, Wszelki wypadek 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Musiprzynajmniej odzyskać oddech.Wsparł się o mur tuż przy drzwiach i nagle ześrodka usłyszał głosy.Zajrzał przez szybę.Miał szczęście.Ojciec zajęty byłklientką, jakąś panią, która prosiła o dorobienie rączki do dziwacznych,dwustronnych pazurków.Zwierzała się, że owe pazurki są jej ulubionym narzędziempracy na działce i trajkotała na ten temat tyle, że ogłuszony gadaniem panMarczak prawie nie zauważył własnego syna.Bartek wykorzystał sytuacjębłyskawicznie.Chaber pędził szybciej, ale miał do przebycia dłuższą drogę.Oderwany od obiadu Rafał musiał narzucić na siebie wierzchnią odzież i zmienićbuty.W rezultacie prawie równocześnie na umówionym skrzyżowaniu pojawił sięmały fiat i ciężko zdyszany chłopiec z wielką parcianą torbą w objęciach.-Gdzie Chaber? - spytał niespokojnie Rafał, Kiedy Bartek wepchnął się do środka.- Dlaczego nie czekał?-Kazali mu wracać od razu - wysapał Bartek.- Nie wiadomo, co się tam dzieje, atylko pies to zgadnie.O rany, wyrobiłem gimnastyczną normę za dwa lata zgóry.W dwanaście zaledwie minut po zniknięciu Bartka i Chabra trojepozostałych wspólników z niepokojem ujrzało ten sam samochód, nadjeżdżający odstrony ulicy Rozbrat, Tym razem nie zatrzymał się i nie zaparkował, tylko zacząłskręcać i manewrować, aż ustawił się tyłem do garażu.Pasażer wysiadł i otworzyłwrota, a kierowca, wolno i ostrożnie, wprowadził wóz do środka.Nie wjeżdżałgłęboko.Zatrzymał się tak, że przedni zderzak wystawał i uniemożliwiałzamknięcie wrót.Pozostały uchylone.- Przyjechali po pana Wolskiego - szepnęłaJaneczka z niezachwianą pewnością.- Głowę daję! %7łeby go tylko nie zamordowaliod razu.! - Pokazać się im - zaproponował z determinacją Pawełek.- Przyświadkach będzie im głupio.Poza tym, nie odjadą przecież! Stefek.Stefek byłgotów.- Przednie - powiedział, zaciskając żeby.- Spróbuję oba, żeby mieli równo.Przekuśtykał kilkanaście metrów, zatrzymał się przy garażowych wrotach i uchyliłje bardziej, wcale się nie kryjąc.-Przepraszam bar.- zaczął i urwał.Garażbył pusty.W głębi, za samochodem, widniały wąskie, otwarte drzwi.Stefekzawahał się na jeden krótki moment, niepewny, czy nie wykorzystać sytuacji i niezajrzeć za te otwarte drzwi, zanim przystąpi do właściwego działania.Rozstrzygnął problem krakowskim targiem, najpierw jedna opona.Wskazującympalcem uruchomił dodatkowe wyposażenie Szwedki i oparł się na niej całymciężarem.Następnie uczynił krok w głąb garażu i w tej samej chwili w otwartychdrzwiach ukazał się jeden z owych facetów.Nie zamierzał wchodzić, zajrzałtylko, zobaczył Stefka i jakby zamarł.Stefek czym prędzej uczynił krok do tyłu.- Przepraszam bardzo - powiedział zmartwionym głosem.- Czy pan nie wieprzypadkiem, gdzie tutaj jest ulica Parkowa? Szukam i szukam, i nikt mi nie umiepowiedzieć, a ja chodzić nie mogę.Równocześnie, jakby dla demonstracji, prze-kuśtykał z wysiłkiem dookoła maski samochodu i wsparł się na Szwedce tuż przylewym przednim kole.Człowiek w drzwiach wahał się przez sekundę.- W prawąstronę i trzecia w lewo - powiedział złym głosem.- I zjeżdżaj stąd! -Dziękujębardzo - powiedział Stefek grzecznie i wykuśtykał z garażu, zwracając się wprawo.Kierunek odpowiadał mu w pełni, tam bowiem czekała Janeczka z Pawełkiem.Nie oglądał się, ale był pewien, że ów człowiek podszedł aż do wrót i patrzy zanim.Czuł jego wzrok na plecach.Kulał z zapałem, niepokojony tylko obawą, żektóreś z nich może wyjrzeć i wróg ich zobaczy.Pawełka ujrzał przed sobą nagle.Uczynił gwałtowny ruch, wymiatający go z ulicy.- Już wlazł z powrotem - powiedział uspokajająco Pawełek.- Gapił się na ciebie,widzieliśmy.I jak?- Załatwione - odparł krótko Stefek, starannie kryjąc dumę.- Oba przednie.- Cosię tam w ogóle dzieje? Podeszli obaj do Janeczki.Stefek skupił się.W tymwyglądającym z drzwi człowieku było coś, co go tknęło. - Chyba akurat wywlekają pana Wolskiego z piwnicy - rzekł z namysłem.- Wedwóch.Wyjrzał przez drzwi, pewno tylko na wszelki wypadek, i mnie zobaczył.Jest tu jakaś ulica Parkowa?-Na co ci Parkowa?- Na nic.Pytałem go, gdzie jest, powiedział, że zaraz w prawo.-Zełgał.Parkowa jest blisko Gagarina.Chciałsię ciebie pozbyć.No dobra, wycieczkę mamy z głowy, ale ciągle nie wiem, corobić dalej.- Na razie patrzeć, co będzie - poradziła Janeczka.Wrota garażu otwarły się szeroko i wyjechał z nich samochód.Jeden zezłoczyńców zamknął je, założył kłódkę, wsiadł na miejsce pasażera i ruszyli.Przejechali niewielki kawałek, zaledwie do zakrętu tej wewnątrzosiedlowejuliczki.Zatrzymali się, wysiedli i obejrzeli przednie koła.Wahali się krótko.Kierowca wsiadł z powrotem i na wstecznym biegu wrócił w pobliże garażu.yle musię jechało, bo przednie opony już prawie stykały się z obręczami i dlategozapewne zrezygnował z tych kilku metrów więcej i wjeżdżania do środka.W tymmomencie pojawił się Chaber, zdyszany, zziajany, ale szczęśliwy.- Rany, co zapies! - wykrzyknął Stefek z podziwem.- Już obrócił.? Janeczka z wyższościąwzruszyła ramionami.Cały czas obserwowała złoczyńców, ciekawa, co teraz zrobią.Powinni chyba zadzwonić do swoich wspólników, żeby przyjechali drugimsamochodem.Chyba że dadzą spokój przewożeniu pana Wolskiego [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl