, James P. Hogan Najazd z przeszlosci 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W głębi, w kącie, szeregowiec Ramelly, z tego samego plutonu co Wilson, siedział z nogą opartą na krześle; nogawkę miał rozciętą z jednej strony, a wojskowy sanitariusz kończył opatrywać i bandażować ranę od kuli na jego udzie.Na środku baru dwóch Chirończyków zmywało krwawe plamy z podłogi i usuwało potłuczone szkło.Ponury Padawski siedział wraz z resztą swej grupy, otoczony jeszcze większą liczbą SS - uranów, Anita zaś, blada i wstrząśnięta, stała opodal.Pierwsze, co usłyszał Colman i jego towarzystwo, był strzał na dole, po którym nastąpiły okrzyki przerażenia i jakieś trzaski, a potem drugi strzał.W parę sekund później, gdy wbiegli do podziemnego baru, Wilson był już martwy, zabity strzałem między oczy, a Ramelly leżał na ziemi, z krwią tryskającą z nogi.Padawski i reszta stali niepewnie koło baru, trzymani pod pistoletem kalibru 38 przez młodą chirońską kobietę.Na sali było widać, że jeszcze kilku innych gości również wyciągnęło broń.Po kilku sekundach napięcia Padawski zrozumiał, że nie ma innego wyboru, jak skapitulować, SS zaś z chwalebną szybkością przybyła w chwilę potem.Wyglądało na to, że paru przyjaciół Padawskiego doszło do wniosku, iż kobiety chirońskie należą do towarów, które na Chironie są do wzięcia dla każdego, i dwóch z nich uparło się, by pchać się ze sprośnymi awansami do dwu dziewczyn w barze, choć kilkakrotnie i w sposób coraz bardziej zdecydowany powiedziano im, że dziewczyny nie są nimi zainteresowane.Żołnierze, mocno pijani, wpadli w gniew i stali się jeszcze bardziej grubiańscy, nie zwracając uwagi na surowe ostrzeżenia z sali.Wywiązała się sprzeczka, w czasie której Ramelly chwycił jedną z dziewczyn i zaczął brutalnie szarpać.Wyciągnęła więc pistolet i przestrzeliła mu nogę.Na tym by się prawdopodobnie skończyło, gdyby nie Wilson, który też chwycił za broń i skierował ją na Chirończyków zbliżających się, by interweniować.Na to inny Chirończyk z głębi sali zastrzelił go na miejscu.Major SS skończył właśnie dyktowanie do kombloku notatki o zeznaniu ostatniego świadka i podszedł do miejsca, gdzie siedziały dwie młode kobiety i mężczyzna.Gdy spojrzeli na niego, nie wyglądali ani na zalęknionych, ani na skruszonych, choć w ich minach nie było także nic wyzywającego.Czyn był niemiły, lecz konieczny - zdawały się mówić ich twarze - i nie było w nim nic, by czuć się winnym.Co najwyżej, podobnie jak inni Chirończycy, którzy się temu przyglądali, byli zaciekawieni, jak Ziemianie wybrną z tej sytuacji.- Jeden z naszych ludzi został zabity i istnieje ustalona procedura, do której musimy się zastosować - oświadczył ma­jor.- Rozkazy, jakie otrzymałem wymagają, abym was troje zabrał z nami.Ułatwiłoby wszystkim sprawę, gdybyście się do tego zastosowali.Przykro mi, ale nie mam innego wyboru.- Czy ma pan zamiar, majorze, wymusić zastosowanie się do tych rozkazów, gdybyśmy odmówili? - zapytał Chirończyk, który zastrzelił Wilsona.Gibki i muskularny, miał wąską, ale wyrazistą twarz.Ubrany był w ciemny strój, raczej praktyczny niż wyszukany i dobrze dopasowany, choć nie krępujący ruchów.Colmanowi przypominał czarny charakter ze starych westernów.Chirończyk zachowywał się łagodnie i mówił lekkim tonem, przez co jego wypowiedź brzmiała po prostu jak pytanie, a nie wyzwanie.Major popatrzył mu w oczy stanowczym wzrokiem.- Moim obowiązkiem jest wykonywać rozkazy najlepiej, jak potrafię ­odpowiedział wymijająco.Ton jego głosu sugerował, że tak jak wszyscy uważa okoliczności za pożałowania godne, ale nie może pójść na żaden kompromis.Okazało się, że ten pokaz taktu załatwia sprawę.Chirończyk patrzył mu w oczy jeszcze przez chwilę, po czym skłonił głowę na znak zgody.- Doskonale.- Colman w głębi duszy westchnął z ulgą.Kobiety w wyraźny sposób pozwalały mężczyźnie mówić także w ich imieniu.Wymieniły szybkie, ledwie widoczne skinienia, wstały i zabrały swoje rzeczy.Dwóch SS - uranów podeszło, by im dopomóc, z objawami szacunku, które Colman uznał za za­dziwiające.Major wahał się przez chwilę, po czym rzekł: - Ach.biorąc pod uwagę okoliczności, byłoby lepiej, gdyby pan pozwolił nam nieść pański pistolet.Czy nie ma pan nic przeciw temu?- Czy chce pan przez to powiedzieć, że jesteśmy więźniami? ­- zapytał Chirończyk.- Wolałbym nie używać tego określenia - odpowiedział major.- Nie jestem upoważniony do komentowania sytuacji prawnej.Ale oczywiście nasze władze będą chciały przeprowadzić śledztwo i broń będzie potrzebna jako dowód rzeczowy.- Zgodnie z w a s z y m i zwyczajami - zauważył Chirończyk, - Był to jeden z n a s z y c h ludzi - odpowiedział major.Chirończyk zastanowił się nad tym wyjaśnieniem, widać uznał je za wystarczające, skinął głową i oddał swój pistolet.Dziewczyna, która zraniła Ramelly'ego zrobiła to samo.Znamienne było, pomyślał Colman, że major nie zapytał jej towarzyszki, czy również posiada broń.Gdy strażnicy zaczęli podnosić na nogi Padawskiego i jego grupę, major podszedł do Colmana i pozostałych z kompanii “D", stojących wraz z Chirończykami, którzy byli z nimi na górze.Spisał już ich nazwiska i ustalił, że nie byli bezpośrednimi świadkami incydentu.- Wy, chłopcy, jesteście wolni - oznajmił.- Jeśli będzie przesłuchanie, możecie być wezwani na świadków.W takim razie właściwi ludzie skontaktują się z wami.- Będą wiedzieli, jak nas znaleźć - odpowiedział Colman.Komunikator kieszonkowy Kath zabrzęczał, wyjęła go więc, by odpowiedzieć.Dzwonił Adam, który już słyszał o wypadku i sprawdzał, czy jej i Colmanowi na pewno nic się nie stało.Colman zostawił ją rozmawiającą i podszedł tam, gdzie stała przy drzwiach Anita, obok towarzystwa gotującego się do odejścia.­Po co ty się zadajesz z tą bandą? - szepnął.- Postaraj się zmądrzeć, gdy się to wszystko skończy.Daj sobie z nimi spokój.Gdy na niego spojrzała, w jej oczach nie było skruchy ani wyrzutów sumienia.- To już nie twój interes - syknęła.- Tak się bawię i tak`żyję, jak mi się podoba.Colman parsknął pogardliwie.- Nazywasz to zabawą?- Wiesz, co mam na myśli.Oni nic nie zrobili.Tylko odrobinę za dużo wypili.Te dwie suki nie musiały zrobić tego, co zrobiły.- Może powinnaś się postarać spojrzeć na to z ich punktu widzenia - powiedział Colman.Oczy Anity zapłonęły.Szok zaczął ustępować i zmieniać się w złość.- Dlaczego miałabym to robić? Bruce właśnie został zastrzelony, Dan ma dziurę w nodze, a ty mówisz, żebym na to spojrzała z i c h punktu widzenia? Co z ciebie za człowiek? ­Posłała znad jego ramienia szyderczy uśmiech Kath, która właśnie chowała komunikator do kieszeni.- Już widzę dlaczego [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl