, H.P. Lovecraft Dagon 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie mogę powiedzieć nic na temat jego natury i sposobu w jaki znalazł się w moim posiadaniu.Było to ostatnie ogniwo wiążące mnie z rozdziałem życia, który uważałem za bezpowrotnie zamknięty.Stanowił więc dla mnie ogromną wartość.Niebawem zauważyłem, że dziwnie wyglądający Meksykanin wyraźnie się nim interesował - przyglądał mu się z wyrazem twarzy, który zdawał się świadczyć o czymś więcej, aniżeli o zwykłej chciwości czy zawiści.Widniejące na pierścieniu hieroglify zdawały się przywoływać w jego prostym, acz bystrym umyśle dziwne, mgliste wspomnienia, choć z całą pewnością nie mógł ich wcześniej oglądać.W ciągu kilku tygodni od swego przybycia do kopalni, Romero stał się nieomal moim wiernym sługą, mimo że byłem przecież jedynie zwykłym, szarym górnikiem.Nasze rozmowy były z konieczności ograniczone.Romero znał jedynie kilka słów po angielsku, ja zaś stwierdziłem, że mój oxfordzki hiszpański znacznie różnił się od patois peonów z Nowej Hiszpanii.Wypadek o którym mam tu opowiedzieć, był na dłuższą metę nie zapowiedziany.Pomimo iż Romero interesował mnie, a on z kolei wydawał się być przyciągany do mnie przez tajemniczy pierścień, sądzę, że żaden z nas nie spodziewał się tego, co nastąpiło po kolejnym wielkim wybuchu w kopalni.Geologiczne przewidywania zakładały rozszerzenie kopalni przez pogłębienie głównego szybu, od najniżej położonej części podziemnego wyrobiska.Kierownik, sądząc iż napotkają jedynie litą skałę nakazał założenie zwiększonego ładunku dynamitu.Ani ja, ani Romero nie byliśmy przy tym, toteż po raz pierwszy o niezwykłym odkryciu dowiedzieliśmy się od innych robotników.Ładunek - być może jeszcze silniejszy niż wcześniej postanowiono - zdał się wstrząsnąć posadami całej góry.Fala uderzeniowa wybiła wszystkie okna w barakach ustawionych na górskim zboczu, a górników znajdujących się w podziemiach dosłownie zbiła z nóg.Jezioro Klejnotów, położone powyżej miejsca zdarzenia, zafalowało jakby przeszło nad nim tornado.Przy bliższym zbadaniu okazało się, że pod miejscem gdzie założono ładunek, otwarła się nowa, mroczna czeluść, tak monstrualna, że do jej dna nie sięgały żadne ze znajdujących się w obozowisku lin, ani światło lamp.Zakłopotani górnicy udali się na dłuższą rozmowę z kierownikiem, który nakazał by do szybu zniesiono cały zapas lin, powiązano je i opuszczono w głąb czeluści w celu odkrycia i zbadania dna otchłani.Niedługo potem bladzi robotnicy powiadomili kierownika o swoim niepowodzeniu.Zdecydowanie, acz taktownie dali do zrozumienia, że nie wejdą już więcej do szczeliny ani nie zamierzają ponownie podjąć pracy w kopalni, dopóki otwór nie zostanie zasypany.Musieli najwyraźniej mieć do czynienia z czymś niewytłumaczalnym, bo jak sami stwierdzili, otchłań w głębi szybu zdawała się nie mieć końca.Kierownik nie ukarał ich, ani nie upomniał.Miast tego zamyślił się głęboko, zastanawiając się nad planami na kolejny dzień.Tego wieczora nocna zmiana nie podjęła pracy.O drugiej w nocy na górskim zboczu zaczął posępnie wyć samotny kojot.W odpowiedzi, gdzieś spomiędzy baraków, rozległo się szczekanie psa; nie sposób określić, czy pies szczekał na kojota czy na coś innego.Zanosiło się na deszcz.Wokół wierzchołków gór zbierały się burzowe chmury o dziwnych kształtach, przesuwające się chyżo po atramentowym niebie, które, spoza wielu warstw cirrostratusów, usiłował rozświetlić swym blaskiem blady sierp księżyca.Obudził mnie głos Romera, dochodzący z pryczy powyżej - głos przepełniony podnieceniem, napięciem i niepojętym dla mnie wyczekiwaniem.— Madre de Dios! El sonido.Ese sonido.Orga Vd! Lo oyte Vd?— Senior, Ten dźwięk!Nadstawiłem ucha, zastanawiając się o co mu chodziło.Słychać było jedynie kojota, psa i burzę, przy czym ta ostatnia wyraźnie przybierała na sile, a wiatr zawodził z coraz większą zaciętością.Za oknem baraku widać było bladosrebrzyste smugi błyskawic.Zwróciłem się do zdenerwowanego Meksykanina pytając go o odgłosy, które słyszałem.— El coyote? El perro? El viento? Romero nie odpowiedział.Wyszeptał tylko, z trwogą w głosie:— El ritmo, Senior.El ritmo de la tierra.— To pulsowanie w ziemi!Teraz i ja je usłyszałem; usłyszałem i nie wiedząc czemu wzdrygnąłem się.Gdzieś z ziemi, głęboko pode mną, dobywał się dźwięk, rytm, jak to określił peon, który choć słaby był w stanie zdominować wycie kojota, szczekanie psa czy zawodzenie nadciągającej burzy, nie sposób tego opisać; i bynajmniej nie zamierzam tego czynić.Być może dałoby sieje porównać do rytmu silników w maszynowni wielkiego okrętu, pulsowania wyczuwanego poprzez deski pokładu, ale nie było ono tak zimne, suche i mechaniczne - nie było pozbawione elementów życia i świadomości.Spośród wszystkich tych cech najbardziej uderzyło mnie poczucie niepojętej głębi.W myślach przemknął mi fragment z Glanvila, który Poe cytował z tak wstrząsającym efektem:„Ogrom, głębia i niezmienność Jego dzieł, które zawierają w sobie większą czeluść, aniżeli studnia Demokryta" [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl