, Demony czasu pokoju 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A ja nie byłem taki dumny, żeby nie poprosić opomoc.Oczywiście ludzie są różni: niektórzy błyskawicznie zapominają o wyrządzonych imprzysługach, ale inni chętnie spłacą dług.***Katia odłożyła wyniki badań, w zamyśleniu zabębniła palcami po blacie: dla wygodyodwiedzających do mojej izolatki wstawiono kulawy stolik i krzesło.- I co? - ponagliłem.- Będziesz żył - odparła z uśmiechem. - Jakie są rokowania? Kiedy stąd wyjdę?- Najpierw musisz wrócić do sił.Potrzebujesz odpoczynku.- Nie mam na to czasu!- Będziesz musiał znalezć - stwierdziła chłodno.- Katia!Jekatierina Romanienko, doktor nauk medycznych, demonstracyjnie i bez pośpiechupokazała mi język.Sapnąłem ze złością.Ledwo położą człowieka w szpitalu, a natychmiastzbiegnie się gromadka kobiet, które lepiej od niego wiedzą, czego mu potrzeba.- Jak myślisz, skąd się wziął ten snajper? - spytałem z wymuszonym spokojem.- Nie rozumiem.- Pamiętasz, jak wyglądało pomieszczenie, z którego strzelał?- Oczywiście, sama zajmowałam się dokumentacją fotograficzną.- Więc?- Otwarte okno, nieco w głębi pokoju stół, do klamki okna przywiązany był kawałek linki.- To był zawodowiec najwyższej klasy - wszedłem jej w słowo.- Usiadł albo uklęknął nastole i kiedy zauważył, że wychodzę, otworzył okno, ciągnąc za sznurek.Tak żeby z ulicy niemożna było niczego zobaczyć.Gdyby nie to, że oślepiło mnie odbite w szybie słońce, leżałbymteraz w zupełnie innym miejscu.Takich sztuczek uczą tylko dywersantów.Kiedy umierał,szepnął: Hie gut Brandenburg allewege.- Co to ma niby znaczyć? Znam niemiecki, ale.- To dewiza niemieckiej jednostki dywersyjnej  Brandenburg - wyjaśniłem sucho.- Trudnoją dosłownie przetłumaczyć, to coś w rodzaju:  Wierni Brandenburgii na zawsze albo Brandenburgia po wsze czasy.Nieważne.W czasie wojny wzięliśmy do niewoli sporą grupębrandenburczyków.Tylko wiesz co? Wszyscy oni siedzą w obozach, pod specjalnym nadzorem.Bo wiemy, na co ich stać.A ten nagle nie dość, że znalazł się na swobodzie, to jeszcze uzbrojonypo zęby.Wniosek: ktoś chce posłać do piachu niejakiego Razumowskiego! I to nie byle kto, alektoś bardzo wpływowy, bo nie każdy może zorganizować ucieczkę brandenburczykowi!- Myślałam.Gazety pisały, że to zwykły żołnierz, że uciekł z konwoju.- A co miały napisać? Przyznać, że ktoś wykiwał system? %7łe na swobodzie hulają sobieniemieccy dywersanci? %7łe ktoś z naszych im pomaga i zaopatruje w broń? Katia, Katia.- Dwa, może trzy dni - powiedziała po namyśle.- Jeśli wyjdziesz wcześniej, rana może sięznowu otworzyć, nie mówiąc już o tym, że najprawdopodobniej padniesz po przejściu stumetrów.Przytaknąłem niechętnie.Rzeczywiście moja kondycja pozostawiała wiele do życzenia - narazie ledwo byłem w stanie przejść parę metrów dzielących mnie od toalety.- W porządku, zostanę, chciałbym jednak cię o coś prosić.- Tak?Wziąłem dziewczynę za rękę i wypisałem jej na dłoni kilka cyfr kopiowym ołówkiem, któryzostawił ktoś z personelu.- Zadzwoń pod ten numer i powiedz, że leżę w szpitalu.- Co to za numer?- A nie możesz spełnić mojej prośby bez zadawania pytań?Katia wydęła wargi i przecząco pokręciła głową.- Mocodawca tego brandenburczyka nie przerwie polowania tylko dlatego, że leżę wszpitalu.Może zechce mnie udusić poduszką, a może wrzuci przez okno wiązkę granatów.Tentelefon to sygnał alarmowy dla ludzi, którzy będą w stanie zatroszczyć się o mojebezpieczeństwo i dopilnować, żeby nikomu z pacjentów czy personelu nie stała się krzywda. Zadowolona?!- Przepraszam, Saszka, ja.- Idz już - poprosiłem.- Jestem zmęczony.Wyszła bez słowa.***Obudziło mnie uczucie, że nie jestem sam: tym razem dziewuszka - jak jej tam było? Aniuta?- raczyła się gotowanymi ziemniakami.Siedziała - a jakżeby inaczej! - na skraju mojego łóżka,choć tuż obok stało krzesło.Ech, ani chwili spokoju.- Kto cię tu wpuścił? - spytałem surowo.- Wujek - wymamrotała niewyraznie.- Ten, który stoi przy drzwiach.- Po co tu przyszłaś?- Dać ci ziemniaczka ze swojego obiadu.Bo zjadłam ci zupę.- Ktoś ci kazał?- Nie, ja sama! - zaprotestowała z oburzeniem.- Wiem, że to nieładnie zabierać komuśjedzenie, ale brzuszek bardzo mnie bolał.- Nie chcę - mruknąłem.- Nie jestem głodny.- To mogę wszystko sama zjeść?- Możesz.- Naprawdę? Bo dzisiaj dostałam dużo ziemniaczków.Ciocia Warwara mówi, że tak będziejuż zawsze.- Naprawdę.A gdzie jest Warwara Sie.ciocia Warwara?- Pojechała na milicję z wujkiem Kolą.- Jakim, do licha, Kolą?!- Nie przeklinaj! - upomniała mnie surowo.- Bo ciocia Warwara wyszoruje ci buzię mydłem.Westchnąłem bezradnie, najwyrazniej przespałem to i owo.- Wujek Kola to takie wielkie byczysko?Dziewuszka przytaknęła z powagą.- Rozmawiał dzisiaj z in.inte.- Intendentem?- Uhm.I ryczał jak byk.- Znaczy kto ryczał? Wujek Kola czy intendent?- Wujek Kola.Intemdent piszczał jak mała dziewczynka.Ale ja nie piszczę.I jestem już duża- zaznaczyła dobitnie.- Jasne.- Nie piszczę! - powtórzyła, tupiąc nogą.- No, może trochę, ale to było wtedy, jak Wańkawrzucił mi żabę do łóżka.- Każdy by zapiszczał - przyznałem zgodnie.- A teraz zawołaj tego wujka spod drzwi.Po chwili dziewuszka wróciła, prowadząc za rękę postawnego mężczyznę w wojskowymmundurze.- Pewnie teraz mam sobie pójść? - zapytała domyślnie.Oficer sięgnął do kieszeni i wręczył jej cukierka.- Jesteś wyjątkowo inteligentną młodą damą - oświadczył.- I nie waż się podsłuchiwać!Dziewczynka zachichotała i wybiegła na korytarz, a Siemionow - teraz już pułkownik, a niemajor - przysiadł na krześle.- Jak sytuacja? - spytałem bez wstępu.- Chujowa - odparł równie bezceremonialnie. - Co się dzieje?- %7łebym to ja wiedział - odburknął.- Szef był na Kremlu z twojego powodu, a pózniejpoderwał w trybie alarmowym całą grupę.Mamy cię ochraniać.No i jestem.- Wzruszyłramionami.- Myślałem, że to Katia was zawiadomiła.- Nie, kiedy zadzwoniła, już tu byliśmy.- Szlag!Siemionow skinieniem głowy przyznał mi rację.- Jakieś plotki?- Można? - Wyjął paczkę papierosów.- Nie krępuj się - mruknąłem, wiedząc świetnie, że mój rozmówca nie pali.- Na Kremlu panika - stwierdził szeptem, zakrywając usta pod pretekstem przypaleniapapierosa.- Ogłosili alarm, odwołali wszystkie wyjazdy Stalina.- Myślisz, że ma to coś wspólnego z tym zamachem na mnie?- A ty nie? I druga plotka: podobno szykuje się jakaś kontrola w MGB, na celowniku sąludzie Abakumowa i on sam.Uniosłem ze zdziwieniem brwi [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl