, Fowles John Mag (3) 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Ale ona chce się znów z tobą zobaczyć?- Głównie z ciekawości.Wie pan, jakie są kobiety.I prawdopodobnie dlatego, że mężczyzna, z którym teraz jest, wyjechał na parę dni z Londynu.- Proszę mi wybaczyć.Nie będę się więcej wtrącał.Oczywiście, musisz postąpić według własnego uznania.Odwróciłem się, żałując, że się w ogóle odezwałem i Conchis zawołał mnie po imieniu.Stojąc w drzwiach sali muzycznej obejrzałem się.Obdarzył mnie ojcowskim spojrzeniem i powiedział, a brzmiało to jak rozkaz:- Jedź do Aten, przyjacielu.- Spojrzał na wschód.- Guai a chi la tocca.Bardzo słabo znałem włoski, ale zrozumiałem, o co mu chodzi.Poszedłem do mego pokoju, rozebrałem się, wziąłem w łazience prysznic ze słonej wody.Intuicyjnie wiedziałem, co naprawdę chciał mi powiedzieć.Julie nie była dla mnie; nie dlatego, że była duchem, czy schizofreniczką, czy też jakąś inną postacią maskarady, zwyczajnie nie była dla mnie.Było to ostateczne ostrzeżenie, ale nie da się ostrzec człowieka, który odziedziczył skłonność do hazardu.Po prysznicu położyłem się nago na łóżku i wpatrywałem w sufit, usiłując wywołać obraz twarzy Julie, jej wywinięte rzęsy, dotyk jej ręki i ust, dotyk jej ciała, jakże krótki, kiedy się całowaliśmy, a potem obraz ciała jej siostry, które widziałem poprzedniego dnia wieczorem.Wyobrażałem sobie, że Julie podchodzi do mnie, tu w mojej sypialni, a może w piniowym lasku, ciemność, pustka, gwałt, ale gwałt z przyzwoleniem ofiary.Przez chwilę byłem satyrem, ale przypomniawszy sobie, jaki go spotkał los, zrozumiałem ukryty sens tej opartej na klasycznych motywach pantomimy i zdecydowałem, że rozsądniej będzie dać spokój i ubrać się.Ja także zaczynałem uczyć się czekać.36Kolacja nie była najmilsza.Ledwie się pojawiłem, Conchis jeszcze raz zbił mnie z tropu podając mi książkę.- Moje artykuły.Leżały na innej półce.Była to cienka książeczka bez tytułu, oprawiona niedbale w zielone płótno.Otworzyłem ją; stronice różniły się formatem i czcionką; były to wyraźnie wycinki z rozmaitych pism francuskich.Zobaczyłem datę: 1936 rok.Parę tytułów: Wczesne rokowania łagodnej schizofrenii.Wpływ zawodu na syndromy paranoi.Eksperyment psychiatryczny w stosowaniu stramonium.Spojrzałem na Conchisa.- Co to jest stramonium?- Datura.Wywołuje halucynacje.Położyłem książkę.- Bardzo się na tę lekturę cieszę.Zresztą okazało się, że jako dowód przestała mi być potrzebna.Pod koniec kolacji byłem przekonany, że Conchis wie o psychiatrii znacznie więcej, niż mógłby wiedzieć interesujący się nią amator, i że znał Junga.Oczywiście nie oznaczało to, że muszę mu wierzyć w sprawie Julie.Próbowałem sprowadzić rozmowę na jej temat, ale on był stanowczy - im mniej będę wiedział o jej przypadku, tym lepiej - obiecał jednak, że z końcem lata dowiem się wszystkiego.Chciałem protestować, ale zanadto bałem się mojej wzrastającej niechęci ku niemu, bałem się tego rodzaju konfrontacji, w której mógłbym stracić wszystko, usłyszeć, że nie mam tu po co wracać.Czułem zresztą, że jeśli zacznę nalegać, to jeszcze bardziej zaciemni wszystko; ma na pewno przygotowanych wiele kłamstw.Za najlepszą strategię uznałem odpowiadanie tajemniczością na tajemniczość, pocieszało mnie, że i on także unika dalszej rozmowy na temat Aten i Alison, bojąc się, by nie doszło do spięcia.Tak minęła kolacja, pozornie przysłuchiwałem się mądrym wywodom starego lekarza, a naprawdę odgrywałem rolę myszy, z którą igra kot.Cały czas siedziałem jak na rozżarzonych węglach marząc o pojawieniu się Julie i ciekaw oczekującej mnie tego wieczoru próby.Lekki powiew meltemi kołysał płomieniem lampy, który chwilami drżał i niemal gasł, co wydawało się powiększać nastrój niepokoju.Ale Conchis zachowywał całkowity spokój i swobodę.Kiedy sprzątnięto ze stołu, nalał mi kieliszek jakiegoś jasnego płynu z małej pękatej butelki.- Co to?- Raki.Z Chios.To bardzo mocny alkohol.Chcę, żeby ci zaszumiało w głowie.Przez całą kolację namawiał mnie do picia ciężkiego wina rosé z Antykythery.- Żebym utracił krytycyzm?- Żebyś stał się bardziej podatny.- Przeczytałem pańską broszurę.- I uznałeś, że to nonsens?- W każdym razie trudno by to było zweryfikować.- Jedynym naukowym kryterium rzeczywistości jest jej sprawdzalność.Ale nie oznacza to, że nie może istnieć rzeczywistość nie nadająca się do zweryfikowania.- Czy pańska broszura znalazła oddźwięk?- Napisało do mnie wiele osób.Oczywiście nie te, o które mi chodziło.Nędznicy, którzy jak sępy żerują na ludzkim pragnieniu rozwiązania ostatecznych tajemnic.Spirytyści, jasnowidzowie, aportyści, kosmopatycy - cała ta galčre.- Spojrzał na mnie ponuro: - Tak, oni do mnie napisali.- A naukowcy nie?- Nie.Pociągnąłem łyk raki; żywy ogień, był to niemal czysty spirytus.- Mówił pan, że ma pan dowody.- Miałem.Ale niełatwe do przekazania [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl