, Christie Agatha Trzynascie zagadek (2) 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Mają we krwi przemyt i grabież rozbitych okrętów.Łupy z wraków uważają za coś, co im się prawnie należy i przeznaczone jest do napychania ich kieszeni.Jest tu jeden facet, którego chciałbym panu pokazać.Bardzo ciekawy typ.Ranek następnego dnia był jasny i bezchmurny.Newman zabrał mnie do Polperran i przedstawił swemu nurkowi o nazwisku Higgins.Był to mężczyzna zamknięty w sobie, o nieruchomej twarzy, a jego wypowiedzi sprowadzały się do monosylab.Rozmawiał z Newmanem na ściśle techniczne tematy tyczące nurkowania.Po jakimś czasie Newman zaprosił nas do gospody Pod Trzema Kotwicami.Tam dopiero kufel piwa rozwiązał Higginsowi język.— Zjechał tu detektyw z Londynu — wymamrotał.— Mówią, że ten statek, co zatonął tu zeszłego listopada, wiózł kupę złota.No, nie on pierwszy poszedł na dno i pewnie nie ostatni.— Tak, tak — wtrącił właściciel Trzech Kotwic.— Prawdę mówisz, Billu Higginsie.— No, jasne, panie Kelvin.Spojrzałem na karczmarza z pewną ciekawością.Zwracał na siebie uwagę przez niezwykle szerokie barki, smagłą cerę i ciemne włosy.Nabiegłe krwią oczy uporczywie umykały w bok unikając czyjegokolwiek spojrzenia.Przypuszczałem, że jego właśnie miał Newman na myśli mówiąc o ciekawym typie w tej okolicy.— Nie chcemy tu żadnych wścibskich obcych na naszym wybrzeżu — rzucił gwałtownie Kelvin.— Macie na myśli policje? — zapytał Newman z uśmiechem.— I policję i innych — rzekł karczmarz z naciskiem.— I radzę o tym, panie, pamiętać.— Wie pan co, Newman, to brzmiało jak pogróżka — powiedziałem, gdy wspinaliśmy się w kierunku domu.Mój przyjaciel roześmiał się.— Bzdura, przecież nie robię im nic złego.Potrząsnąłem z powątpiewaniem głową.W Kelvinie było coś dzikiego i złowrogiego.Czułem, że jego myśli mogą biegnąć dziwnymi, niepojętymi ścieżkami.Wydaje mi się, że od tego momentu zaczął się mój stały niepokój.Pierwszej nocy spałem świetnie, ale następnej często się budziłem nękany niespokojnymi snami.Niedziela zaczęła się chmurnym, ponurym rankiem i zanosiło się na burzę.Jako że nie umiem ukrywać swego nastroju, Newman natychmiast spostrzegł zmianę w mym zachowaniu.— Co się z panem dzieje, West? Jest pan dziwnie rozstrojony od samego rana.— Nie wiem — wyznałem.— Mam złe przeczucia.— To pewnie ta pogoda tak na pana wpływa.— Tak, zapewne.— Nie powiedziałem nic więcej.Po południu wypłynęliśmy motorówką Newmana, ale nagle spadła taka ulewa, że z radością dobiliśmy do brzegu i w domu wskoczyli w suche rzeczy.Wieczorem mój niepokój wzmógł się.Na zewnątrz szalał sztorm.Około dziesiątej burza ustała i Newman wyjrzał przez okno.— Przejaśnia się — powiedział.— Nie dziwiłbym się, gdyby za pół godziny nie było śladu po burzy.Jeśli tak, to pójdę się przejść.Ziewnąłem.— Jestem okropnie śpiący.Niezbyt dobrze spałem ostatniej nocy.Chyba dzisiaj się wcześniej położę.I tak zrobiłem.Zeszłej nocy spałem niewiele, tej zaś jak suseł.Ale sny miałem koszmarne.Ciągle byłem pod wrażeniem złych przeczuć.Śniły mi się jakieś przepastne i straszne otchłanie, wśród których błąkałem się i gdzie każde poślizgnięcie groziło śmiercią.Gdy obudziłem się, wskazówki zegarka pokazywały godzinę ósmą.Okropnie bolała mnie głowa i stale byłem pod wrażeniem nocnych koszmarów.Musiałem być rzeczywiście bardzo rozstrojony, bo gdy podszedłem do okna i rozsunąłem zasłony, cofnąłem się przerażony.Pierwszą rzeczą, jaką ujrzałem — tak mi się zdawało — był człowiek kopiący.grób!Upłynęło ze dwie minuty, zanim odzyskałem spokój.Wtedy uzmysłowiłem sobie, że „grabarzem” był ogrodnik Newmana, a w „grobie” miały być posadzone nowe krzaki róż, które leżały obok na ziemi.Ogrodnik spojrzał w górę i zobaczywszy mnie, uchylił kapelusza.— Dzień dobry panu.Ładny ranek.— Chyba tak — odpowiedziałem niepewnie, ciągle nie mogąc otrząsnąć się z przygnębienia.Jak powiedział ogrodnik, ranek rzeczywiście był ładny.Słońce przygrzewało, niebo było klarownie niebieskie, co zapowiadało piękną pogodę.Zszedłem na śniadanie podśpiewując sobie.Newman nie trzymał stałej służby w domu; dwie siostry w średnim wieku, mieszkające niedaleko, przychodziły codziennie dopilnować jego skromnych potrzeb.Jedna z nich stawiała właśnie dzbanek z kawą na stole, gdy wszedłem do pokoju.— Dzień dobry, Elizabeth — pozdrowiłem ją.— Pan Newman jeszcze nie zszedł?— Musiał chyba wyjść bardzo wcześnie, proszę pana — odparła służąca.— Nie było go w domu, gdy przyszłyśmy.Natychmiast wrócił mój niepokój.Przez ostatnie dwa dni Newman spóźniał się nieco na śniadanie i nic nie wskazywało na to, by był rannym ptaszkiem.Tknięty złym przeczuciem pobiegłem na górę do jego sypialni.Pokój był pusty, co więcej, łóżko nietknięte.Podczas krótkich oględzin pokoju spostrzegłem coś jeszcze.Nie było rzeczy, które miał na sobie poprzedniego wieczoru, jeśli więc wybrał się na spacer, musiał być w nie ubrany.Teraz byłem już pewien, że moje złe przeczucia nie były bezpodstawne.Newman poszedł na spacer, tak jak powiedział.Z nie wyjaśnionych przyczyn nie wrócił [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl