,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W takim przypadku ujrzeliby panowie kamienie najwyżej po upływie trzech dni.Mógłbym je panom obiecać nawet jutro, gdybym był pewien, że pacjent zechce z nami współpracować.– Co pan profesor ma na myśli?– Istnieje metoda polegająca na podaniu choremu silnego środka przeczyszczającego, który skutecznie pobudza wydalanie.Oczywiście, nie możemy przeprowadzić tej kuracji bez zgody pacjenta.Amnesty International nigdy by nam tego nie darowała.Groźba ewentualnej interwencji chirurgicznej skłoniła rabusia do zażycia leku przyśpieszającego funkcje organizmu.Podjąłem odpowiednie środki ostrożności umieszczając w separatce z żywą kasą pancerną dyżurnego policjanta, któremu zleciłem sprawdzenie zawartości basenu.Jubiler przyjął z wdzięcznością propozycję towarzyszenia strażnikowi i wspomagania go w delikatnej misji.Brylanty i perły wróciły do prawowitego właściciela dzięki mieszance przeczyszczającej, opartej na związkach magnezu, której skrupulatnie opracowany skład chemiczny (CaOxMgOx2CO2) wykluczał całkowicie możliwość szkodliwych skutków ubocznych.* * *W komisariacie czekał już na mnie telegram z Paryża.Dalbois uwinął się gładko z identyfikacją zabójcy Rogera Thiraud.Zawiadamiał mnie o wysłaniu listu ze szczegółowymi informacjami, który powinien był nadejść tego samego wieczoru.Bez większego przekonania spróbowałem się zająć załatwianiem zaległych spraw.Seria kradzieży w sklepach, dwa lub trzy przypadki prowadzenia pojazdów mechanicznych w stanie upojenia alkoholowego, jeden przypadek stawiania oporu funkcjonariuszowi policji w trakcie pełnienia obowiązków służbowych.Dla zabicia czasu sprawdziłem także akta personalne załogi komisariatu oraz tabelę awansów.Stwierdziłem, że Bourrassol mógł liczyć na przesunięcie do IV grupy służbowej, chyba, że komisarz Matabiau obarczyłby go odpowiedzialnością za wybryki latorośli i pozostawił na dwa dodatkowe lata w grupie III.Zrywałem się na każdy dzwonek telefoniczny, na każde pukanie do drzwi.Listonosz przynosił nam wieczorną pocztę regularnie o piątej.Marzyłem, żeby tego dnia wyłamał się z tradycji.Zbiegłem po schodach, gdy tylko dostrzegłem go w bramie.Odebrałem całą korespondencję i rozłożyłem ją na biurku w swoim gabinecie.Polecony od Dalboisa znajdował się tam wśród innych listów.Otworzyłem go w pośpiechu rozdzierając kopertę.Pan inspektor z Informacji nie zawracał sobie głowy zbytecznymi formułkami grzecznościowymi.„Drogi Cadin,Twój CRS-owiec nazywa się Piotr Cazes.Należał rzeczywiście do Brygad Specjalnych, których zadaniem była likwidacja aktywnych działaczy CAS i F.L.N.w ostatnich latach wojny algierskiej.Na wszelki wypadek przypominam Ci, że wszystkie działania prowadzone w toku tej wojny zostały objęte dekretem z lipca 1962, który postanawia, między innymi, że nikt nie może być ścigany, lub pociągnięty do odpowiedzialności sądowej ani też podlegać jakiejkolwiek dyskryminacji z powodu czynów popełnionych w związku z wydarzeniami w Algierii i na terytorium kraju przed ogłoszeniem zawieszenia broni.Piotr Cazes jest obecnie na emeryturze.Mieszka, a przynajmniej mieszkał jeszcze przed kilkoma miesiącami, w twoich okolicach, w Grisolles, miasteczku położonym między Grenadę w Verdun, w pobliżu szosy nr 17.Bądź ostrożny, to już nie zgniłe jajeczko, ale beczka prochu.Proszę Cię, spal ten list natychmiast po przeczytaniu.Zrobiłem to samo z fotografią, którą mi powierzyłeś.PozdrowieniaDalbois”Wyjąłem z szuflady zapalniczkę i spaliłem list wraz z kopertą.Resztę korespondencji wręczyłem sekretarce i udałem się na poszukiwanie starszego sierżanta Lardenne’a.Znalazłem go w stanie pożałowania godnym na przednim siedzeniu policyjnego radiowozu.Sprawiał wrażenie człowieka cierpiącego na ciężką chorobę nerwową.Ramiona drgały mu konwulsyjnie, co chwila przekrzywiał głowę na bok.Od czasu do czasu prostował się, by znów opaść na kierownicę.Rozwiązałem tajemnicę tych podrygów, zaglądając przez szybę do samochodu.Lardenne zrezygnował z matematycznych rozkoszy kostki Rubika i oddawał się obecnie upojnej video-neurotycznej grze pod nazwą „Banzaj”.Trzymając w ręku płytkę elektroniczną wielkości kieszonkowego kalkulatora usiłował zmusić maleńką figurkę do pokonania trasy usianej przeszkodami.– Proszę mi to pokazać, Lardenne! A pan niech tymczasem weźmie kurs na Grisolles.To taka mieścina przy szosie nr 17, niedaleko Montauban.Pozwoliłem mu na zabawę z białymi liniami i pasami poprzecznymi, ze znakami stopu i pierwszeństwa przejazdu oraz ze wszystkimi ludzikami, którzy tego popołudnia pędzili w obie strony między Tuluzą a Montauban.Ja tymczasem kierowałem ucieczką kominiarza, posuwając go naprzód prawym kciukiem, cofając zaś lewym, by w końcu zaprowadzić mojego bohatera na szczyt drapacza chmur, gdzie czekał nań helikopter.Po drodze musiał wspinać się po niezliczonych schodach, przemykać przez setki drzwi, które zazwyczaj zatrzaskiwały mu się przed nosem, zmuszając go do rozpaczliwych manewrów.Kominiarza prześladował także upiorny dozorca, goniąc go i bombardując naczyniami kuchennymi.Na biedaka czyhał poza tym gigantyczny podstępny szczur, który z braku lepszego zajęcia pożerał całe piętra budynku!Podczas przejazdu przez Verdun udało mi się ulokować kominiarza na płaskim dachu drapacza chmur, ale w ostatniej chwili helikopter, wytrącony z równowagi niezręcznym manewrem mojego prawego kciuka, rozbił się o okna sto trzydziestego piętra.Dozorca natychmiast skorzystał z okazji wbijając straszliwy nóż rzeźnicki w plecy uciekiniera.Szczur w mgnieniu oka pożarł trupa.Pozytywka odbębniła ponuro pierwsze takty marsza żałobnego Chopina.– Jaki wynik osiągnął pan ostatecznie, panie inspektorze?Nacisnąłem guziczek i w podświetlonym okienku ukazał się rezultat moich zmagań.– Dziewięćset trzydzieści dziewięć schodów!– Mój rekord wynosi tysiąc pięćset piętnaście.To nie było takie proste!.Kupię sobie jeszcze „Yakoona”.Podobno jest dziesięć razy bardziej ciekawy [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Archiwum
|