za trzecią kolejną znalazłam kawałzardzewiałego pręta zbrojeniowego, 22 co najmniej.Zastanowiłam się, jak podnieśćdowód rzeczowy bez szkody dla śladów.Ujęłam go w końcu dwoma palcami dokładniew połowie, delikatnie włożyłam do foliowej torby, którą przezornie zabrałam, uniosłamjak bombę zegarową albo kopę śmierdzących jajek i kiwnęłam na Marzenę. Dobra, możemy wracać. Ja wcale nie skończyłam  podjęła w drodze. Potem do nich przyszedł jakiśtrzeci.Myślałam.to znaczy, nic nie myślałam, ale gdybym myślała, sądziłabym, że tojakiś rybak, strażnik pilnujący łodzi albo coś w tym rodzaju.Podszedł, świecił latarką,wyglądało, jakby im pomagał albo oceniał robotę.Odszedł od nich, myśmy też odeszli,przez wydmę. Dlaczego przez wydmę? To okropnie niewygodne, pomijam, że wzbronione. Nie wiem.Nie chciałam, żeby nas ktoś widział, ze względu na Jacka, Na wszelkiwypadek, zawsze ktoś może kogoś gdzieś zobaczyć.Ale to rzeczywiście niewygodne, zawydmą wyszliśmy na drogę, ten trzeci też szedł. Skąd wiesz, że to był ten trzeci? Poznałam.Właściwie po ubraniu, miał czarną wiatrówkę z czegoś cienkiego124 i jasną apaszkę pod szyją.Do tego kaptur zwinięty na karku, włosy, kształt głowy, odrazu wiedziałam, że to ten.Leszek.ten chłopak, wyjął papierosy, upadły mu, zawrócił,odwróciłam się za nim i ten facet był tuż.Widziałam jego gębę, przy księżycu, alemogłabym chyba rozpoznać.Dojechałam już do Krynicy, skręciłam w stronę  Pelikana. Natychmiast. zaczęłam rozkazująco, spojrzałam na nią i urwałam.Chciałamjej polecić, żeby natychmiast włożyła ciemne okulary, ale okazało się, że ma je na oczach.Zasłaniały pół twarzy. Bardzo dobrze  pochwaliłam. Szkoda, że nie masz peruki.To też tak nawszelki wypadek.Nie potrzeba, żeby cię ze mną widzieli akurat teraz. I mam wrażenie, że widziałam go tu u nas  kontynuowała już w swoim pokoju. Był w restauracji na obiedzie, tak mi się wydaje, zauważyłam go przelotnie, wiepani, jak to jest, znajoma twarz, przez moment myślałam, że gość, ale od razu mi sięprzypomniało i aż zdrętwiałam.Wczoraj był.Wtedy mi właśnie przyszło do głowy,że powinnam o nim powiedzieć, o całej scenie w ogóle.Słyszałam przecież o tymkoszmarnym wypadku, lina zabiła człowieka, wszyscy słyszeli, tak naprawdę odpierwszej chwili wiedziałam, że muszę powiedzieć wszystko, ale komu? Jackowi? Tylkoz nim rozmawiam, a jemu właśnie nie mogłam.Rozumie pani, za nic w świecie nie chcęsię przyznać, że byłam z chłopakiem.Rozumiałam ją doskonale i pośpiesznie usiłowałam znalezć jakieś sensowne wyjście.Z chłopakiem głupio, to pewne. Mogłaś być sama  podsunęłam. Pojechałaś do Leśniczówki sama, żeby miećświęty spokój. Czym pojechałam? Autobus w nocy nie chodzi. Niech diabli wezmą autobus.Poszłaś na piechotę, plażą.To jest wszystkiegoraptem cztery i pół kilometra, no, od portu może pięć.Osobiście chodziłam tu dalejtysiące razy. No może.No dobrze, mogłam iść plażą. W porządku, załatwię z policją.Gdybyś zobaczyła tego podejrzanego jeszcze raz,przyjrzyj się, z kim rozmawia.Może to będzie ktoś znajomy.Zapamiętaj go.Marzena wahała się jeszcze przez chwilę, włączyła elektryczny czajnik, zapomniałao nim, wyjęła herbatę i nagle w niej wybuchło. O Boże, ja to muszę pani powiedzieć! Zakochałam się w nim beznadziejnie, jakidiotka! Mam dwadzieścia trzy lata, nie zdarzyło mi się dotychczas nic podobnego! Mampowodzenie, mogę przebierać, czasami ktoś mi się podoba, ale rzadko, nie poniewieramsię po łóżkach! Studiuję ekonomię, mieszkam z rodzicami, tu sobie dorabiam, w każdewakacje tak, w zeszłym roku byłam kelnerką w Sopocie, to nic nie znaczy, kelnerką,a nie prostytutką! A on się do mnie odnosi, jak do takiej.takiej.125 Nie miałam najmniejszych wątpliwości, że mówi o Jacku.Przypomniałam sobie, cosłyszałam od niego. Wcale nie!  zaprzeczyłam z ogniem. Traktuje cię jak normalną dziewczynęi nawet ceni.Ale coś mi się widzi, że nie ma teraz głowy do dziewczyn, grzęznie w bagniei najpierw musi z niego wylezć.Już zauważył, że mu pomagasz, poczekaj chwilęcierpliwie, przecież to nie jest kretyn, umie myśleć! Lada chwila znów tu przyjedzie,zrobię, co mogę, a teraz muszę znalezć gliny, diabli wiedzą gdzie.Opanowała się, po paru minutach porzuciłam  Pelikana.Marzena wyszła za mną,odpędzając od siebie trzech wielbicieli, widać było, że nie ma ochoty ani na towarzystwo,ani na samotność w pokoju, i uda się dokądkolwiek.Spacer plażą do Leśniczówki był zewszech miar wiarygodny, co ma robić zakochana dziewczyna, niechętna podrywaczom,pełna rozterki i zdenerwowana, jak nie szukać odludnych miejsc? Mignęła mi nawetcicha nadzieja, że może jeszcze coś zobaczy.Major gdzieś mi zniknął, sierżanta znalazłam metodą plątania się po całejmiejscowości, załatwiał sprawę jakichś kur, które podobno ukradła koczowniczamłodzież, i zwabiło mnie ku niemu połączenie ludzkich krzyków z wrzaskiem drobiu.Pozostałe kury kradzieżą nie przejmowały się zbytnio, ale służyły właśnie jako głównyelement wizji lokalnej i nie podobało im się to.Przeczekałam eksperyment śledczyi dopadłam go, kiedy opuszczał poszkodowane gospodarstwo.Uroczyście wręczyłam mu foliową torbę z żelaznym prętem. Niech pan to od razu obejrzy  poradziłam, wyjaśniwszy, skąd pochodziznalezisko. Zapomniałam wziąć od Marzeny zeznanie na piśmie, ale ona chętniepowtórzy, a na tym powinny się znalezć te cholerne odciski palców.Chociaż samawiem, że wyjdą niewyraznie.Sierżant zajrzał do torby, kiwnął głową, a potem nią pokręcił [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl