, Hors Hermann Jan Pawel II zlapany za slowo 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jan Paweł II zaparłby się swego pochodzenia, jak i swojego kreda w dziedzinie polityki Kościoła, gdyby i w polityce nie ogarnął swym optymizmem Wschodu: "Wyczuwa się jakieś szczególne zapotrzebowanie we współczesnym świecie na Ewangelię, w bliskiej już perspektywie roku 2000.jak na przykład kraje postkomunistyczne, w których prawda Ewangelii jest szczególnie oczekiwana.A jeśli są to kraje o długiej przeszłości chrześcijańskiej, wchodzi w grę pewnego rodzaju «reewangelizacja»" (PPN 97).Publicznie rzadko zdarza się Wojtyle podzielać pryncypialny pesymizm niektórych tradycjonalistów.Nie może zalecać wiernym powrotu do zakrystii, nawet na tle doświadczeń naszego stulecia: "Wybuch zaangażowania się laików w służbę dla zbawienia innych ludzi zadaje kłam wszystkim pesymistom.Jakże wielu młodych jest gotowych przystąpić do tej służby! Nikt biorący to pod uwagę nie powinien twierdzić, jakoby Ewangelia straciła na atrakcyjności!" Tak powiedział w 1980 roku w Monachium.Ten Papież doskonale umie przedstawiać swój konserwatyzm w tak miłej formie, że nikt mu się w oczy nie sprzeciwi.Wydaje się też, że Jan Paweł II w ogóle nie bierze już poważnie pod uwagę sprzeciwu wobec swej działalności.Widocznie uważa krytyków za ludzi złej woli albo za dziwadła, tak iż z jednymi ani z drugimi nie warto dyskutować, najzwyklejsze zaś "repliki prawdziwej wiary" prędko się z nimi uporają."Tu znów wielka pokusa, ażeby słowami Ludwiga Feuerbacha dokonać klasycznej redukcji tego, co Boskie, do tego, co człowiecze" (PPN 48).I:, "człowiek nie jest zdolny znieść nadmiaru Tajemnicy" (PPN 49).I: "Gdyby nie był Tajemnicą, nie potrzeba by było Objawienia.Ściślej mówiąc, samo-objawienia się Boga" (PPN 47).Lecz nawet i wykładnia tego samoobjawienia, i to nieomylna, jest wyłącznie sprawą Kościoła, sprawą papieża.Uznanie tej prawdy za błędne koło w rozumowaniu jest "racjonalistyczne" i niedopuszczalne.Gdy papieże argumentują, nie warto dyskutować z tego rodzaju anachronicznymi formami myślenia.Tym chętniej zalicza Wojtyła, jakkolwiek nieproszony, wszystkich "ludzi dobrej woli" do swoich słuchaczy: "Świadczy to o instynktownym uświadamianiu sobie dobroci Bożej i związku Kościoła z posłannictwem Bożym - oświadczył w 1980 roku w Fuldzie - gdy nawet tak zwane grupy bezbożne lub niereligijne poszukują u nas, w Kościele, doświadczenia dobroci i życzliwości Bożej."Z pewnością ryzykowna to wypowiedź, niczym przez Wojtyłę nie poparta.Ale i w książce nie zależy mu na tym, aby cokolwiek ściśle udowodnić.Wystarcza mu przekonanie o zapalającej mocy posłannictwa Chrystusowego.Nie kryje się z tym, że on i jego Kościół miłują wszystkich ludzi dobrej woli: i że ludzie odpowiadają na to wzajemnością.Jego bezsporny sukces na drogach świata, o którym sam mówił, początkowo temu nie zaprzeczał.Częstokroć zastanowienie się przychodziło dopiero znacznie później.Fakt, iż Wojtyła w książce swej niezmordowanie przytakuje Drugiemu Soborowi Watykańskiemu (PPN 123-128), na pierwszy rzut oka wzmaga pozytywne wrażenie u niektórych słuchaczy.Jan Paweł II jest jak najdalszy od tego, aby dystansować się od Soboru i jego ducha lub faworyzować Kościół przedsoborowy.Na to wciąż jeszcze nie może sobie pozwolić.Jego konserwatyzm żywi się duchowym doświadczeniem Soboru.Wskazuje na to mnóstwo wypowiedzi.Absurdem byłoby posądzanie Jana Pawła II o jasne okazywanie wrogości wobec Soboru.Pogrzeb Soboru Watykańskiego odbywa się cichaczem.Wojtyła to nie jakiś tam hałaśliwy Lefebvre, mimo szokujących zgodności w oświadczeniach ich obydwu, na które obserwator się często natyka.Ale czy Papież nie interpretuje wstecz doświadczeń, jakie z tego Soboru wyniósł Kościół i on sam, wyłącznie we własnym interesie? To całkiem inne pytanie.Wystarczy może wskazać na tę interpretację Soboru, którą Wojtyła lubi wygłaszać: wydobycie starego dziedzictwa z bogatej skarbnicy Objawienia.Tak czy owak Wojtyła stwierdza związek pomiędzy tą spuścizną a objaśnianiem znaków dnia dzisiejszego.Bo tylko nader powierzchowna obserwacja przypisuje żywe interesowanie się teraźniejszością i przyszłością wyłącznie tak zwanej postępowości, sądząc, że człowiek naznaczony konserwatyzmem musi być obrócony w przeszłość.Jest na odwrót.Konserwatyzm zawsze był wyrazem świadomości poprzedzającej przełom epok.Konserwatysta nie mniej niż reformator pyta o podstawy i zasady współczesności.Stara się nawet skonstruować logiczną teorię współczesności, na której opiera teorię swego działania.Od postępowców różni go nie tyle wyraźna skłonność do tego, aby żyć w świadomości przełomu i podejmować odpowiednie działania, ile interpretacja tego przełomu epok.Uważa go za odszczepieństwo od praporządku, za chorobę systemu kulturowego.Chorymi wydają mu się prawie wszystkie współczesne zjawiska społeczne, zwłaszcza rodzina, będąca zalążkiem społeczeństwa i państwa oraz kultury.Zbawienia zaś szuka w roztrząsaniu starej i ugruntowanej prawdy, która zawsze powinna była okazać się sposobem na powstrzymanie odszczepieństwa, a nawet obrócić je w zmianę na lepsze.Przecież współczesny "świat nie jest zdolny uszczęśliwić człowieka.Nie jest zdolny ocalić go od zła, od wszystkich jego odmian i postaci: chorób, epidemii, kataklizmów, katastrof itp.Ten cały świat ze swoim bogactwem i ze swoim ograniczeniem sam potrzebuje zbawienia i ocalenia" (PPN 59).I znów Wojtyła znalazł się na swoim terenie.W swojej marginesowej wzmiance nawet nie wspomniał ogromnej pomocy, jakiej dostarcza świat - a nie Kościół! - dla ostatecznego przezwyciężenia chorób [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl