, Grisham John Wspolnik (3) 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wtedy mieliśmy jeszcze spore fundu-sze, przystaliśmy więc na tę propozycję.Tenże klient zaproponował kilka wstęp-nych wskazówek po przystępnej cenie.Kupowaliśmy je kolejno, a po sprawdzeniuwychodziło na jaw, że jego informacje są zdumiewająco dokładne.Owa tajemni-cza osoba musiała wiedzieć bardzo dużo na temat Lanigana, znała dokładnie je-go kolejne adresy, tryb życia, przybrane nazwiska.Wyglądało to na ukartowany,przemyślny spisek.Szybko nabraliśmy przeświadczenia, czym to się musi skoń-czyć.Z zainteresowaniem czekaliśmy na ostateczną propozycję.I ta w końcu zo-stała złożona.Za milion dolarów tajemniczy informator podał nam aktualny adres,dołączając do tego kilka świeżo wykonanych fotografii, przedstawiających zbiega331 myjącego swój samochód, czerwonego volkswagena  garbusa.Pieniądze zostaływypłacone i schwytaliśmy Lanigana. Kto był owym tajemniczym klientem tamtej firmy?  zainteresował sięMcDermott. To mnie właśnie dręczy.Wszystko wskazuje na tę brazylijską prawniczkę.Sandy w pierwszej chwili chciał wybuchnąć głośnym śmiechem, zdołał sięjednak opanować, z jego gardła wydobył się tylko stłumiony pomruk.Natych-miast przypomniał sobie, jak Leah opowiadała mu o nawiązaniu kontaktu z agen-tami Pluto Group, którzy otrzymali zadanie śledzenia poczynań Stephano kieru-jącego poszukiwaniami Patricka. Gdzie ona teraz jest?  zapytał detektyw. Nie wiem  odparł Sandy.Znał na pamięć numer telefonu londyńskiego hotelu, nie zamierzał go jednaknikomu ujawniać. W sumie zapłaciliśmy temu informatorowi milion sto pięćdziesiąt tysięcydolarów.Nie daje mi jednak spokoju podejrzenie, iż pertraktowaliśmy z judaszem. Mimo wszystko sprawa została zamknięta.Czego pan po mnie oczekuje? Jak już mówiłem, kierowała mną czysta ciekawość.Byłbym wdzięczny zatelefon, gdyby udało się panu poznać prawdę.Nie mam już w tym żadnego inte-resu, ale coś mi się zdaje, że nie będę mógł spać spokojnie, jeśli się nie dowiem,czy to rzeczywiście ta prawniczka wzięła od nas pieniądze za informacje.Sandy obiecał, że zatelefonuje, jak się czegoś dowie, i Stephano wyszedł.Szeryf Raymond Sweeney podczas lunchu usłyszał plotkę o bulwersującejumowie i bardzo mu się to nie spodobało.Zadzwonił najpierw do Parrisha, potemdo sędziego Trussela, obaj jednak byli zbyt zajęci, żeby udzielać mu wyjaśnień.Agenta Cuttera nie zastał w biurze.Postanowił zatem udać się do gmachu sądu.Zajął miejsce w korytarzu, w po-łowie drogi między gabinetami obu zaangażowanych sędziów, wychodząc z za-łożenia, że gdyby plotka miała się okazać prawdziwa, on powinien się znalezćw samym centrum wydarzeń.Zwrócił jednak uwagę na szepczących między sobąstrażników i woznych, zatem coś naprawdę musiało się tu święcić.Około czternastej kolejno pojawili się na piętrze nadzwyczaj poważni prawni-cy.Ale wszyscy w milczeniu znikali w gabinecie Trussela.Zdenerwowany Swe-eney po dziesięciu minutach zapukał do drzwi.Bezceremonialnie przerwał na-radę, żądając wyjaśnień dotyczących losów jego więznia.Trussel spokojnie wy-tłumaczył mu, że oskarżony przyznał się do winy i według niego, jak równieżw zgodnej opinii pozostałych uczestników zebrania, owo przyznanie się zostanieprzyjęte, co leży w najlepiej pojętym interesie całego wymiaru sprawiedliwości.Sweeney miał jednak w tym względzie własne zdanie.332  No to wszyscy wyjdziemy na idiotów.Plotka już obiegła całe miasto.Zamiast wsadzić za kratki przebiegłego oszusta pozwolimy mu się wykupić odwszelkich zarzutów.Potraktował nas jak marionetki. Więc co proponujesz, Raymondzie?  zapytał prokurator. Cieszę się, że ktoś w końcu postawił to pytanie.Najpierw przeniósłbymoskarżonego do więzienia, żeby przez jakiś czas posmakował życia wśród innychkryminalistów.A potem bym go osądził i wymierzył najwyższą karę. Za jakie przestępstwo? W końcu ukradł pieniądze z banku, prawda? No i spalił we wraku samo-chodu zwłoki.Nie powinno się za to odsiedzieć z dziesięciu lat w Parchman? Takbyłoby sprawiedliwie. Nie ukradł pieniędzy na naszym terenie, nie podlega więc naszej jurys-dykcji  wyjaśnił sędzia. To sprawa służb federalnych, które już wcześniejwycofały oskarżenie.Sandy siedział w rogu gabinetu.Udawał, że całkowicie pochłania go lekturajakichś papierków. To znaczy, że ktoś nie dopełnił swoich obowiązków, prawda? Ale to nie nasza sprawa  wtrącił Parrish. Wspaniale.W takim razie opowiedzcie tę bajeczkę ludziom, którzy na wasgłosowali.Zwalcie całą winę na służby federalne, bo to przecież nie nasza sprawa,nie nasz teren.A co ze spaleniem zwłok? Wyjdzie na wolność po przyznaniu zeskruchą, że tego dokonał? Uważasz, że powinniśmy go ścigać na podstawie prawa karnego?  zapy-tał Trussel. Oczywiście, że tak. Zwietnie.W takim razie poradz nam jeszcze, w jaki sposób mielibyśmy toudowodnić?  burknął Parrish. Ty jesteś prokuratorem.To twoje zadanie. Owszem, ale to ty nam przerywasz takim tonem, jakbyś wszystko wiedział.Dlatego powinieneś zdradzić, jak miałbym udowodnić popełnienie tej profanacji. Przecież już się przyznał, prawda? Tak, ale czy sądzisz, że jeśli wytoczymy proces karny i postawimy Lani-gana przed ławą przysięgłych, to wtedy również się przyzna? Taką strategię maszdo zaproponowania? Na pewno się nie przyzna  podsunął ochoczo Sandy.Sweeneyowi krew uderzyła do twarzy, z każdą chwilą robił się coraz bardziejczerwony.Kilka razy machnął rękoma w powietrzu, przenosząc wzrok z Parrishana McDermotta i odwrotnie.Dotarło do niego, że prawnicy we własnym gronie wszystko już ustalili.I wte-dy stracił panowanie nad sobą. Kiedy to ma się stać?!  warknął.333  Dziś po południu  odparł sędzia.Tego Sweeneyowi było już za wiele [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl