,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W nocy z dwunastego na trzynastego sierpnia nastąpiło straszne wydarzenie - wokół farmy świastały kule a trzy z dwunastu wielkich psów Akeleya leżały martwe.Na drodze widniało mnóstwo śladów szponiastych łap, a wśród nich ślady stóp człowieka - Waltera Browna.Akeley natychmiast chwycił za słuchawkę chcąc zatelefonować do Brattleboro, aby przysłano mu więcej psów, ale nim zdążył coś powiedzieć, telefon umilkł.Pojechał więc samochodem do Brattleboro i tam dowiedział się, że konserwatorzy stwierdzili przecięcie głównego kabla w górach na północ od Newfane.Wyruszył do domu z kilkoma skrzynkami amunicji do automatycznej strzekby przeznaczonej na dużą zwierzynę i wzbogacony o cztery nowe, piękne psy.List został napisany w Brattleboro i dotarł do mnie bez żadnej zwłoki.Przestałem przejawiać do tej sprawy stosunek naukowy, zacząłem wykazywać alarmująco osobiste zaangażowanie.Obawiałem się o Akeleya żyjącego samotnie w odosobnionej farmie, ale też zacząłem obawiać się o siebie, jako że bezpośrednio związałem się z wszystkim co dotyczy tych istot w górach.Sprawa przybierała coraz większy zasięg.Czy i mnie także wciągnie i pochłonie ? W odpowiedzi na list Akeleya nakłoniłem go do szukania pomocy i wspomniałem, że jeżeli on tego nie zrobi, to ja się tym zajmę.Napisałem też, że przyjadę do Vermont wbrew jego życzeniom i pomogę mu wytłumaczyć wszystko odpowiednim władzom.Otrzymałem na to telegram z Bellows Falls następującej treści:Doceniam Pańskie stanowisko ale nic zrobić nie mogę proszę nie podejmować żadnych kroków bo to zaszkodzi nam obu i czekać na wyjaśnienie.Henry Akeley.Sprawa jednak przybierała coraz gorszy obrót.W odpowiedzi na mój telegram otrzymałem wstrząsający list od Akeleya ze zdumiewającą wiadomością, że nie tylko nie wysyłał do mnie żadnego telegramu, ale nie otrzymał też listu ode mnie, na który odpowiedzią miał być telegram.Przeprowadził pospiesznie śledztwo w Bellows Falls i dowiedział się, że telegram został nadany przez jasnowłosego mężczyznę o grubym, monotonnym głosie, ale niczego więcej nie zdołał się dowiedzieć.Urzędnik pokazał mu oryginalny tekst wypełniony ołówkiem, lecz pismo było Akeleyowi nieznane.Zauważył tylko, że w podpisie był błąd - Akely, bez drugiego "e".Nasuwały się nieuniknione przypuszczenia: świadczyło to o zbliżaniu się kryzysu, ale mimo to nie zaprzestał dociekliwych badań.Poinformował mnie, że znowu zostały zabite psy, i że kupił następne a strzały stały się nieodłącznym elementem bezksiężycowych nocy.Ślady Browna a także ślady innych stóp ludzkich w butach widniały teraz pośród śladów szponiastych łap na drodze i na tyłach farmy.Akeley przyznał, że źle sprawy stoją; planował więc, że wkrótce przeniesie się do Kalifornii, gdzie zamieszka z synem, bez względu na to czy zdoła sprzedać starą farmę, czy nie.Trudno jednak opuszczać to jedyne miejsce, które zawsze było domem.Sprubuje jeszcze trochę przeciągnąć swój pobyt, może odstraszy natrętów, zwłaszcza jeżeli zrezygnuje z dalszych poczynań w celu zgłębienia ich tajemnic.Odpisałem natychmiast, raz jeszcze ponawiając chęć pomocy i przyjazdu do niego, abyśmy wspólnie powiadomili włądze o zagrażającym mu niebezpieczeństwie.W kolejnym liście zdawał się już mniej sprzeciwiać wyjazdowi niż dotychczas, napisał jednak, że chciałby odłożyć te kroki na poźniej, dopóki nie upożądkuje wszystkiego i nie pogodzi się z myślą, że opuszcza umiłowany dom rodzinny.Ludzie patrzą niechętnie na przeprowadzane przez niego badania i dociekliwe spekulacje, wolałby więc wyjechać spokojnie i nie wywoływać zamieszania we wsi, w której mogłyby potem krążyć pogłoski o jego niepoczytalności.Przyznawał, że ma już tego dość, ale chce opuścić to miejsce w sposób godny.List otrzymałem 28 sierpnia i natychmiast wysłałem odpowiedź starając się mu dodać otuchy.Poskutkowało, bo w następnym liście nie opisywał już tych okropności.Nie był jednak optymistycznie nastawiony i wyrażał przekonanie, że jest stosunkowo spokojnie tylko dzięki pełni księżyca, która powstrzymuje te stwory od dalszej działalności.Miał nadzieję, że podczas najbliższych nocy niebo będzie bezchmurne i wspominał coś mgliście o tym, że kiedy księżyca zacznie ubywać wsiądzie na statek w Brattleboro.Znowu więc napisałem żeby, go podnieść na duchu, ale piątego września otrzymałem list od Akeleya; nasze listy najwyraźniej się minęły.Tym razem nie stać mnie już było na słowa otuchy.Ze względu na wagę zawartych w tym liście wiadomości, podam go w pełnym brzmieniu - odtwarzam z pamięci tekst napisany drżącą ręką.A oto co następuje:PoniedziałekDrogi WilmarthieDość ponure PS do mojego ostatniego listu.Ubiegłej nocy niebo zakryły gęste chmury - choć nie padał deszcz - przez które nie przebijał nawet skrawek księżyca.Stwory przystąpiły do ostrego ataku i sądzę, że wbrew naszym nadzieją zbliża się koniec.Po północy coś wylądowało na dachu mego domu a psy natychmiast rzuciły się ku temu czemuś.Słyszałem jak szczekały i miotały się zapamiętale, po czym jednemu udało się skoczyć na dach z niskiej przybudówki.Rozpętała się zaciekła walka podczas której dobiegło mnie straszne i niezapomniane bzyczenie.Po chwili rozniósł się oszałamiający fetor.Jednocześnie posypały się przez okno kule, które omal mnie nie dosięgły.Myślę, że kiedy psy zajęte były toczącą się na dachu walką, całe stado tych stworów zbliżyło się do samego domu.Co się tam działo na dachu, nie mam pojęcia, ale obawiam się, że te istoty nauczyły się lepszego posługiwania się skrzydłami na ziemi.Zgasiłem światło i z okien zrobiłem strzelnice.Kierując strzelbę wysoko, żeby nie trafić w psy, sypałem kulami wokół domu.W ten sposób przetrwałem najazd ale rano znalazłem na podwórku wielkie kałuże krwi, tuż obok kałuży ochydnej zielonej cieczy, która zionęła smrodem, jakiego jeszcze wżyciu nie wąchałem.Wspiąłem się na dach, gdzie również znalazłem ślady tej cuchnącej materii.Pięć psów zostało zabitych - jednego chyba ja sam trafiłem wycelowawszy zbyt nisko, bo trafiony był w grzbiet.Teraz wstawiam szyby, które zostały potłuczone i wybieram się do Brattleboro po więcej psów.Wydaje mi się, że ludzie w zakładzie dla psów uważają mnie za szaleńca.Wkrótce znowu napiszę.Sądzę, że za jakiś tydzień albo dwa będę gotów wyrószyć do Kalifornii, choć sama myśl o tym dobija mnie.Pisane w pośpiechuAkeleyNie był to jedyny list Akeleya, który minął się z moim.Nazajutrz rano - szóstego września - otrzymałem następny; pisany był w tak strasznym pośpiechu, że po przeczytaniu straciłem całą odwagę i nie wiedziałem co powiedzieć ani też co zrobić.I znowu będzie chyba najlepiej, jeśli zacytuję go w całości, odtwarzając wszystko jak najwierniej z pamięci.WtorekChmury nie ustępują, księżyc wciąż nie świeci - i niechybnie pełni ubywa.Założyłbym elektryczność i zainstalował reflektor, ale wiem, że natychmiast przecięliby kabel, nie nadążyłbym z naprawą.Wydaj mi się, że popadam w obłęd.Bardzo możliwe, że wszystko, co dotychczas napisałem, to po prostu sen albo objaw szaleństwa.To, co się dotąd zdarzyło, było straszne, ale to co dzieje się teraz, jest nie do zniesienia.Ubiegłej nocy rozmawiali ze mną.tym wstrętnym bzyczącym głosem.nie śmiem powtórzyć tego co mi mówili.Słyszałem wyraźnie mimo szczekania psów, a nawet w pewnej chwili pomógł im ludzki głos.Trzymaj się od tego jak najdalej, Wilmarthie.to jest tak okropne, że przekracza Pańską i miją wyobraźnię [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Archiwum
|