, Erle Stanley Gardner Sprawa falszywego obrazu (2) 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Tyle się domyślam — powiedział oschle i c/,ck;il na ciąg dalszy.Milczała jednak, popijając kawę małymi łykami, /, wyrazem tępej rezygnacji.— Dobrze.Zacznijmy z innej beczki.Kto to jest Phoebe Stiglcr?— Moja siostra.— Zamężna?— Tak, tak.'— Czy związek jest udany?— Bardzo.— Jak się nazywa jej mąż?— Homer Hardin Stigler.Jest finansistą i handluje nieruchomościami w Eugenc.— Co Durant miał na panią?— Nie mogę panu powiedzieć.Nie powiem.— Dlaczego?— Bo.tego nikomu bym nie powiedziała.— Niechże pani da spokój.Świat się przecież zmienił od czasu, gdy różowa kartka w pamiętniku pensjonarkimogła.— Niech pan przestanie! — krzyknęła.— Nie chodzi o te sprawy.W końcu nie jestem pensjonarką, panie Mason.Pracowałam jako modelka pozująca malarzom.Nie jestem świętoszką ani idiotką.Mason przyjrzał się jej uważnie i zaryzykował strzał w ciemno: — Wiem — powiedział jakby chciał okazać współczucie — pewnie chodzi tu nie o panią, lecz o panisiostrę.Skamieniała, jakby poraził ją prąd.— O czym panmówi? Co panu wiadomo?— Wiem dużo — zapewnił Mason.— I dowiem się więcej — jeśli będę musiał.— Jak pan to wszystko odkrył?— Tak jak zawsze.Muszę zapłacić, ale zdobywani w ten sposób informacje.Skąd wiedziałem, że pani tu jest? Skąd wiedziałem, że telegrafowała pani do siostry, żeby przysłała dwadzieścia pięć dolarów na okaziciela? Skąd wiedziałem, gdzie panią szukać? Skąd wreszcie wiedziałem, że wczoraj wieczorem w Bakcrsfield nie mogła pani znaleźć motelu, który by nie był dla pani za drogi?— No więc skąd pan lo wszystko wie?— Mam swoje sposoby.Muszę to robić.Jeśli zechce mi pani opowiedzieć o swojej siostrze, spróbuję pani pomóc, o ile to możliwe.Jeżeli pani odmówi, i tak się dowiem, ale wtedy proszę nie liczyć na żadne wzglę-dy.— Niech pan nie pyta.proszę nie pytać, zwłaszcza o sprawy związane z Eugene.Głos się jej załamał, jakby sama myśł o tym napełniała ją przerażeniem.— W takim razie proszę mi powiedzieć tyle, ile pani może, żebym przynajmniej wiedział, jak dalej postępować.Maxine wahała się jakiś czas, po czym nalała sobie kawy i przymknęła powieki ze zmęczenia.— Panie Mason, nie mam już siły walczyć.Ja.nie, nie powiem panu.Nie mogę.Ale Durant miał na mnie haka.— I musiał mieć dobry atut — uzupełnił Mason.— Nazwał obraz falsyfikatem i kazał to pani rozpowiedzieć.Po wniesieniu sprawy miała pani zniknąć i stać się nie­uchwytną.Ile razy wykonał ten numer?— Nigdy, jak dotąd.Nie słyszałam, żeby coś takiego robił.— Co pani powie o obrazie, któiy sprzedał Lattimer Rankin.a który miał być falsyfikatem?— Nie rozumiem tego.Coś tutaj nie pasuje.— Proszę mówić dalej.Jak to było?— Cóż, poszliśmy na to przyjęcie i Durant powiedział mi; że obraz jest falsyfikatem.Byłam wściekła, bo to Rankin sprzedał ten obraz, a ja wiedziałam, że on by się nic dał w to wrobić.Nie podobało mi się, że Durant mówi o tym w len sposób — powiedziałam mu to.Najpierw zachęcał, żebym powtórzyła Rankinowi jego opinię, a potem kazał mi to zrobić.— Jak było dalej?— Po chwili namysłu poszłam do pana Rankina.Nie miałam zamiaru powtarzać rozmowy z Collinem, zapytałam go jednak, czy istnieje najmniejsze choćbypodejrzenie co do autentyczności obrazu.Rankin skoczył jak oparzony i chciał koniecznie wiedzieć, dlaczego o to pytam.W końcu wyciągnął ode mnie całą historię i wpadł we wściekłość.— Przestraszyłam się.Nie mogłam dopuścić, żeby Collin się na mnie rozgniewał.Toteż powiedziałam mu o rozmowie z Rankinem.— Zdenerwował się?— Przeciwnie, był zadowolony.Oświadczył, że zrobiłam dokładnie to, czego oczekiwał.Kazał mi przy tym obstawać i gdyby Rankin skierował sprawę do sądu, a ja zostałabym wezwana na świadka, to miałam wszystko dokładnie po­wtórzyć pod przysięgą.— Chciał, żeby Rankin poszedł do adwokata.Nie posiadał się z radości, przynajmniej na początku.—~-A potem?— No cóż, moja rozmowa z Rankinem nadała bieg wypadkom.Później pan mnie wezwał do biura, stawiał pytania i kazał podpisać oświadczenie.— I co dalej?— Może pańska sekretarka.Delia Street, tego nie pamięta, ale podczas gdy redagowała moje oświadczenie, zapytałam, czy mogę zadzwonić do znajomego.Tym zna­jomym był Collin Durant.Powiedziałam mu, że jestem w pańskim biurze i że sekretarka przygotowuje oświad­czenie do podpisu.— Jak zareagował?— Roześmiał się mówiąc, że właśnie na to czekał i kazał mi podpisać.Chciał, żebym była świadkiem.— Co było później?— Później wniesiono sprawę j urządzono tę konferencję prasową, po czym zjawił się u mnie Durant i kazał mi wyjechać.— I miało to miejsce wczoraj wieczorem?— Tak.Wszystko działo się tak szybko, że wydaje się, jakby minęły tygodnie.Tak", to było wczoraj.— A teraz ważne pytanie.— Mason zawiesił głos.— Bardzo ważne.O której Durant zjawił się u pani?— Około szóstej.— A więc godzinę albo półtorej przed spotkaniem ze mną.— Był wczoraj u pana?— Tak.podszedł do mnie w restauracji i powiedział, że pani szuka rozgłosu, że robi pani zamieszanie chcąc upiec przy tym własną pieczeń i że żadna dziwka, jak się wyraził, nie będzie kalać jego opinii po to tylko, żeby się pokazać światu.— Kiedy to było?— Nic później niż o wpół do ósmej.— Nie rozumiem tego.On chciał, żebym poszła do Rankina.— Żeby to było jasne — Durant przyszedł wczoraj wieczorem i kazał pani wyjechać, czy tak?— Powiedział, że muszę zniknąć, tak.Ze muszę wyje­chać z miasta, aby nikt mnie nie znalazł.Oznajmił, że nie wolno mi się ujawnić, bo wtedy muszą się zadowoJić pisem­nym oświadczeniem.Że nie mogę wystąpić jako świadek; że muszę pojechać tam, gdzie mnie pan nie znajdzie.— I zaraz ruszyła pani w drogę?— Nie, nic.Miał przyjść jeszcze raz.— Po co?— Z pieniędzmi.— Dla pani?— Tak.— Żeby panią przekupić?.— Nie.Na podróż.Miałam wyruszyć w drogę, pojechać do Meksyku i zniknąć.— A on zamierzał pokryć koszty podróży?— Właśnie.— Kiedy miał przywieźć pieniądze?— No więc zjawił się około szóstej i powiedział, że jeżeli je zdobędzie, to przyjdzie za jakąś' godzinę.Gdyby nie wrócił z pieniędzmi w ciągu godziny, miałam wyjść z domu, udać się na dworzec autobusowy i czekać tam na niego.Dodał, że jeśli nie zastanie mnie w domu, będzie mnie szukał na dworcu.— Nie przyszedł do domu?— Bynajmniej.— Więc co pani zrobiła?— Czekałam dobrą godzinę, a polem wyszłam i po­jechałam na dworzec, tak jak mi kazał.Byłam przerażona.Nie miałam prawie żadnych pieniędzy na podróż, a Collin nakazał mi uciekać.Z nim nie było żartów.— Miała się pani ukryć gdzieś, gdzie bym pani nie znalazł?— Tak.Mówił,, że będzie pan usiłował zdobyć moje zeznania, a do tego nie może dopuścić.— I mimo to skontaktowała się pani ze mną?— Tak.— Obawiam się.że nie rozumiem.— Naprawdę? Nie mogłam do pana dzwonić z domu ani skądś, gdzie by mnie przyłapał.Ale pan był tak sympatyczny.Nie chciałam pana zawieść.Więc pojecha­łam na stację.Miałam się tam z nim spotkać, jeśli nic zjawi się u mnie w domu w ciągu godziny.Kazał mi czekać na dworcu do ósmej.— I zaryzykowała pani telefon do mnie?— Tak.Chciałam powiadomić pana o wyjeździe.U-znalam.że zasługuje pan na to.Pamiętałam, że po pracy mam dzwonić do Agencji Detektywistycznej Drake'a, toteż zatelefonowałam tam i powiedziałam, że muszę się jakoś z panem skontaktować [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl