, dołęga mostowicz tadeusz doktor murek zredukowany 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tutaj u góry inni już byli ludzie niż w szarych szere-gach.Znacznie mniej robotników i znacznie więcej inteligentów, sporo %7łydów.Wśród nichnie brakło osobistości znanych: lekarzy, adwokatów, dziennikarzy, pisujących w wydawnic-twach bynajmniej nie komunistycznych.Ku swemu miłemu zdziwieniu, Murek spotkał tujednego z inżynierów z warsztatów kolejowych, którego uważał dotychczas za endeka, a na-wet za monarchistę.Centralne biuro było świetnie zamaskowane.Mieściło się mianowicie w lokalu specjalniew tym celu założonej firmy handlowej, zajmującej się wynajmem filmów.Ma się rozumieć,przedsiębiorstwo to nie dawało zysków, jednak deficyty były minimalne.Tutaj też, zainteresowawszy się zródłem, z którego owe deficyty pokrywano, Murek do-wiedział się po raz pierwszy, że budżet partii zaledwie w pięciu procentach pokrywa się zeskładkami członkowskimi, reszta zaś przychodzi z Moskwy.Był zaskoczony tą wiadomością,która mu się bynajmniej nie podobała.Nie podobała się zaś tym bardziej, że dystrybucja tychwielkich funduszów znajduje się w ręku trzech członków CKW, którzy wyliczają się z wy-datków tylko delegatowi Kominternu.Zresztą wszystko tu musiało być dawane i brane  na wiarę , gdyż pokwitowania wysta-wiano tylko w bardzo rzadkich, wyjątkowych wypadkach.Przez ręce samego Murka prze-chodziły obecnie różne kwoty, lecz nie mogąc pogodzić się z systemem bezdowodowym,wypłacał zawsze przy świadku.Członek CKW, adwokat Szeps, noszący w partii pseudonim Zamojski, śmiał się z tej skru-pulatności Murka: O zbyt wielkie rzeczy tu chodzi, towarzyszu, by zawracać sobie głowę takimi głupstwami.Nie przekonało to Murka, nie miał zresztą prawa wtrącać się do zwyczajów i dyscypliny wCentralnym Komitecie Wykonawczym, do którego nie należał i którego ściślejszej organiza-cji nawet nie znał.W tym czasie miał jeszcze jeden kłopot: musiał nauczyć się strzelać.Zbyt często miewałprzy sobie ważne dokumenty, zbyt łatwo mógł wpaść w oko wywiadowcom, by ryzykowaćwsypę bez próby obrony podczas ucieczki.Otrzymał doskonały i niezawodny nagan a ćwi-czył się w strzelaniu na tyłach posesji Jakóbiaka przy ul.Ciemnej za halą fabryczną.W halisztancownice pracowały tak głośno, że strzały nie mogły zwrócić niczyjej uwagi.Ta nauka szła Murkowi niesporo.Już samo noszenie ciężkiego rewolweru w kieszeni niesprawiało mu przyjemności, a to, że nosi przy sobie broń, musiało ludziom wprawnym rzucaćsię w oczy, bo na przykład pan Piekutowski, zerknąwszy raz na rozbierającego się Murka, zuśmieszkiem zapytał: A spluwa partyjna? Pożyczyłem od kolegi  bąknął Murek. Frajer z pana  westchnął Piekutowski. A mógłby pan do czegoś dojść.Tylko nie przeztych tam.Nie było to pierwsze nagabnięcie ze strony współlokatorów.To Majster, to pan Piekutow-ski od czasu do czasu wymawiali dwuznaczne stówka, dając Murkowi do zrozumienia, żewciągnęliby go do towarzystwa.Raz czy dwa razy zapraszali go nawet na  ochlaj z racji jak mówili  że się im kryzys poprawił.Domyślił się.co to znaczyło i dlatego właśnie stroniłod nich.Od nich i od Arletki, która niewątpliwie należała do  ferajny , pozostającej pod ko-mendą jej narzeczonego.Nie wiedział, czy Arletka pomagała im czynnie, ale był przekonany,że jeżeli nawet tak, to działa pod przymusem, pod grozbą i wbrew woli.Aż nadto wyraznie dawała to Murkowi do zrozumienia.Wyzyskiwała każdą sposobność,by uśmiechem, spojrzeniem czy paru zdaniami dać mu poznać, że go bardzo lubi.Ilekroćznajdowali się sami, a zdarzało się to co prawda rzadko, starała się czy to pod pretekstem zaj-rzenia do czytanej przez Murka książki, czy pod innym byle pozorem otrzeć się oń, przytulić,158 dotknąć jego ręki.On ze swej strony nie szukał takich okazji, jednak skoro się przytrafiły, nieumiał zdobyć się na brutalny gest.A na najchłodniejsze słowa dziewczyna zdawała się niezwracać żadnej uwagi.Widocznie intuicja mówiła jej, że w tę oziębłość nie trzeba wierzyć.Murek coraz częściej łapał siebie na zamyśleniu się na ten temat, na rozważaniu w gruncieniedorzecznego zamiaru wyratowania Arletki.Wyratowania niekoniecznie dla siebie, lecz dlapartii.W normalnych czasach nie przyjęto by jej, niedawno wszakże nadeszła nowa instrukcjaKominternu, by masowo przyjmować, kogo się da.Był dopiero koniec sierpnia.Moskwa jed-nak zawczasu planowała wielkie manifestacje na dzień 1-go maja i chodziło o zwerbowanienajwiększych mas, szybkie przeszkolenie partyjne, by w dniu święta robotniczego, zademon-strować ogromny wzrost sił KPP.W związku z tym w partii było moc roboty.Murkowi wciąż CKW zabierał najpotrzebniej-szych ludzi, wysyłając ich jako kurierów na kontakty do miast prowincjonalnych.Nawet za-stępcę Murka, towarzysza Dyla, delegowano do Kalisza.Murkowi było to tym bardziej nie narękę, że wreszcie po długich zabiegach w dyrekcji warsztatów kolejowych uzyskał zgodę naswój urlop na pierwszy tydzień września i dostał kilkadziesiąt złotych pożyczki.Na wyjezdziew tym czasie zależało mu bardzo, gdyż po pierwsze chciał czym prędzej ożenić się z Karolkąi wyprowadzić się od pani Koziołkowej, której od piętnastego września wymówił.Chciał byćjak najdalej od Arletki.Poza tym drugiego września musiał poznać wreszcie swego małegoStefanka, drugiego września, w dzień jego imienin.Dlatego zdecydował się wobec władz partyjnych kwestię swego wyjazdu postawić naostrzu noża.Spodziewał się sprzeciwu a nawet wyraznego zakazu.Tymczasem rzecz poszłanieoczekiwanie łatwo.Gdy towarzyszowi Zamojskiemu i towarzyszowi Bigelsteinowi zCKW otwarcie i szczerze powiedział, dokąd i po co musi jechać, ci nie tylko nie okazali nie-zadowolenia, lecz ucieszyli się.Okazało się, że już od kilku dni zastanawiano się, kogo bypewnego i niepodejrzanego przez policję tam właśnie wysłać [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl