, Clarke Arthur C 3001 odyseja kosmiczna 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Miliardy razy większy od TMA - 0 i TMA - 1 zachowywał dokładnie te same proporcje, czyli 1:4:9.Na przestrzeni wieków pastwiono się nad nimi po wielekroć, z czego wynikł głównie stos numerologicznych nonsensów.Ponieważ monolit był wysoki na ponad dziesięć kilometrów, ci i owi podejrzewali, że dodatkowo odgrywa rolę wiatrochronu, osłaniającego Tsienville przed huraganami nadciągającymi co jakiś czas znad Morza Galilejskiego.Obecnie rzadziej szalały tak silne wichury, ale tysiąc lat temu, gdy klimat dopiero się stabilizował, mogłyby skutecznie obrzydzić miejscowej faunie wychodzenie na ląd.Mimo szczerego pragnienia, Poolle'owi nigdy nie udało się odwiedzić krateru Tycho i tamtejszego monolitu.Gdy Frank wylatywał na Discovery, wykopaliska pilnie strzeżono.Monolit z Olduvai był zaś dla Poole'a niedostępny za sprawą przyciągania ziemskiego.Jednak Frank widział ich obrazy i znał je lepiej niż własną kieszeń.Poza wielkością nic nie różniło Wielkiego Muru od obu TMA ani od Wielkiego Brata, którego załoga Leonowa napotkała nad Jowiszem.Wedle niektórych teorii (zapewne dość zwariowanych, aby zbliżyć się do prawdy) istniał tylko jeden “archetypiczny" monolit, wszystkie zaś inne, niezależnie od rozmiaru, były jego odwzorowaniami.Poole przypominał sobie ową myśl, wciąż widząc nieskalanie czarną i gładką ścianę obok siebie.Przecież przez tyle wieków coś winno ją wyszczerbić.Ale nie była czyściutka, bez pleśni czy plam, jakby cała armia szczotkowych i ścierkowych właśnie skończyła pucować każdy centymetr.Potem Poole skojarzył jeszcze jedno.Podobno wszyscy, którzy stanęli przed jakimś monolitem, odczuwali przemożną ochotę, by dotknąć lustrzanej gładzi.Nikomu jednak w pełni się to nie udało.Palce, diamentowe wiertła, laserowe noże - wszystko się ześlizgiwało, jakby napotykając niewidzialną i cieniutką, ale też nieprzeniknioną osłonę.Pewna popularna teoria głosiła, że widocznie monolity trwają niezupełnie w naszym uniwersum, ale gdzieś obok i stąd właśnie bierze się owa gruba na ułamek milimetra bariera.Poole okrążył Wielki Mur, który wciąż pozostawał obojętny.Potem poprowadził stateczek nad skraj Tsienville.Zawisł nieruchomo i poszukał stosownego miejsca do lądowania.W małym, ale panoramicznym oknie Falcona malowała się scena, którą Frank widział wielokrotnie na filmach, nigdy jednak nie sądził, że będzie mu dane ujrzeć ją na własne oczy.Europejczycy nie znali chyba czegoś takiego jak planowa zabudowa.Setki kopulastych struktur chaotycznie zaścielały obszar o średnicy mniej więcej kilometra.Niektóre były tak małe, że nawet ludzkie dziecko ledwie by do nich weszło, inne starczyłyby sporej rodzinie, ale żadna z konstrukcji nie wyrastała ponad pięć metrów wysokości.Wszystkie zrobiono z tego samego materiału, lśniącego w blasku dwóch słońc widmową bielą.Tubylcy poszli tropem Eskimosów, którzy również żyli w środowisku ubogim pod względem surowców budowlanych.Funkcję ulic pełniły kanały, całkiem dobre rozwiązanie, jeśli wziąć pod uwagę, że mieszkańcy byli wciąż po części dwudyszni i na noc wracali do wody.Podejrzewano, że tam też żywili się i rozmnażali, ale tego nie udało się dotąd dowieść.Tsienville zwano czasem “lodową Wenecją".Poole musiał przyznać, że porównanie jest ze wszech miar stosowne.Samych “Wenecjan" jednak nie widział, miasteczko wyglądało na dawno opuszczone.I stąd brała się jeszcze jedna zagadka.Chociaż Lucyfer był tu pięćdziesiąt razy jaśniejszy niż odległe Słońce i trwał na niebie nieruchomo przez cały czas, Europejczycy wciąż żyli zgodnie z tradycyjnym rytmem dobowym.Wracali do oceanu o zachodzie, wychodzili o wschodzie Słońca, pomimo że poziom oświetlenia zmieniał się wówczas ledwie o kilka procent.Może działo się tutaj podobnie jak na Ziemi, gdzie blady blask Księżyca wywierał na wiele stworzeń wpływ większy niż jaskrawe Słońce.Do wschodu została jeszcze godzina, a wtedy mieszkańcy Tsienville winni leniwie powrócić do swych spraw.Leniwie w porównaniu z ludźmi, gdyż bazująca na siarce biochemia tych istot nie była równie wydajna jak ta oparta na tlenie.Na lądzie nawet najwątlejszy cherlak prześcignąłby Europejczyka, więc raczej nie należało uznawać tubylców za jednostki groźne.Ta wiadomość kwalifikowała się do dobrych, listę złych otwierało stwierdzenie, że ewentualne próby kontaktu byłyby dość kalekie za sprawą zupełnie różnego poczucia subiektywnego czasu.Pora odezwać się do Kontroli Ganimeda, uznał Poole.Pewnie ze skóry wyłażą, a nie wiadomo, jak bratni konspirator, czyli Chandler, radzi sobie z sytuacją.- Falcon wzywa Ganimeda.Zapewne widzicie, że zatrzymało mnie dokładnie nad Tsienville.Ani śladu wrogości, wciąż mają tu solarną noc.Tubylcy siedzą jeszcze pod wodą.Wywołam was znowu po wylądowaniu.Dim może być ze mnie dumny, pomyślał Poole, sadzając stateczek leciutko niczym płatek śniegu na gładkiej łacie lodu.Nie znał wytrzymałości tego podłoża, więc na wszelki wypadek polecił komputerowi zostawić napęd bezwładnościowy włączony tak, by tylko ułamek masy obciążał płaszczyznę.Miał nadzieję, że tyle starczy, aby wiatr go nie porwał.Po raz pierwszy od tysiąca lat człowiek wylądował na Europie.Czy Armstrong i Aldrin też czuli ten miły dreszczyk, gdy ich Eagle dotknął podporami powierzchni Księżyca? Pewnie byli zbyt zajęci sprawdzaniem prymitywnych systemów modułu księżycowego.Falcon wszystko robił sam.W małej kabinie panowała cisza i tylko oswojona elektronika mruczała swoje.Głos Chandlera zabrzmiał Frankowi w uszach niczym grom [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl