, Chmielewska Joanna Wszelki wypadek (4) 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Oba samochodywyglądały bardzo zniechęcająco dla złodziei, wiek malucha był wyraznie widoczny,a wujek Andrzej specjalnie zrobił sobie wgniecenie na błotniku i pomalował dółdrzwiczek czymś, co prezentowało się zupełnie jak rdza.%7ładen nie był umyty ilśniący Golf matki kontrastował z nimi wręcz przerażająco.Mimo lekkiegozabłocenia, blask bił od niego na całą okolicę.- Nie ma siły, garażu trzebabędzie używać już teraz - westchnął Pawełek, zakłopotany i nieco przygnębiony.Janeczka wzruszyła ramionami i pokiwała głową.Nikomu dotychczas nie chciało sięwjeżdżać do środka, garaż stał pusty, o ile pustką można nazwać olbrzymią ilośćkartonowych pudeł, które go zapełniały, a bramy nie otwierano wcale.Ciąglewszyscy mówili, że garażu zacznie się używać dopiero, kiedy ojciec wróci iprzywiezie jakiś nowy, porządny samochód.- %7łeby chociaż cokolwiek innego, a nieGolf! - mruknęła z troską.- A jakby go tak zostawić na wabia? - ożywił się nagle Pawełek.- I czatować? Moglibyśmy złapać złodzieja.- Czy dostałeśpomieszania zmysłów? - zgorszyła się jego siostra.- Sam mówiłeś, i Rafał mówił,że to jest międzynarodowa szajka.Chcesz złapać całą szajkę? Tak tu będąprzychodzili po jednej sztuce, żeby ci ułatwić? -No nie.O rany, zimno.Czytam nikogo nie obchodzi, że nas nie ma, bez butów i bez palta? Okazało się, żejednak obchodziło co najmniej jedną osobę.Od strony domu dobiegło wezwaniematki.%7łądała ich natychmiastowego powrotu tonem, który wskazywał, że to już niesą żarty.Janeczka podjęła decyzję.-Idz i powiedz jej, co trzeba, a ja tupoczekam z Chabrem.Potem się zamienimy, albo przynieś mi kurtkę i buty.Iszukaj tego klucza.Pani Krystyna dość łatwo zrozumiała, co się do niej mówi,uległa naciskom ze strony dzieci i zgodziła się nawet" do otwierania bramyużywać chwilowo wytrycha, klucz bowiem znikł i Pawełek nie zdołał go odnalezć napoczekaniu.Zobowiązał się uroczyście załatwić sprawę jutro.Kartonowe pudłausunięto pod ściany i Golf zmieścił się na środku z łatwością, garaż bowiemprzewidziany był na dwa samochody.Pizza po chińsku wyszła nieco osobliwie,przypominała raczej naleśnik, ale dała się zjeść.Matka z wyraznymzainteresowaniem dopytywała się, co nadaje jej ten lekko słodkawy smak, wzasadzie bowiem była to potrawa ostro-kwaśno-słona, aż wreszcie Janeczkazdradziła, że do rozprazonej cebuli dodała powideł ze śliwek.W myśl przepisumiała to być marynata z pigwy, ale marynaty z pigwy nie było.Babcia obiecałazrobić w przyszłym roku, bo pigwa rośnie w ogrodzie.Podjęte zobowiązanieprzygniotło Pawełka nieznośnym ciężarem, bo klucz od bramy znikł.przepadł i nieznalazł się nigdzie, a matka stanowczo żądała unormowania sytuacji.Nie byłowątpliwości, że to on sam go zgubił, czy może schował tak porządnie.Należało toteraz nadrobić.- No dobra, niech będzie, zmienię zamek - zadecydował posępniepóznym wieczorem.- Ten parszywy klucz nóg dostał i sam gdzieś poszedł.A takibył dobry! - Do czego dobrym - zaciekawiła się Janeczka.-Do strzelania.Jedyny klucz z dziurką! Do strzelania musi być z dziurką.- Jakzmienisz zamek? Przecież to wszystko jest żelazne? Pawełek lekceważąco wzruszyłramionami.- Małe piwo.Dawno ci przecież mówiłem, że Bartka ojciec ma warsztat ślusarski,dwieście pięćdziesiąty raz powtarzam, co żelazne, to dla nas mięta.I nawetzamek dostanę tanio, oni tam mają tego na kopy.Nie musi być fabrycznie nowy.-Stary będzie działał?- Jeszcze jak! Specjalnie znajdziemy taki całkiem staroświecki, one były lepszeniż te nowe.%7łeby się nawet do wytrycha nie nadawał! Kumpel imieniem Bartekzamiłowania ślusarskie odziedziczył po ojcu i bardzo się zapalił do zaplanowanejpracy.Odnaleziony wśród rozmaitych rupieci zamek był ozdobny, potężny i nadwyraz skomplikowany.Istniał nawet klucz do niego, ale tylko jeden.Pawełekpostanowił dorobić jeszcze ze dwa, głównie z tego względu, że pani Krystynaodmawiała noszenia w torebce przedmiotu, który nie mieścił się w niej i ważyłblisko półtora kilo.Należało pozostawić bez zmian tylko pióro, główkę kluczazaś bardzo zmniejszyć, rezygnując z wymyślnych dekoracji.Dwa popołudnia iwieczory zostały poświęcone temu zajęciu.Pawełek w posługiwaniu się szlifierkądoszedł nawet do dużej wprawy, z Bartkiem jednakże nie mógł się równać.Główniezatem pracował Bartek, Pawełek zaś ze szczerym zachwytem oglądał wszystko, coznajdowało się w tym przepięknym warsztacie.- Ty, co to jest? - spytał zzainteresowaniem, obracając w palcach wąski i długi szpikulec z doskonałej stalinarzędziowej.- Do czego? Bartek rzucił okiem.- To takie coś dla jednegotakiego.Okazało się za długie i za grube, więc ojciec zrobił krótsze i cieńsze,a to zostawił, bo może się przydać.Właściwie to ja wymyśliłem, że może sięprzydać.- A do czego było temu jakiemuś?- Do parasola.- Do czego? - zdumiał się Pawełek.- Do parasola? Wszystko inne bym powiedział,tylko nie to! Na co mu to w parasolu i niby gdzie to miał? Bartek przerwałpracę, warkot szlifierki ucichł.- Na końcu miał.Tam gdzie parasol ma ten swój dzióbek.Dla obrony przedbandziorami, tak mówił.Rozumiesz, niby nic, parasol, starszy pan, za pryka gobędą mieli i spróbują napadać.A on tylko to nadstawi i proszę.I rączkę miałtaką na byka, więc było za co trzymać i naciskać.Sięgnął po zamek i przymierzyłklucz.Pasowało doskonale.-Proszę.Jest.Jak w masło! Pawełek, nic nie mówiąc, wziął do ręki podawane mu przedmioty.Pomysł starszegopana napełnił go bezgranicznym podziwem.Z lekkim roztargnieniem przekręciłkolejno oba klucze i z uznaniem kiwnął głową.- A jak on to nosił? Ten parasol?Nie dziabał wszystkiego, co się napatoczyło? -E tam, coś ty.Podpierał sięzwyczajnie.Pawełek odłożył na stołek zamek i klucz i znów ujął szpikulec.-No to mu sięprzecież tępiło - zauważył krytycznie.-Nic podobnego - odparł Bartek, składając porządnie narzędzia i czyszczącwarsztat pracy.- Miał taką nasadkę na to, specjalnie mu ojciec zrobił.A wogóle mógł to całkiem odkręcać i wtykać zwyczajny parasolowy prztyk, bo było nagwint.Pawełek właśnie stwierdził, że oglądany szpikulec ma drugi koniecnagwintowany.Zachwycił się jeszcze bardziej [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl