, Chmielewska Joanna Trudny Trup (3) 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A tam, naWoronicza od tyłu, taki znowu straszny ruch nie panuje.Wlazł jakkolwiek i dlategomożemy użyć Słodkiego Kocia.Martusia kręciła głową. A nie mógłby z przepustką, pod innym nazwiskiem.? Kto mu ją da? Ty myśl logicznie.Próbuje ukraść taśmy w tajemnicy przed całymświatem! No trup, no zgadza się.Nie mógłby to być, mimo wszystko, odrobinę łatwiejszytrup? Musiałaś znalezć takiego cholernie trudnego? Wcale go nie znalazłam, sam mi się napatoczył.Ktoś zadzwonił z dołu.Zwolniłam zamek, znów nie pytając  kto tam , bo żadnychwizyt się nie spodziewałam.Wróciłam do komputera. Jadę do Krakowa  powiedziała Martusia z westchnieniem. Pozostałe detaletechniczne uzgodnimy przez telefon.Już tu widzę kolejny problem, jak go wpuścić doarchiwum. Nigdy w życiu nie słyszałaś o złodziejach i włamywaczach?Zabrzęczał gong u moich drzwi. Kto to?  zaciekawiła się Marta. Pojęcia nie mam  odparłam i poszłam otworzyć.Za drzwiami stał Witek, siostrzeniec mojego męża, a zatem prawdopodobnie takżei mój.Zdziwiłam się na jego widok niezmiernie, bo na ogół miał co robić i bez powo-du mnie nie odwiedzał.Miewaliśmy niekiedy wspólne interesy, czasami wyświadczałmi rozmaite przysługi, ale zazwyczaj zaczynało się od telefonu, po czym dopiero kon-takty się zagęszczały.A bywało, że nie odzywaliśmy się do siebie całymi miesiącami.Takznienacka i bez uprzedzenia pojawiał się raczej rzadko i od razu zaciekawiło mnie, cogo sprowadza.Z Martą znali się od dość dawna, bo jezdził zawodowo i mnóstwo razygdzieś tam ją odwoził. Cześć  powiedziałam. Ja się masz?98  Cześć  odparł Witek i zajrzał do pokoju. O, jest Marta.Nie wiem, czy to dobrze, czy zle. No wiesz!  oburzyła się Martusia. Jak ja jestem, to chyba powinno być do-brze, nie? Może i dobrze  zgodził się Witek, odkładając kurtkę byle gdzie. Nie, niechcę piwa, zaraz wracam do domu i napiję się wszystkiego, po czym żadna ludzka siłajuż mnie nigdzie nie wyciągnie.Tak wstąpiłem po drodze, bo to chyba coś dla ciebie. zwrócił się do mnie i nagle skorygował pogląd  nie, w ogóle coś dla was, bo zdajesię, że jakiś kryminał piszecie.?Przyświadczyłyśmy równocześnie, że owszem, piszemy.Witek zdjął z fotela grubyplik papieru, odłożył go na podręczny stolik i usiadł.Rzuciłam okiem dla sprawdzenia,co to jest, stwierdziłam, że brudnopis pierwszych sześciu odcinków serialu, i postano-wiłam pózniej przenieść go na parapet okienny, żeby się nie mylił z ostateczną wersją. Uczestniczyłem w znalezieniu trupa  oznajmił Witek bez wstępów, licząc za-pewne na naszą dużą odporność. Dopiero co, i prosto stamtąd jadę. O Boże!  wykrzyknęła Martusia. Trzeci.?! Czy to nie nadmiar.? Stamtąd, to znaczy skąd?  spytałam nieufnie, bo miałam obawy, że tego właśnienam nie powie.Nie przez złośliwość, tylko z lęku o siebie.Witek jednak żadnego popłochu nie przejawiał. Z Wolicy.Nie muszę się tak zaraz reklamować, ale ja różnych wożę.Mam takie-go, co jak się natankuje, zawsze po mnie dzwoni, a nawet czasem uprzedza wcześniej.Zdarza się, że spod domu go biorę, ale częściej z miasta i wtedy byle który kumpel mupudło odprowadza, a potem wraca ze mną.Wiecie, jak to jest.Obie z Martusia wiedziałyśmy doskonale. Na Wolicy mieszka, od Antoniewskiej takie coś odchodzi, niby ulica, ale to nawetnie ma nazwy.Oficjalnie do Antoniewskiej należy.Jedna parcela go przegradza od ma-fioza. Jakiego mafioza?  przerwałam z wielkim zainteresowaniem. Taki jeden, jak by ci powiedzieć.Od ściągania długów.Prawdziwy, zarejestro-wany jako prywatna ochrona albo jakiś tam doradca, zareklamowany jak należy, każdymoże sobie ludzi od niego wynająć. Do czego?  zaciekawiła się Martusia podejrzliwie. Oficjalnie czy nieoficjalnie? I tak, i tak. Oficjalnie to na przykład do przewiezienia pieniędzy gdzieś tam, prywatnie, nawypłatę dla robotników chociażby, na własną budowę albo co.Baba chce zawiezć biżu-terię do sprzedania, do wyceny.Ktoś wyjeżdża na krótko, cały dom zostawia, elektro-nikę, urządzenia.O, jak ten, co mu całe wyposażenie pracowni wynieśli.!99  Zaraz  przerwała znów Martusia. Ci wynajęci.? Co ci wynajęci? Wynieśli mu.Witek przez moment wydawał się zdezorientowany. O ile wiem, wynieśli mu złodzieje. A ci wynajęci co? Nic.Nie było ich. Rzecz w tym, że ich właśnie nie wynajął, a trzeba było  wyjaśniłam, bo akuratwiedziałam o wydarzeniu prawie wszystko.Martusia odetchnęła z wyrazną ulgą. No to już rozumiem, chwała Bogu.Wydawało mi się w pierwszej chwili, że to natym polega ta ich działalność nieoficjalna.Wynajmuje się ich, a oni wynoszą i bardzosię przestraszyłam. Czego?  zdumiałam się [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl