, Dick Philip K Czlowiek o jednakowych zebach 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tak więc, jeśli człowieka zdefiniujemy jako istotę posługującą się narzędziami, to neandertalczyk był człowiekiem.Obaj umilkli.- Powiem panu, jak to moim zdaniem wyglądało -odezwał się Freitas.- Baliśmy się nie żadnego potwora, ale bojaźliwej, niechlujnej istoty.Wyobrażam ich sobie jako potwornie wykorzystywanych robotników w dzie­więtnastowiecznej Anglii.Albo średniowiecznych chło­pów pańszczyźnianych.Pozbawionych jakichkolwiek praw i zepchniętych na margines.Może wolno im byłonosić drewno, budować ogniska, obdzierać ze skóry zwie­rzęta i żuć skórę.Wie pan co? Przyszło mi do głowy, że może nasi przodkowie mogli malować na ścianach jaski­ni te wspaniale byki.bo mieli niewolników.Takich.-Stuknął w czaszkę.- Niższy gatunek do wykonywania czarnej roboty po to, by panowie mieli więcej wolnego czasu.- Dlaczego by nie - rzekł Runcible - skoro żyli w tym samym czasie, a nie najpierw neandertalczyk, a potem kromaniończyk.- Popełniliśmy zbrodnię - powiedział Freitas.- Zbrod­nię przeciw życiu.Wyparliśmy słabszego.Zabijaliśmy i braliśmy w niewolę słabiej rozwiniętych.Być słabym to zbrodnia, prawda? Skoro dajesz się bić, zasługujesz, żeby być bitym.Chrystus był więc grzesznikiem par excellence.- Zerknął na Runcible'a, krzywo się uśmie­chając.- Przepraszam.Pan ma zapewne swój pogląd na te sprawy.- Ile czasu zajmie panu wykonanie testów?- zapy­tał Runcible.- Kilka tygodni.Co najmniej.- Chce pan zabrać czaszkę ze sobą?- Chciałbym.Ale jeśli mi pan jej nie da, mogę tutaj zebrać wszystkie potrzebne próbki.- Przyszło mi do głowy, że mógłby pan u mnie prze­nocować.Mamy mnóstwo pokojów.- Chyba przyjmę pana zaproszenie - zgodził się Frei­tas.- Chciałbym się zobaczyć z Whartonem, skoro tu jestem.Mógłby go pan tu sprowadzić?- Do licha, codziennie tu wpada po lekcjach.Ryje w ziemi jak geolog, który wpadł na ślad ropy.Było wpół do trzeciej.- Świetnie- ucieszył się Freitas.- Może razem po-kopiemy trochę w ziemi.Mam nadzieję, że ma narzę­dzia, boja, oprócz małej saperki, niczego ze sobą nie za­brałem.- W piwnicy - odparł Runcible - znajdzie pan wszyst­kie narzędzia do kopania, jakie istnieją na świecie.Po­jechałem do Grandiego i kupiłem, co mi wpadło w ręce.Czy ona.- zawahał się - czy ta czaszka jest autentycz­na?- Nie umiem powiedzieć.- Nie chodzi mi o naukową opinię, ale o pana wraże­nie.Co panu podpowiada intuicja? Ja zawsze wyczuję klienta.Wiem, kto naprawdę chce kupić dom, a kto tyl­ko dużo gada, ale nie ma forsy.- Gdybym to ja ją znalazł, w pierwszym odruchu po­myślałbym, że jest prawdziwa- oświadczył Freitas.Przez ciało Runcible'a przeszedł dreszcz.Ogarnęło go poczucie siły i radość, i.Bóg wie, co jeszcze.Nigdy wcze­śniej nie doświadczał takich uczuć.Przeszły przez niego jak fala.- Tak samo musi się chyba czuć zbieracz znaczków -mruknął.- Lepiej niech pan sobie nie robi przedwczesnych nadziei - stwierdził sucho Freitas.- Zaczekajmy na wyniki testów.- W porządku- powiedział Runcible.Ale wiem, co wykażą, dodał w duchu.Po prostu wiem.Tydzień później, kiedy wpadł do biura, żeby zabrać klucze, starsza kobieta, która pomagała mu prowadzić sekretariat, wstała od maszyny do pisania i powiedziała:- Panie Runcible, szukało pana dwóch mężczyzn.Powiedzieli, że jeszcze wrócą.Zdaje mi się, że poszli do kawiarni.Jednym z nich był doktor Freitas.Zobaczył ich dziesięć minut później - przechodzili przez ulicę.Freitas znów był w szarym prążkowanym garniturze i muszce.Towarzyszył mu większy mężczy­zna, który wyglądał jak agent ubezpieczeniowy.Miał na sobie ciemny garnitur, jasnozielony krawat, a na głowie stetsona.Pod pachą niósł aktówkę.- Możemy porozmawiać na osobności? - zapytał Frei-tas, gdy on i jego towarzysz weszli do biura.- To Jack Bowman, mój kolega z wydziału antropologii.Runcible zaprowadził ich do niewielkiego pomiesz­czenia na zapleczu, którego używał jako magazynu.Frei-tas usiadł na drewnianej skrzyni i oświadczył:- Na tyle, na ile możemy powiedzieć na obecnym eta­pie.- Utkwił wzrok w Runcible'u.- Czaszka, którą pan znalazł, nie jest prehistoryczna.- Co to znaczy? - zapytał pośrednik, czując, że krew przestaje mu krążyć w żyłach.Miał wrażenie, jakby wszystkie funkcje jego organizmu ustały.- Może mieć pięćdziesiąt, sto, góra dwieście lat.In­nymi słowy, jest współczesna.Runcible nie wiedział, co na to odpowiedzieć.Z są­siedniego pokoju dobiegł go dzwonek i głos kobiety, któ­ra odebrała telefon.Interesy, pomyślał.Toczą się zwy­kłym torem.- Co teraz? - zapytał.- Chcemy zabrać czaszkę i inne przedmioty na dal­sze badania - powiedział Bowman.- Nie ma sprawy- odparł Runcible, czując słony smak w ustach.Okropnie słony i piekący.- Co mam do stracenia?- Może pan stracić swoją czaszkę- rzekł Freitas.- Istnieje niebezpieczeństwo, że zostanie uszkodzona pod­czas badań.Ale będziemy rzecz jasna uważać, żeby nic się jej nie stało.Bowman bardzo się nią zainteresował.Ja także.- Czy ktoś inny ją badał? - zapytał Bowman.- Czy­tałem kilka artykułów w gazetach na jej temat, lecz nie było w nich napisane, kim byli ci, którzy ją badali, jakie mieli kwalifikacje i tym podobne.Zrozumiałem jedynie, że jest pan przekonany ojej autentyczności i ma pan na to poparcie jakiegoś autorytetu, specjalisty w tej dzie­dzinie.- Zna pan Michaela Whartona.On uważa ją za au­tentyczną.Zbadał ją bardzo dokładnie.Bowman spojrzał pytająco na Freitasa [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl